Artykuły

Na dziecko przyjdzie czas

- Przez pierwsze parę lat nie potrafiłam sprecyzować, czego chcę jako artystka. Przyjmowałam niemal wszystkie propozycje, jakie dostawałam. Marnowałam wiele energii i czasu na projekty, z których nie miałam większego pożytku - mówi warszawska aktorka i piosenkarka KATARZYNA SKRZYNECKA.

Magda Łuków: Na Twoim ślubie dwa i pół roku temu mówiło się o małych Skrzynkach, a tymczasem najpierw przykleiłaś sobie plaster antykoncepcyjny, potem rzuciłaś się w wir pracy. Chcesz zrezygnować z macierzyństwa?

Katarzyna Skrzynecka: Absolutnie nie. Pragnę mieć normalną rodzinę. Gdy jest się już małżeństwem, w naturalny sposób wszyscy zadają pytania o dzieci. Troszkę to męczące - zwłaszcza spekulacje ze strony prasy...

- Nie chcesz czy nie potrafisz zrezygnować z pracy na rzecz dziecka?

Potrafiłabym przerwać pracę na jakiś czas i zrobię to, jeśli zajdzie taka potrzeba. Odkąd założyłam własną rodzinę, w moim życiu zaszły bardzo istotne zmiany. Mimo że wcześniej też byłam w związkach, o które dbałam, w rzeczywistości za nic i za nikogo nie odpowiadałam. Kiedy było źle, mogłam uciec pod skrzydła rodziców. Znów być beztroską dziewczynką. Po ślubie musiałam odciąć tę pępowinę, zacząć dbać o dom, męża. To sprawiło, że nareszcie dojrzałam. Stałam się o wiele silniejsza, pewniejsza siebie jako kobieta i artystka. I nareszcie poczułam, że mogę uporządkować swoje życie zawodowe, a to wymaga poświęceń.

- Co było w nim nie tak?

Przez pierwsze parę lat nie potrafiłam sprecyzować, czego chcę jako artystka. Przyjmowałam niemal wszystkie propozycje, jakie dostawałam. Marnowałam wiele energii i czasu na projekty, z których nie miałam większego pożytku.

- Dlaczego?

Najpierw z wdzięczności, że w ogóle mam pracę. Widząc, ilu zdolnych młodych ludzi jest bez pracy, każdą propozycję traktowałam jak prezent od losu. Potem bałam się odmawiać, żeby ktoś nie pomyślał, że Skrzyneckiej uderzyła woda sodowa do głowy. Niestety, w naturze jedynaków jest potrzeba nieustannego zabiegania o akceptację innych.

- Chciałaś, żeby wszyscy Cię lubili?

Otóż to! Tyle że to nierealne. Pamiętam, że kiedyś rozwiązywałam jakieś testy psychologiczne, które pomagają określić człowiekowi typ jego osobowości. Dowiedziałam się, że jedną z głównych cech mojego charakteru jest podświadoma potrzeba bycia lubianym i akceptowanym. Jedynak boi się, że inni mogą go postrzegać jako egoistę. Człowiek zaczyna się poświęcać, rezygnować z własnych potrzeb, ambicji, żeby tylko innym było z nim przyjemnie. Oczywiście skutki takiego myślenia były dla mnie fatalne. Owszem, zarabiałam na życie. Ale zaczęłam rozmieniać się na drobne. Dziś muszę uczyć się czasem odmawiać. Nie można być dla wszystkich i wszędzie na każdą okazję. Taka asertywność przychodzi mi ciężko, ale gdy osiąga się już pewien poziom zawodowy, należy się szanować, bo jak człowiek sam siebie nie szanuje, to nie szanują go i inni.

- Późne dojrzewanie boli bardziej?

Jeśli już, to rodziców, szczególnie mamę. Mamy jedynaczek przeżywają uniezależnienie się córki wyjątkowo ciężko. A przecież nie należy traktować tego jako stratę, tylko jako nowy, bardziej partnerski układ w życiu. Zawsze pozostaniemy sobie bardzo bliscy z rodzicami i w każdej potrzebie możemy na siebie wzajemnie liczyć. Oni nie stracili córki, gdy wyszłam za mąż, a zyskali syna.

- Co zmieniłaś w swoim życiu?

W kwestiach zawodowych staram się bardziej stanowczo selekcjonować otrzymywane propozycje. Zmieniłam menedżera. Od pewnego czasu moimi sprawami zajmuje się Roman Rogowiecki, który jest świetnym fachowcem. Dzięki niemu bardziej w siebie uwierzyłam, nauczyłam się czasem mówić: "Bardzo dziękuję, ale nie", dokonywać rozsądnych wyborów. My sami nie zawsze wiemy, w czym naprawdę jesteśmy dobrzy.

- Prowadzenie "Tańca z gwiazdami" to jeden z tych wyborów?

Ta propozycja była dla mnie zaskoczeniem. Producenci programu obdarzyli mnie wielkim zaufaniem, powierzając tak odpowiedzialne zadanie, jak prowadzenie programu na żywo. Nie miałam w tym doświadczenia, bo przecież nie jestem z zawodu prezenterem. Jednak po pierwszej serii "Tańca..." autorzy programu uznali, że mam ponoć swobodę rozmowy i pozytywnie wpływam na ludzi. Przed pierwszym programem umierałam ze strachu. Ale z tego, co mi mówiono, wyszło nie najgorzej.

- Tyle że zamiast ograniczyć pole działania, jeszcze dołożyłaś jedną rolę. Teraz nie tylko grasz, śpiewasz, piszesz teksty i muzykę, tańczysz... ale jeszcze zostałaś prezenterką. Czyli znów nie wiadomo, kim właściwie jesteś?

Jestem aktorką i muzykiem. Nie uważam się za prezenterkę telewizyjną i traktuję tę rolę jako miłą niespodziankę. Nikt w Polsce nie wierzy, że można kilka rzeczy robić równocześnie i robić je dobrze. Że można być i profesjonalnym muzykiem, i aktorem. Muzycy traktują mnie jako słabszą, bo sądzą, że jeśli aktorka, to zapewne kiepsko śpiewa. Reżyserzy nie traktują poważnie jako aktorki dramatycznej, która mogłaby udźwignąć rolę w poważnym repertuarze, bo "ona pewnie jest raczej piosenkarką"... A ja mam rzetelne wykształcenie w obu tych dziedzinach i konsekwentnie poświęcam się obydwu. Udowadniam, że jest to możliwe. I cóż. Niedowierzających serdecznie zapraszam zarówno do mnie do teatru, jak i do wysłuchania nowej płyty "Koa".

- To jak chcesz bronić się przed "rozmienianiem się na drobne"?

Można być wszechstronnym w pracy artystycznej. Trzeba jedynie brać udział w projektach, które są naprawdę wartościowe. To samo, tylko mniej, ale za to perfekcyjnie! Nie chcę, by ktokolwiek zarzucał mi, że boi się otworzyć lodówkę, bo tam znów może siedzieć Kasia Skrzynecka. Nie obrażam się na los za to, że co chwila nie spadają mi z nieba superscenariusze z wielką rolą w kinowym hicie. Nie tracę czasu na czekanie i w międzyczasie prowadzę przebojowy program telewizyjny. Przyjaciele mówią: "Kto wie, Skrzynka, może właśnie taką rolę przeznaczył dla ciebie na ten sezon los i doceń to! Mam teraz znów dobry i intensywny moment w pracy twórczej. Chcę go jak najrozsądniej wykorzystać, zanim pozwoliłabym sobie na przerwę macierzyńską.

- Co na to Twój mąż, Zbyszek?

Na szczęście rozumie charakter mojej pracy i związane z nim wyrzeczenia. Ja za to staram się prowadzić normalny dom. Staram się, by nikt z moich bliskich nie czuł się zaniedbywany. Dom to dla mnie ciepło, spokój, miłość, wzajemna opieka i twierdza, do której ucieka się przed czasami wrednym światem. Myślę, że nawet przy lekkim szaleństwie, wynikającym z charakteru mojej pracy, nasze życie jest całkiem nieźle uporządkowane. Nie jesteśmy ekscentrykami i nie dajemy powodów do skandali. Śmieję się, że tak w sumie jestem cholernie nudną osóbką dla plotek prasowych - jestem zbyt normalna, by być "prawdziwą gwiazdą". I tak wolę! Wywiadów staram się udzielać znacznie mniej. Ostatnimi czasy mój mąż częściej bywa w telewizji ode mnie. Pracuje aktualnie w Dziale Prasowym Policji. Jako ekspert udziela wypowiedzi w wielu programach, wiadomościach i prasie. Ma poważny i odpowiedzialny zawód: walczy z przestępczością komputerową. Tym bardziej ważne jest dla mnie tworzenie w domu atmosfery, która pozwala uciec od stresów.

- Kłócicie się jak każde małżeństwo?

Jesteśmy ludźmi, którzy nie lubią awantur, ostrych słów. Jak we wszystkich małżeństwach, zdarzają nam się lepsze i gorsze momenty. Ale staramy się rozsądnie i spokojnie rozmawiać o wszystkim, co nas niepokoi lub boli. Ja mam często kłopoty z wyrzuceniem z siebie negatywnych odczuć. Radości oddaję otoczeniu bardzo szybko, ale smutki i wątpliwości raczej chowam do środka. Staram się walczyć z problemami sama, dopóki nie zapali się światełko alarmowe. Dopiero kiedy zauważam, że na przykład od 48 godzin nic nie jadłam i nie czuję głodu, wiem, że nie jest dobrze. Wtedy pora pogadać z kimś, komu się ufa.

- Kto jest w Waszym związku silniejszą osobowością?

Pozornie może się wydawać, że to ja jestem osobowością dominującą, bo więcej i głośniej gadam. Jestem tak zwaną kobitką z temperamentem i z właściwą wielu artystom permanentną nadekspresją. Smucę się i cieszę całą sobą jak dzieciak. Lecz jest to zdecydowanie spontaniczność, a nie infantylizm! Zbyszek to bardzo silna osobowość. Za silna, żeby żyć w czyimkolwiek cieniu. Nie grozi mu bycie tak zwanym "mężem swojej żony".

- Co musiałabyś poświęcić, gdybyś teraz zdecydowała się na dziecko?

Zapewne udział w programie TVN "Taniec z gwiazdami" jako tańcząca. Jako prowadzącej może nie sprawiałoby mi to już takiej różnicy. Niedawno zaczęłam próby do nowego musicalu w teatrze Komedia, którego premiera na wiosnę będzie zapewne dużym wydarzeniem. To jedna z głównych ról, a spektakl cały oparty jest na tańcu. Znów trenuję kilka godzin dziennie... Oba te przedsięwzięcia są bardzo eksploatujące fizycznie. Gdy nie gram spektakli w Warszawie lub nie pracuję dla telewizji, gram wiele koncertów promujących nową płytę w całej Polsce, więc często jestem w podróżach...

- Jest w ogóle dobry moment na dziecko dla kogoś tak jak Ty zajętego?

Niestety, dla większości realizujących swoje ambicje zawodowe kobiet istnieje niebezpieczeństwo przeoczenia tego ważnego momentu w życiu. Odkładamy plany macierzyńskie w nieskończoność, bo wciąż pojawiają się nowe, fascynujące propozycje zawodowe. Mam świadomość tego, że nie mogę sobie na taką ignorancję pozwolić, bo byłoby to klęską życiową dla mnie jako kobiety i dla mojej rodziny. Jednak wszystko w swoim czasie i bez presji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji