Artykuły

Nagość i Petru

Wypowiesz się na temat pornografii w teatrze, jesteś antysemitką - o kontrowersjach wokół spektaklu "Śmierć i dziewczyna" pisze Joanna Szczepkowska w Rzeczpospolitej.

Niedawno napisałam na swoim Facebooku: "O Teatrze Polskim we Wrocławiu. Dla równowagi w dyskusji o katolach, którzy protestują, choć nie widzieli, chcę przypomnieć akcję stawiania trumien, które zwolennicy tzw. teatru artystycznego kładli przed teatrami, które według nich były do wymiany. Na pytania, kiedy ostatni raz byli na jakimiś spektaklu, odpowiadali na ogół tam się nie chodzi. Jeśli idzie o wolność słowa, bardzo mnie śmieszy walczący o to Krzysztof Mieszkowski. Wypowiadając się w TVN na temat moich poglądów określił je jako poglądy osoby, która już dawno minęła się z rzeczywistością, inaczej mówiąc, wariatki po prostu. Każdy kij ma dwa końce i każda wolność też".

Na ten wpis zareagowano szybko, a jeden z gorących dyskutantów, człowiek silnie związany z teatrem, impulsywnie odpisał, że bronię tych, którzy palą kukłę Żyda. I tak od lat. Wypowiesz się na temat pornografii w teatrze, jesteś antysemitką.

W takich chwilach wolałabym, żeby pan Mieszkowski miał rację i żeby moje postrzeganie świata wynikało z całkiem prywatnego szaleństwa. Postaram się jednak zadać kilka logicznych pytań. Cała sprawa jednoznacznie kojarzy się z PiS. A przecież wystarczy przejrzeć historię spektaklu, żeby doczytać się źródła pierwszych sprzeciwów. Jak donosi wrocławska "Gazeta Wyborcza" z 16 listopada, "Radni Platformy chcą, by marszałek zdjął spektakl z afisza. I grożą, że obetną budżet dla teatru". I dalej: "Jeśli nie uda się zdjąć Śmierci... [na zdjęciu] z afisza, radni mają plan alternatywny: - Uchwalając budżet na 2016 r., możemy zmniejszyć kwotę dla Teatru Polskiego - zapowiada Marszałek".

Jak to się stało, że ten fakt umknął z przestrzeni debaty na temat spektaklu? Dlaczego zapomniano, że pierwszymi oburzonymi byli radni z Platformy? Dlaczego dopiero sprzeciw obecnych władz potraktowali jako pierwszy przejaw cenzury?

Druga sprawa: Krzysztof Mieszkowski pojawił się niedawno z Ryszardem Petru, który stojąc ramię w ramię ze swoim posłem, bronił "wolności słowa". Przekonywał jednocześnie do obejrzenia sztuki, ba, sam proponował ministrowi kultury towarzyszenie mu w oglądaniu spektaklu. No bo jak można ocenie coś, czego się nie widziało?

Ci zaś, którzy widzieli, pukają się w czoło. Spektakl jest piękny i delikatny. Jakie porno? Nie ma tam żadnego porno. No właśnie. Rzecz w tym, że sceny stosunku na żywo zostały zdjęte przed premierą przez samych twórców. W takiej sytuacji protestujący oczywiście wychodzą na tych, którzy "mijają się z rzeczywistością".

A może o to chodzi? Jeśli te sceny były ważne i stanowiły o wymowie spektaklu, to dlaczego je wycofano? A jeśli tak, to pytanie dotyczy nie tyle cenzury i wolności słowa (jeśli o słowie tu mówimy), ile rezygnacji z walki. Dlaczego twórcy nie mieli odwagi pokazać spornych scen?

Oczywiście można zrobić spektakl, a przed premierą poszeptać, że odbędzie się tu łamanie rąk i nóg. Potem w teatrze otoczonym przez protestujących podnieść kurtynę, pokazać bajkę o Królewnie Śnieżce i zrobić w balona walczących przeciw torturom. A spektakl z nieistniejącymi torturami byłby wykupiony na cały sezon...

Otóż równie obrzydliwa jak pornografia w teatrze jest rezygnacja z przedmiotu dyskusji. Nie może przecież być innego powodu takiej ucieczki, jak tylko strach o to, że konfrontacja z życzliwym nawet widzem wypadłaby niepomyślnie. A jeśli tak, to po co dalej strugać bohaterów?

Kolejna sprawa: według strony popierającej "wolność w teatrze" nagość i seks na scenie mają wieloletnią tradycję. Muszę się zgodzić. Pod koniec lat 70. byłam na festiwalu w Avignon. Jeden ze spektakli offowych ukazywał spotkanie pięciu nagich kobiet, które zresztą pokłóciły się w trakcie spektaklu i zerwały przedstawienie. Strasznie to było zabawne - patrzeć na pięć golasek, które się tłuką na oczach widzów.

Oczywiście, od tamtych lat pojawiło się wiele innych spektakli z nagością, a jeden z nich sama niedawno nagrodziłam jako juror na festiwalu teatralnym. Nie z powodu nagości, lecz z powodu dobrego aktorstwa. Ale czy argument, że coś "było od lat", jest przekonujący? Może właśnie coś, co już było, po prostu mija? Może to, co czujemy, to przesyt starym chwytem, jakim jest epatowanie ostrymi scenami?

PS. Moje wątpliwości w kwestii spektaklu "Śmierć i dziewczyna" nie oznaczają, że cieszy mnie Antoni Macierewicz na stanowisku szefa MON.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji