Artykuły

Iwan Wyrypajew: O nowej sztuce, Rosji i Polsce

- Każdy ma swój temat, a moim są kosmici. Bohaterowie rozmawiają z przybyszami z innej galaktyki, którzy przylecieli, by nauczyć ich być prawdziwie żywymi - mówi Iwan Wyrypajew, dramatopisarz i reżyser.

Remigiusz Grzela: "Nieznośnie długie objęcia" to twoja nowa sztuka, historia czwórki bohaterów rozpięta między Berlinem a Nowym Jorkiem. Stawiasz ich w sytuacji granicznej. Tekst sztuki otwiera dedykacja: "Widzisz, o, ten niebieski punkt, synku? Wejdź w niego. Poświęcam mojemu synowi".

Iwan Wyrypajew: Ale widzowie tego nie wiedzą. Dedykacja jest tylko na egzemplarzu. Każda moja sztuka jest komuś poświęcona. W ten sposób prowadzę dialog z osobami, które są dla mnie ważne. Tekst "Nieznośnie długich objęć" zadedykowałem starszemu synowi, który ma 21 lat. Kończy właśnie akademię teatralną w Moskwie.

Twoja sztuka jest o braku komunikacji między ludźmi. Mam poczucie, że to w ogóle jest twój temat.

- To jest temat każdego autora, w każdej sztuce, w każdej epoce. "Romeo i Julia", "Hamlet" też są o braku komunikacji. Teraz żyjemy w takim momencie, kiedy za pomocą technologii świat się bardziej połączył. Jest internet, więc nawiązanie kontaktu stało się proste. Podróżujemy bez trudności. Widzimy, co się dzieje na świecie, jak mocny wpływ ma jedna kultura na drugą. Widzimy, co się dzieje w Syrii, jaka jest sytuacja uchodźców w Europie. Musimy zrozumieć, że świat jest jeden, że znajdujemy się na jednej planecie. Nie ma już mowy o Europie bez uchodźców. Pisał niedawno Umberto Eco, że nie ma kraju w Europie bez Bliskiego Wschodu. Nie ma Europy bez Arabów. Tego już nie można zmienić. Wszyscy jesteśmy połączeni, ale ciągle nie potrafimy zrozumieć, że naszej cywilizacji potrzebna jest właściwa komunikacja. W tej chwili komunikacja polega na tym, że pokazuję swoje granice i proszę, abyś je uszanował. Najczęściej moje granice przekraczają twoje. Czyli sednem komunikacji stał się konflikt granic.

W "Nieznośnie długich objęciach" piszesz o tym, jak ważne jest słuchanie samego siebie. Kiedy nagle w bohaterach odzywa się ich własny, wewnętrzny głos, są zszokowani, nie rozumieją, z kim rozmawiają. Czyli początek jest w porozumieniu z samym sobą?

- To nie jest wewnętrzny głos. W tej sztuce bohaterowie rozmawiają nie ze swoim wewnętrznym głosem, tylko z przybyszami z innej galaktyki, którzy przylecieli, by nauczyć ich być prawdziwie żywymi. To sztuka gatunkowa. To fantastyka. Zachodnia cywilizacja jest postmodernistyczna. Odrzuca autorytety. Nie istnieje wiedza, którą wszyscy byśmy się mogli kierować. Są różne nauki. I każdy ma swoją. Bardzo się bronimy, kiedy ktoś chce nas czegoś nauczyć. Nie potrafimy znaleźć nauczyciela. Zakładamy, że nie ma człowieka, który by mógł wpłynąć na nasz rozwój, bo przecież wszyscy jesteśmy równi. Ale nie jesteśmy równi. I nasz rozwój też jest nierówny. Powiem ci, co by nam pomogło. Patrzenie na siebie jak na ludzi, a nie na funkcje, jakie są nam przypisane albo jakie wybraliśmy.

Od swojej pierwszej sztuki poszukujesz zawsze języka, którym mógłbyś opowiedzieć to, co dzieje się wokół. Nazywasz, reagujesz. Zmiana systemu miała wpływ na twoje pisanie?

- Mnie się wydaje, że artysta jest niezależny od epoki. Ale rzeczywiście staram się pracować z językiem. Pisałem od zawsze, od dzieciństwa, ale to były grafomańskie próby, dla siebie. Dopiero pierwsza sztuka "Sny", wystawiona w Irkucku w 1998 roku, którą napisałem, kiedy mój przyjaciel zginął od heroiny, podobnie jak wielu młodych ludzi wtedy, spowodowała, że zacząłem pisanie traktować bardzo poważnie. Pozwoliła mi też wyjechać do Moskwy.

O której mówiłeś kiedyś, że jest jak dom, ale wszyscy są w niej obcy.

- I tak jest. Z Moskwą jest tak jak z Nowym Jorkiem. Jest megapolis. Wszyscy tam przyjeżdżają, żeby odnieść sukces. Moskwę znam dobrze, a w Nowym Jorku też ostatnio mieszkałem i naprawdę widzę podobieństwo. Ludzie muszą udowodnić, że kimś są. Upewnić innych, że mają coś do powiedzenia. Oglądałeś film "Birdman"? To jest dokładnie o tym. To jest też trochę sztuka o mnie, bo też jestem przyjezdnym. Przyjechałem kiedyś do Moskwy z prowincji. A musisz wiedzieć, że Rosja składa się z Moskwy i z prowincji. To jest wielka przepaść. W ogóle Rosja zbudowana jest na podziałach. Ale zawsze na osi pionowej: na samej górze jest Bóg, potem car, a potem inne poziomy. W Europie jest porządek horyzontalny. Jak sieć. W takim modelu większa liczba ludzi włączona jest w proces. Według mnie to bardziej efektywny system komunikacji, chociaż też nie jest idealny.

A ty teraz gdzie jesteś u siebie?

- Mój dom jest w Warszawie. W Moskwie mamy mieszkanie wynajęte przez teatr. Ale własne mieszkanie jest tutaj, na Saskiej Kępie. Bardzo lubię park Skaryszewski. Lubię żyć w Polsce. Dobrze się tu czuję.

Jak wsiąkałeś w Polskę?

- Przyjechałem po raz pierwszy na festiwal Kontakt do Torunia, pokazać spektakl "Tlen", był rok 2003. Później przyjechałem z "Księgą rodzaju". A potem już regularnie wystawiano w Polsce moje sztuki. Przyjeżdżałem je oglądać. A potem poznałem moją żonę, Karolinę Gruszkę.

O co teraz jesteś pytany w Polsce i w Rosji, kiedy tak zaostrzyły się relacje?

- W grudniu 2013 roku dostałem dyplom od szefów MSZ Rosji i Polski za zbliżenie tych krajów w świecie kultury. Nie mogłem odebrać sam, bo byłem na spotkaniu z Dalajlamą. Odbierała Karolina. Kilka dni później zaczął się kryzys w polsko-rosyjskich stosunkach. I jest coś symbolicznego. Ministrowie zapomnieli dyplom podpisać. Więc jakby był nieważny. Robimy z żoną wszystko, co możemy - w Rosji opowiadamy o Polsce, tutaj o Rosji. Sytuacja jest trudna i na razie będzie gorzej, bo nie ma dialogu.

Ludzie kultury mają jakiś wpływ na zmianę?

- Oczywiście. Ludzie kultury powinni tworzyć i utrzymywać prawdziwy kontakt między narodami, tylko przy takim kontakcie możliwy jest prawdziwy dialog, a tylko będąc w prawdziwym dialogu, można się nawzajem usłyszeć i zrozumieć. Zaskoczyło mnie, kiedy słuchając debat przedwyborczych w Polsce, nie słyszałem niczego o kulturze. Jakby była poza rozwojem. A bez niej rozwoju nie ma. Każdym spektaklem usiłuję mówić, że trzeba się wspiąć na wyższy poziom i prowadzić rozmowę.

To prawda, że odchodzisz od teatru?

- Źle się wyraziłem w jednym z wywiadów. Szukam teatru poza oficjalnymi strukturami. Chciałbym prowadzić teatr, w którym jesteśmy z widzami blisko, przychodzą i siadają na ziemi, na poduszkach, oglądają spektakl, potem z nami jedzą, rozmawiają. Z Karoliną chcemy zrobić nowy monodram. Nauczyliśmy się, że nie można się uzależniać od rezultatu.

A film? Masz już temat na następny?

- Każdy ma swój temat, a moim są kosmici. Więc będzie o kosmitach. Bardzo lubię kosmitów, bo mówią o wyższym rozwoju wszechświata. To będzie film gatunkowy, a wbrew pozorom mało jest dobrych filmów na ten temat. Zazwyczaj kosmici są obcymi i porywają ludzi. Moi tacy nie są. Moi są dobrzy i rozwinięci. W mojej hierarchii rozwoju najpierw są kosmici, potem delfiny, a dopiero później ludzie.

***

Boska Komedia

To jeden z najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce. W programie tegorocznej, 8. edycji festiwalu m.in.: "Francuzi" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (Nowy Teatr Warszawa), "Męczennicy" Grzegorza Jarzyny (TR Warszawa), "Morfina" w inscenizacji Eweliny Marciniak (Teatr Śląski, Katowice) i "Hamlet" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego (Narodowy Stary Teatr z Krakowa).

"Nieznośnie długie objęcia" Iwana Wyrypajewa w reżyserii autora, które zostaną pokazane na otwarcie festiwalu w piątek 4 grudnia, to koprodukcja z Teatrem Powszechnym w Warszawie i krakowską Łaźnią Nową. Wystąpią: Karolina Gruszka, Julia Wyszyńska, Maciej Buchwald i Dobromir Dymecki.

Warszawska premiera 11 grudnia na Małej Scenie Teatru Powszechnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji