Artykuły

Profile artystyczne - Olga Orleńska

Była tą, której łzy smutku i łzy radości by­ły prawdziwe; której płacz przejmował, której śmiech zarażał. Była artystką w operetce, któ­ra talentem, by różdżką czarodziejską zmienia­ła świat urojony w rzeczywistość, postacie, u­lepione z niedorzeczności, konwenansu i szablo­nu - w żywych ludzi, więcej, w ludzi, wzbu­dzających zainteresowanie. Była tą rasową a­ktorką, która w każdą, kukłę tyle potrafiła tchnąć prawdy, że każda z nich zdołała swoje ostatnie przedstawienie przeżyć i utkwić w na­szej pamięci.

Była... to brzmi minionem. Tak nie jest. Dla tych, którym sprawa odrodzenia operetki leży na sercu, to "była..." jest najbliższem "będzie.,." Operetka-sztuka, nie operetka-etablissement upomni się o swoje prawa - i wówczas Olga Orleńska powróci, ażeby sponiewieranej przy­wrócić należny jej honor.

To jedno jest prawdą niezaprzeczoną, że kiedy artystka wchodziła na scenę, operetka przestawała być wystawą mód i obłędnym tań­cem głupoty, jakim była dzięki tresurze ówcze­snego reżysera i komparserji aktorów; tam, gdzie była nicość, jawiła się treść; idjotyzm w nieskomplikowany, ale wzruszający dramat się przeradzał, płaskość w dowcip.

I to musi być jeszcze powiedziane, że wię­kszość operetek, w których Olga Orleńska śpie­wała, składała się z utworów nieciekawych, a często lichych, w których popis zarówno dla: śpiewaczki, jak i dla dramatystki tak, jakgdy­by nie istniał. Jakiej więc potrzeba było indy­widualności, ażeby taka np. bohaterka "Jenerała huzarów" lub "Kurdula" znalazły do serc drogę. Postacie obu tych dziewcząt z ludu o złotych wiedeńskich serduszkach zostałyby w każdej innej interpretacji strywjalizowane, sta­ranoby się wyłącznie o to, ażeby były jaknaj­bardziej rozhukane i komiczne, ażby boki zry­wano, do cyrkowych efektów, panujących dziś niemal wszechwładnie w naszej operetce, nie zniżyła się Orleńska ani razu. Jeżeli była na scenie subretką, to świeciła wówczas najszlache­tniejszym wzorem wiedeńskim, była rzeczywiście polską Zwerenz - czyli splatała złoty humor z krysztalicznym sentymentem, bez którego niemasz operetki. Jakąż cudowną byłaby ta ar­tystka Franci Steingruber! Czyż nie znalazłby się ani jeden teatr, któryby wiedziony aspira­cjami, zgotował miłośnikom operetki święto, wznawiając dla Orleńskiej wiecznie młody "Czar walca"?

Przechodząc do właściwego emploi śpie­waczki, do partji lirycznych, należy zacząć od tego, że nie pozwalała nigdy grać za siebie fu­trom, strusim piórom i 10-metrowym trenom u balowej sukni, oraz afiszowej nagości; gar­dziła temi opatrzonemi już i "oklepanemi" rekwizytami z music-hallu. Mając za sobą szereg potężnych kreacji w dramacie i komedji na scenach: krakowskiej, kijowskiej i kieleckiej, zachowała w swej piersi święty znicz ukochania Sztuki płonącym i zapamiętała, że lutnią, na której aktor pieśń swą śpiewa, nie jest strój, bogaty czy też adamowy, ale dusza jego. Dlatego to obydwie kreacje Orleńskiej: Yu-shi w "Ja­ponce" i Sylwa Varescu w "Księżnej Czardasz­ce" dały się porównać z każdym wspaniałym popisem naszych czołowych dramatystek; to też obie pozostaną w historji warszawskiej ope­retki, do której Sztuka, pilnie strzedz będzie wstępu. Modele krawieckie, ekwilibrystki, na­kręcone pozytywki i wyuzdane tam się nie dostaną; tupet, ten przedziwny przywilej operetki rosyjskiej zostanie - odstawiony. Olga Orleń­ska będzie miała się czem wylegitymować: w dramacie "Klątwą", "Irydionem", "Dziejami grzechu", w komedji "Oficerem gwardji", "Głu­pią panną", w operze "Madame Butterfly", "Halką", "Afrykanką", "Toscą", "Pajacami".W każdym z tych utworów grała bohaterkę, a jak grała, na to najlepiej odpowiedzieliby to­warzysze pracy; w Wyspiańskim przejmowała całą widownię dreszczem grozy, w uinscenizo­wanym Żeromskim dawała widzom chwile najgłębszych przeżyć. Jej aktorskie kreacje w operze poznańskiej przeszły popisy polskich śpie­waczek.

Wreszcie i na estradzie odnosi Olga Orleń­ska sukcesy; jej tournee po Ameryce u boku małżonka, Adama Dołżyckiego, było długiem pa­smem hołdów, składanych artystce przez tych którzy w sztuce stali się po wojnie bardzo wy­bredni.

Jednakże, ponad temi wszystkiemi nieoce­nionemi zaletami góruje jedna: czułe kobiece serce wzorowej koleżanki. Kiedy w roku 1914 powstało jedno z pierwszych u nas ognisk aktor­skich, będące przez długie miesiące przystanią dla licznej rzeszy młodzieży aktorskiej, Olga Orleńska należała w niem do pracowniczek ide­owych najbardziej niestrudzonych - i to poli­czonem jej będzie jako cnota, którą w teatrze spotkać najrzadziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji