Artykuły

Rosja jak film z niemego kina

"Wot takaja żizń" Pawła Szkotaka i Marty Strzałko w reż. Pawła Szkotaka Teatru Biuro Podróży w Poznaniu, gościnnie w Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza. Pisze Marek Bochniarz w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Łajka, której dusza błąka się gdzieś na kosmicznej dyskotece, laska w futrze i stara kobieta z siatami, martwi marynarze z łodzi podwodnej... Oto Rosja według Teatru Biuro Podróży.

Najnowsza premiera "Wot takaja żizń" Teatru Biuro Podróży otworzyła w sobotę nową siedzibę Sceny Roboczej - w budynku dawnego kina Olimpia.

Nie znam języka rosyjskiego, a Rosja jest dla mnie enigmatycznym krajem pozbawionym konkretnych kształtów. Jednak Teatr Biuro Podróży robi miejsce na widowni nawet i dla takich ignorantów, jak ja.

Tekst został przez reżysera Pawła Szkotaka wystrzyżony do absolutnego minimum. Zamiast słuchać dialogów - obserwujemy kolaż rozsypanych scenek, przypominających stylem gry nieme kino. Bohaterowie scenek wydają się nam czasem znajomi, a czasem anonimowi. Myślimy: o, to może z jakiegoś starego ruskiego filmu, a tamto, to pewnie ze smutnej powieści ponurego i znanego powieściopisarza. Jest jakby swojsko, choć trochę i egzotycznie.

Windą w przeszłość

Wchodzę do budynku dawnego kina Olimpia i podziwiam sentencje, nabazgrane farbą na czarnych płachtach zawieszonych na klatce schodowej. Teatr Biuro Podróży w nowej siedzibie wita takimi słowami, jak "Częstować można, zmuszać nie wolno". Panuje niezobowiązująca atmosfera i niskie temperatury. Wjeżdżanie starożytną windą doskonale wprowadza w przeszłość z "Wot takaja żizń". Rzecz otwiera melancholijna piosenka i wciągnięcie na maszt upiornie świecącej, czerwonej gwiazdy. Ale, choć na scenę wkracza komunizm, to bohaterowie mikrodramatów oponują przeciw systemowej unifikacji, stawiając na anarchistyczne rozwiązania podyktowane praktyką (wiadomo: ta Rosja przecież taka wielka).

Pozdrowienia z Moskwy

W "Wot takaja żizń" smuci, wzrusza i bawi kalejdoskop umarlaków - duchów przeszłości, odegranych przez aktorów o zabielonych twarzach. Słuchamy opowieści o nieszczęśliwej miłości, w której korowód postaci kochał niefortunnie nie tę osoby, co powinien, a śmierć jednej z nich uruchomiła serię zgonów na podobieństwo przewracanych kostek domina.

Najbardziej urocze momenty przedstawienia to ogrywanie scenek na podobieństwo występów mimów. Do tej przystępnej i zgrabnej formuły zostaje tu sprowadzona choćby "Zbrodnia i kara" ponuraka Dostojewskiego. Tyle że tym razem staruszka ma się dobrze i to ona rabuje niedoszłych morderców z siekierami.

Pieskie życie

W spektaklu nie dziwi nic: nawet wskrzeszenie Łajki, która wraz z "laską w futrze" wyposażoną w hełm kosmonauty zaprasza nas do dyskoteki. Smuci i porusza los nieszczęsnych marynarzy, którzy mieli pecha zginąć na jednej z rosyjskich bądź radzieckich łodzi atomowych, w płomieniach albo z powodu braku powietrza.

Tu jedną z tych metalowych trumien udaje pudło wanny, pod którą można zagrzebać komunistyczną gwiazdę i odetchnąć z ulgą, że symbole pójdą do piachu.

Czy jednak jest to w ogóle możliwe?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji