Artykuły

Piotr Gliński nie miał czego cenzurować. "Wystygła zupa"

"Cyrano" wg "Cyrano de Bergerac" Edmonda Rostanda w reż. Jakuba Szydłowskiego w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

W Muzycznym pokazano premierowo musical "Cyrano", zamówiony z okazji 70-lecia teatru u Krzysztofa Herdzina (muzyka) i Jacka Bończyka (libretto). Niestety, muzyki jest za mało, a reżyseria kuleje.

"Cyrano" to uproszczona, ale wierna adaptacja sztuki Edmunda Rostanda o długonosym Gaskończyku rozkochującym wybrankę poezją - nie w sobie, lecz w niezbyt mądrym konkurencie, którego zostaje suflerem. Libretto Bończyka jest oszczędnie wierszowane, z dużą ilością rymów częstochowskich (wstanie/śniadanie, szpadą/bladą). Autor połączył leksykę przestarzałą z potocyzmami, mając być może na celu "mieszanie wykwintu i rubaszności", jak scharakteryzował styl tekstu Rostanda, tłumacz Włodzimierz Zagórski we wstępie do polskiego wydania sztuki.

Jak na szkolnej akademii

Herdzin napisał muzykę atrakcyjną, wpadającą w ucho i zróżnicowaną. Niektóre piosenki to murowane hity, które chciałoby się mieć na płycie (byli tacy, którzy wychodzili na przerwę z "Każde twoje słowo..." na ustach). Poprowadzona przez kompozytora orkiestra zagrała sprawnie, wokalnie też było na ogół bez zarzutu. Co z tego, skoro piosenek jest po prostu za mało, a aktorzy Muzycznego nie są aktorami dramatycznymi i zdarza się, że deklamują jak na szkolnej akademii.

Pląsanie zakonnic

"Cyrana" miał reżyserować Bończyk. Nie wiadomo, co się stało (teatr mówi o chorobie librecisty, plotki - o nieporozumieniu pomiędzy Bończykiem a dyrekcją), ale ostatecznie zadanie powierzono Jackowi Szydłowskiemu, aktorowi musicalowemu, który ma na koncie reżyserię adresowanego do dzieci "Andonis ma gościa" w Romie i brodwayowskiego hitu "Rent" w Teatrze Rampa. Niektóre postaci drugoplanowe drażnią przerysowaniem, zdarzają się dłużyzny i niewykorzystanie sceny. Nietrafiona wstawka taneczna z przebranym za hrabiego Robertem Sarneckim oraz pląsanie zakonnic dowodzą, że zespół baletowy Muzycznego naprawdę nie musi pojawiać się na scenie za wszelką cenę.

Tytułową rolę "więźnia swej twarzy" powierzono Pawłowi Erdmanowi, który nawet z doklejonym sztucznym nosem ma sporo wdzięku. Znacznie więcej, niż Przemysław Niedzielski jako jego konkurent Christian. Patrząc na charyzmatycznego Cyrana Erdmana i bezbarwnego Christiana Niedzielskiego doprawdy nie sposób zrozumieć, dlaczego Roksana dokonała takiego wyboru. To moim zdaniem błąd obsadowy. Erdman i Agnieszka Przekupień (Roksana) tworzą dobry wokalny duet. Aktorsko dobrze sobie radzą Piotr Kowalczyk jako komiczny Ragueneau który w musicalu nosi swojski przydomek Pasztet i Marcin Ciechowicz - Hrabia de Guiche.

Niezbyt konsekwentna jest scenografia (Grzegorz Policiński). Niektóre dekoracje wykonano pieczołowicie - wrażenie robi zwłaszcza "paszteciarnia poetów". Ale już sceny w klasztorze odbywają się na tle ogrywanego światłem malowidła. Sporo pracy miała pracownia krawiecka, która wykonała kostiumy z epoki charakteryzujące przedstawicieli różnych środowisk (kadeci, poeci, szlachta).

Piotr Gliński na widowni

Premierowy spektakl oglądał minister kultury Piotr Gliński. Publiczność złośliwie spekulowała, czy wicepremier ocenzuruje "Cyrana". Nie miał z czego. "Cyrano" to musical bezpieczny - na zamówienie (a więc nie prowokujący do porównań) u uznanych twórców, przedstawiający znaną i lubianą historię. Morał - piękno zewnętrzne nie idzie w parze z wewnętrznym, a lepszy oczytany brzydal, niż niemądry Adonis - warto sobie oczywiście zapamiętać. Mam jednak wrażenie, że słowa Cyrana, który spektakl o sobie nazywa "wystygłą zupą", choć widzowie "mają ochotę na ucztę", można odnieść do musicalu Teatru Muzycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji