Artykuły

Gimpel Filozof

Gimpel Głupek Jerzego Święcha wcale nie jest głupkiem. Pod dziecięcą, czasami wręcz infantylną naiwnością, kryje się wrażliwy, pogodzony z życiem człowiek, dużo mądrzejszy niż wyśmiewające się z niego otoczenie. Nie przeciwstawia się on światu, lecz godzi z nim, wybierając to, co według ludzi jest głupotą. Jednak postać kreowana przez Jerzego Świę­cha ma w sobie więcej z filozofa-intelektualisty, który już wszystko sobie przemyślał, niż z prostego piekarza, posiadającego mądrość ludową.

W przedstawieniu "Gimpel Głupek" Krzysztofa Orze­chowskiego, granym w piwni­cy przy ul. Sławkowskiej, to oderwanie się głównej posta­ci od zawartych w książce I. B. Singera korzeni widać już w pierwszej scenie. W ciemno­ści aktor nakłada okulary, jak­by przez nie "szkiełkiem i okiem" chciał zobaczyć swoją przeszłość. Przygląda się ubranej na czarno, ślicznej Elke (Beata Paluch), która przy­gotowuje stół do wieczerzy. Dziwnie czuła, jakby wycią­gnięta zza światów żona za chwilę zmieni się w sekutnicę, która skutecznie zatruje życie mężowi.

Dalszy ciąg będzie już mo­nologiem Gimpela, w którym mało prawdopodobnie i na­gle zmieniona Elke zejdzie na drugi plan. Miasteczkowy "głupek" opowie o swoich upokorzeniach w piekarni, o zaślubinach z "puszczalską" na oczach rozbawionej gawie­dzi, a także o gromadce nie swoich dzieci, które dorodna Elke rodziła dość regularnie.

Wzruszająca jest tu jego mi­łość do przychodzących na świat malców i irracjonalne uczucie do żony, wbrew zdro­wemu rozsądkowi i mimo ko­lejnych kochanków w jej sy­pialni.

Kiedy Elke umiera, Gimpel narażony zostaje na diabelską pokusę. Szatan podpowiada mu, jak może się zemścić na dręczących go ludziach. Wy­starczy, że nasika do wiadra z wodą, która zostanie użyta do wyrobu ciasta. Przed tym czy­nem broni go duch żony, pokutującej na tamtym świecie za grzechy.

Gimpel opuszcza miastecz­ko, by pójść w świat i umrzeć w przytułku. Na śmiertelnym łożu ściągnie okulary, by za­kończyć tym gestem opowia­daną historię. Teraz ponow­nie można by wrócić do pierwszej sceny, kiedy pogo­dzone po drugiej stronie ży­cia małżeństwo zasiada do wspólnej kolacji.

Konstrukcja spektaklu Orzechowskiego jest jasna. Jednak są w nim sceny, które nużą, jak choćby początek, kiedy to w całkowitej ciszy re­żyser każe budować aktorom napięcie. Zbyt długi czas, jaki temu artyści poświęcają, spra­wia wręcz odwrotny skutek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji