Artykuły

Dybuk i Fejsbuk

"Dybuk" wg Szymona An-skiego w reż. Anny Smolar w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Dybuk" Anny Smolar w Teatrze Polskim w Bydgoszczy to wyjątkowy spektakl. Scenariusz napisany razem z zespołem aktorskim przez Ignacego Karpowicza łączy opowieść o przewrażliwionej młodzieży zanurzonej w internecie, jak w "Sali samobójców" Jana Komasy, z legendą jidyszowego dramatu.

Przypomnijmy: w odwołującym się do kabały "Dybuku" Szymona An-skiego powracający z zaświatów duch zmarłego młodzieńca Chanana opętuje podczas wesela Leę - pannę młodą. Drugi wątek bydgoskiego spektaklu to współczesna historia o ofierze internetowego hejtu, wrażliwym i zaszczutym przez rówieśników chłopaku (Michał Wanio), który miał robić przedstawienie "Dybuka" z kolegami.

Wszystko udaje się dzięki zgrabnie użytej ramie teatru w teatrze: aktorzy grają tu gimnazjalistów i nauczycieli wystawiających "Dybuka". Kluczowe sceny dramatu, podobnie jak część dialogów An-skiego, słyszymy z desek szkolnego teatrzyku.

Naśladuje go świetna scenografia Anny Met. Łączy surową, pustą przestrzeń z naiwnie przerysowanym wyobrażeniem na temat "prawdziwego teatru", z kurtyną i gongiem. Ale jest tu też lekko prześmiewcze nawiązanie do najnowszych trendów sztuk performatywnych - wisząca w szkolnym teatrzyku gwiazda Dawida jest nie dość, że tęczowa, to jeszcze zrobiona z jarzących się świetlówek. Dużo ich np. w spektaklach Krzysztofa Garbaczewskiego.

Prawie jak w Hollywood

Kurtyna... nie idzie w górę. Przynajmniej na początku, gdy obserwujemy slapstickową scenę. Na tle wciąż opuszczonej zasłony rozgrywa się dialog ubranych w futrzane czapy aktorów z twarzami pobielonymi jak w ekspresjonistycznym filmie. Asystentka reżyserki Hanna Maciąg szeptem tłumaczy: "klezmerzy - żydowscy muzycy, tacy jak na krakowskim Kazimierzu"; "rabini - tacy żydowscy księża". Sama wygląda trochę tak, jakby przyszła na scenę prosto ze szkoły.

Gdy opowiada, że te żydowskie legendy to trochę jak Hollywood, tylko w "biedawersji" - kupujemy to i wchodzimy w ziomalsko-kumpelski, poufały kontakt z twórcami spektaklu. Umieją tak mrugnąć okiem do widza, żeby ten nie poczuł się jednocześnie traktowany niepoważnie.

W ostatnim czasie widziałem nieraz, jak bardzo potrafią irytować aktorzy koło trzydziestki silący się na granie nastolatków. Tym większy jest aktorski sukces "Dybuka".

To również spektakl o banalizacji kultury żydowskiej w dzisiejszej wyobraźni zbiorowej. Oraz o osobliwej niezręczności, która wciąż powraca, gdy o Żydach mówi się po polsku. Nauczyciele (świetni Małgorzata Witkowska i Mirosław Guzowski) z przejęciem opowiadają, jaki to "kontrowersyjny" temat postanowiła poruszyć młodzież w przedstawieniu.

Na pograniczu

Jan Sobolewski w pewnym momencie wychodzi z roli (gra jednego z gimnazjalistów) i opowiada, że podczas studiów na wydziale wokalno-aktorskim dostawał do wykonania na zajęciach same "żydowskie" piosenki - od jidyszowej klasyki po kabaretowe szlagiery. W "Dybuku" wraca do nich w ironicznym minirecitalu. Sobolewski intelektualny dystans łączy z charyzmą i warsztatem, które pozwoliłyby mu podbijać serca w musicalach. W innej scenie precyzja prowadzonej przez niego choreografii wyczarowuje sugestywny obraz w rytm muzyki Natalii Fiedorczuk, choć jest tylko tłem do właściwej akcji - spotkania z duchem.

Smolar potrafi mądrze używać prostych rozwiązań, sprawnie i z poczuciem humoru gra z umownością teatralnej sytuacji. Umiejętnie balansuje na pograniczu krytycznej wypowiedzi - oraz wciągającej nie tylko młodych opowieści z fabułą. I choć spektakl rozpoczyna się niczym kabaret, to kiedy trzeba, wybrzmiewa w całkiem realistycznym, filmowym tonie.

"Dybuk" wciąż pociąga

Smolar nie reżyseruje zbyt często, za to reżyseruje dobrze. Dla dzieci zrobiła "Pinokia" w warszawskim Nowym Teatrze. Jej poprzednia premiera to świetnie przyjęci "Aktorzy żydowscy" w Teatrze Żydowskim w Warszawie - spektakl z pogranicza dokumentu i fantazji o tym, co kryje się za kulisami jednej z ostatnich europejskich scen wciąż grających czasem w języku jidysz.

Napisany przed stu laty "Dybuk" wraca dziś w kulturze na różne sposoby. Jest niemal stale obecny w repertuarze polskich teatrów, choćby w kwietniu Maja Kleczewska pokazała go w Teatrze Żydowskim.

Do dramatu An-skiego nawiązywał też w filmie "Demon" zmarły we wrześniu Marcin Wrona. Podczas współczesnego wesela w pana młodego wstępuje dybuk Chany - żydowskiej dziewczyny zamordowanej po wojnie, a wcześniej zamieszkującej dom przejęty przez polskich sąsiadów. W roli ducha wystąpiła u Wrony Maria Dębska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji