Artykuły

Polski wymiar kulturkampfu

Miesiąc temu okolice Teatru Polskiego we Wrocławiu od późnego popołudnia były świadkami kolejnego ataku agresywnego i nietolerancyjnego, a przede wszystkim - kołtuńskiego religianctwa na wolność przekazu, wolność ekspresji artystycznej i wolność wyboru. Chodzi o wystawienie przez teatr kierowany przez Krzysztofa Mieszkowskiego sztuki wg dzieła austriackiej noblistki Eifridy Jelinek pt "Śmierć i dziewczyna" (w reżyserii Eweliny Marciniak) - pisze Radosław S. Czarnecki w Dzienniku Trybuna.

Mówi ona jak najsprawniej zadać człowiekowi torturę i z jaką kulturą można to uczynić tak, by go najskuteczniej uderzyć. To jeden z uniwersalnych dylematów sztuki od dawien dawna: relacja kata i ofiary.

Po raz kolejny przy tego typu zajściach stawiane winno być pytanie o granice sztuki, opinie o moralności oraz uniwersalność tzw. wartości przypisywanych człowiekowi (czyli - o ewolucję wszystkiego, co nas otacza).

Żądania zdjęcia sztuki z desek teatru są w zasadzie wprowadzeniem na powrót cenzury prewencyjnej. Czyli ul. Mysia żyje i ma się dobrze. Tym razem tkwi ona w głowach ludzi mieniących się obrońcami publicznej moralności. Tak było przy filmie "Ostatnie kuszenie Chrystusa", przy "I bóg stworzył kobietę", "Matce Joannie od aniołów" (tu sam Prymas Stefan Wyszyński napisał osobisty list do Władysława Gomułki o wycofanie tego obrazu z kin - film Kawalerowicza był pokazywany potem jedynie w DKF-ach). Różne kraje, różne środowiska, różne kultury, a przede wszystkim - różne czasy. Ale źródła i mechanizmy owych protestów są zawsze te same. Najjaskrawszym przykładem takiej mentalności, takiego podejścia do problemów kontrowersji na linii sztuka - moralność (za którą stoi zawsze ex cathedra lub w sposób zawoalowany religia) jest zburzenie pomników Buddy w afgańskim Bamian przez talibów lub spalenie wczesnośredniowiecznych manuskryptów po zdobyciu starożytnego miasta Timbuktu (Mali) przez terrorystów z miejscowego odłamu al-Kaidy. Wszędzie jest ten sam argument - obraza obowiązującej moralności i tradycji wyznawanej przez tych samorodnych cenzorów.

Warto jeszcze przypomnieć w tym miejscu jakie zgorszenie siał onegdaj banan Andy Warhola i jakie wywoływał skojarzenia (i jak dziś jest on traktowany), jak reagowano na teksty oraz oprawę koncertów Rolling Stones (a dziś to klasyka scen i fonografii światowej) oraz jaką reakcję wywołała scenografia podczas krakowskiego koncertu black-metalowej grupy norweskiej Gorgoroth.

Środowiska patriotyczno-narodowo-katolickie, jakie zorganizowały ów protest - vis a vis teatru na chodniku stało około 100-150 osób z flagami narodowymi, banerem "Krucjata różańcowa za ojczyznę", samochód dostawczy służący za trybunę z napisem "Bóg - Honor - Ojczyzna" - odmawiały różaniec, śpiewały pieśni religijne i recytowały fragmenty nabożnych tekstów. Blokadę wejść do budynku, uniemożliwiającą tym samym widzom przekroczenie progów Teatru Polskiego, dokonywali młodzi, ogoleni najczęściej na łyso reprezentanci kiboli WKS "Śląsk", znani ze swoich chuligańskich, rasistowskich i niemających w związku z tym jakichkolwiek konotacji z ogólnie przyjętymi zasadami współżycia społecznego. Interwencja zwartego oddziału policji rozerwała w końcu ową blokadę, dane personalne uczestników blokady trafiły do policyjnych notatników, kilkanaście osób zostało zatrzymanych.

To kuriozalna i groteskowa koniec końcem sytuacja, gdy o moralności społeczeństwa, dobrych obyczajach i zgodności z tym, co uważa się za tradycję narodową chcą decydować pospolici chuligani i "zadymiarze". Zresztą jednym z play-makerów całego protestu, owiniętym w biało-czerwony szalik, był jegomość w którym wiele osób rozpoznało tego, który kilka dni wcześniej na wrocławskim Rynku spalił publicznie podczas demonstracji kukłę symbolizującą Żyda. Wśród protestujących widniały także flagi oraz baner Ruchu KORWIN.

Scena (ponoć) pornograficzna jest najmniej ważna w całym tym ambarasie. Nikt z protestujących nie wiedział, czy ów akt kopulacji jest elementem prowokacji i "samym w sobie i dla siebie" (jak to ma miejsce In situ w produkcjach nazywanych pornografią), czy jest on jedynie dopełnieniem kontekstu sztuki, pełniąc tym samym jako określony środek wyrazu rolę wzmacniającą. Nikt z nich nie zna twórczości Jelinek, nikt nie wie jak akcja w tej sztuce przebiega. Oni wiedzą, że to a priori gorszy, jest niemoralne, niezgodne z polską tradycją (a co z uniwersalnością sztuki, co z ogólnoludzkimi i pluralistycznymi spojrzeniami na kulturę, na tabu, na tzw. wartości?). Oni wiedzą lepiej niż inaczej myślący, których może i trapią obiekcje w tym względzie, może i mają zastrzeżenia, ale kierują się przede wszystkim wolnością wyboru widza i odbioru przez niego osobiście konkretnych kontekstów przedstawienia.

Pojęcie pornografii jest zresztą niesłychanie pojemnym, trudnym do jednoznacznego określenia terminem. Bo, gdy dla jednych mini-spódniczka jest już pół-pornografią zachęcającą do seksu, dla innego to normalność. Nie tak dawno jeszcze - 100 - 120 lat temu - odsłonięta kobieca kostka czy łydka były uznawane przez tzw. mainstream za obscenę i wyuzdanie. Panta rhei - jak rzekł Heraklit z Efezu 500 lat przed Jezusem z Nazaretu.

Jedna z młodziutkich reporterek, jak się okazało później zwolenniczka cenzury prewencyjnej i odcięcia ludzi od tego, co niemoralne i niezgodne z nauką Kościoła, nagrywająca moje refleksje dyktafonem dla jakiejś stacji radiowej, na moje dictum, że w takim razie trzeba zniszczyć świątynie z Khajuharo (Indie), gdyż płaskorzeźby tam widniejące niosą w sobie już nie tyle zgorszenie i niemoralność, co wysoką dawkę perwersji i zoofilii, odpowiedziała: "przecież jesteśmy w katolickiej Polsce, możemy się odciąć". I to tłumaczy wszystko.

Czym się jest wpierw - człowiekiem czy Polakiem ? Co za tym określeniem, Polak, jakie pojawiło się na określonym etapie rozwoju i historii, się kryje? Czym owo pojęcie jest dla każdego z nas? Na te dylematy nie uzyskałem sensownej odpowiedzi.

Nota bene musiałem jej wytłumaczyć, czym jest Khajuharo i co tam się znajduje. Była potwornie zgorszona dając do zrozumienia, że takie pozostałości barbarzyństwa - niepasujące do chrześcijańskiej nauki, należałoby zniszczyć.

Koronnym argumentem organizatorów protestu były publiczne - w domyśle ich - pieniądze przeznaczane na szerzenie (w tym wypadku) pornografii. Na co z ich strony, porządnych, statecznych, bogobojnych, prawdziwych Polaków - obywateli nie może być zgody. Dziwne, iż takich obiekcji nie mają, ba - wręcz uważają to za wyraz normalności - kiedy pieniądze z podatków ateistów i niewierzących są przeznaczane na funkcjonowanie ich Kościoła. Kościoła katolickiego.

Społeczny klimat w naszym kraju wyraźnie gęstnieje. Ludzie ze wspomnianych środowisk chcą pełnić nie tylko rolę Daniele da Volterra (zwanego pogardliwie "majtkarzem"), który na polecenie papieża Pawła IV zamalowywał w Kaplicy Sykstyń-skiej intymne części ciała figur uwiecznionych tam wcześniej przez Michała Anioła. W oczach wielu uczestników pikiety widziałem nienawiść, zacietrzewienie, agresję i impregnację na racje innego. Na wszystko, co nie mieści się w ich oglądzie rzeczywistości. To groźny syndrom zważywszy na polityczną atmosferę w kraju.

Narzeka się publicznie - i czynią to właśnie owe religiancko-narodowo-patriotyczne (jak się zwą) środowiska - na deprecjację polskiej flagi, wartości narodowych i tradycji. Ale do tego przyczynia się m.in. nagminne nadużywanie tych elementów polskiej tożsamości przede wszystkim do tego typu hucp. Hucp związanych wyłącznie z wymiarem kościelno-katolickim oraz dla ich uzasadnienia.

Patrząc szerzej należy jedynie stwierdzić, iż może być w tej materii zdziwienia: bo jak mówi Arystoteles "nie poznamy prawdy, nie zgłębiając przyczyn". Efekty ponad dwu-dekadowej narracji publicznej, gdzie w określony sposób, cmentarno-powstańczy z kultem śmierci i celebracją porażki, przedstawiano historię naszego kraju i narodu, gdzie elity obojętnie jakiej proweniencji absolutnie nie dbały o coś takiego jak najszerzej pojęte laic te, czy pryncypia państwa prawa, gdzie lewica bała się postawić wielu spraw jednoznacznie i twardo (tu jest też zagadnienie lewicowej narracji i medialnego przekazu) i przez to popełniła polityczne seppuku, mamy dziś: zajścia pod teatrem we Wrocławiu, publiczne palenie kukły Żyda, antyislamskie banery na meczach piłkarskich, coroczną oprawę Marszów Niepodległości w dn. 11.11., honorowanie arcybp Henryka Hosera odznaczeniami państwowymi itd. itp. To dlatego manifestacje narodowców i kato-talibów polskich zbierają tysiące, dziesiątki tysięcy, uczestników, a liberalno-lewicowe akcje mogą liczyć jedynie na dziesiątki - najwyżej setki - osób biorących w nich udział. Mainstream liberalny musi się obudzić, przejrzeć na oczy, bo to dzięki jego krótkowzroczności sytuacja jest taka, jaka jest. "Lewicy w Polsce wolno mniej" - tak sądził w 2001 roku liberalny mainstream i tak też pozostało: ale jeśli komuś wolno mniej, to tym samym innym (w domyśle: swoim, etosowo-styropianowym, mimo różnic doktrynalno-ideologicznych) wolno więcej. Ten sposób myślenia w demokracji jest zabójczy, jest toksyczny, jest anty-wolnościowy i sprzyja de facto w perspektywie "brunatnej fali" ksenofobii, nienawiści i szowinizmowi. Dlatego myślę, że to wszystko źle wróży na przyszłość dla pluralizmu najszerzej pojmowanego) i podstawowych wolności obywatelskich. Źle wróży dla Polski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji