Artykuły

Z kruchty do teatru

Na rozśpiewanej nowohuckiej scenie pojawiły się anioły i diabły, pasterze i bydlęta, sam Bóg Ojciec i Najświętsza Panienka, stary Józef i okrutny Herod. Wszystko to za sprawą pastorałki "Po górach, po chmurach..." z tekstem Ernesta Brylla i muzyką "Skalda" Andrzeja Zielińskiego, wyreżyserowanej przez Krzysztofa Orzechowskiego.

Kariera Bożonarodzeniowych widowisk zaczęła się w kościele, do którego wprowadzili je - na­śladując swoich włoskich braci - polscy franciszkanie. Dopóki figurki Świętej Rodziny i witają­cych Dzieciątko pasterzy pozo­stały nieruchome i nieme, wszy­stko było w porządku. Hierarchii kościelnej nie przeszkadzało na­wet, że w świątecznej szopce po­jawiły się bardzo świeckie po­staci rzemieślników, Żydów, handlarzy i złodziei. Później jed­nak ojcowie zakonni, nie przewi­dując niczego złego, wpadli na pomysł, aby bohaterów ożywić i obdarzyć głosem. Betlejemska opowieść stopniowo urozmaico­na została zabawnymi scenkami rodzajowymi i przyśpiewkami, które, jak pisze Aleksander Bruckner w "Encyklopedii staro­polskiej": przyprawiły szopkę o wyrzucenie z kościoła; te świec­kie żarty profanowały kościoły i w pierwszej połowie XVIII wie­ku pozabraniali biskupi ich wy­stawiania...

W ten sposób jasełka trafiły "pod strzechy" - odgrywane po wsiach w okolicach Bożego Na­rodzenia oraz na amatorskich i szkolnych scenkach. Z czasem tematem zainteresowały się za­wodowe teatry i uznani autorzy - tak powstały najbardziej zna­ne i grane po dziś dzień "Betle­jem polskie" Lucjana Rydla i "Pastorałka" Leona Schillera.

Swoją wersję świątecznej opo­wieści Bryll napisał specjalnie z myślą o nowohuckiej scenie, na której 6 grudnia 1968 roku odbyła się jej prapremiera. Świadczył o tym pierwotny tytuł, który brzmiał: "Ballada wigilijna, czyli jak Marek, Jan, Mateusz i Łukasz z Teatru Ludowego do Betlejem szli".

W powtórzonym po latach na tej samej scenie widowisku, jak przystało na jasełka, wzniosłość miesza się z wygłupem, a nastro­jowe pastorałki z zupełnie świec­kimi piosenkami. Skrzydlate aniołki w kościelnych komeżkach biegają po drabinach do za­projektowanego przez Elżbietę Krywszę nieba, a diabły wcale nie są straszne, zresztą także pod­dają się nastrojowi Bożego Naro­dzenia i wracają w szeregi serafi­nów. Pan Bóg ma brodę z włócz­ki, żołnierze rzymscy stroją po­cieszne miny, a muzykanci o imionach ewangelistów

i pasterze - zgodnie z polską tradycją - upijają się do nieprzy­tomności. Śmierć tańczy z okrut­nym Herodem, Ewa trzyma Ada­ma pod pantoflem, a wół z ulgą wyznaje, że nie grozi mu tyrania żadnej jałówki. Wszystko to jest pretekstem do odśpiewania wpa­dających w ucho piosenek, z któ­rymi młodzi aktorzy jak zwykle radzą sobie bardzo dobrze. Pełne ruchu przedstawienie nie traci tempa. Wykonawcy nieraz wcie­lają się w kilka ról i zapraszając do wspólnej zgrywy puszczają oko do widowni, na której panuje świąteczne rozluźnienie. Rozo­chocona młodzież wita każde ściemnienie na sali piekielnym rykiem - jak jasełka, to jasełka - a zaaferowane nastolatki pro­szą nauczycielkę o pozwolenia pójścia za kulisy po autografy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji