Artykuły

Grzeczny Genet

Spektakl jest bardzo piękny, harmonijny i przejrzysty, uderza zarówno wyrafinowaną plastyczną urodą, jak i inscenizacyjnym rozmachem. Nie wybucha jednak. Teatr nie zwala nam na głowy Wielkiego Balkonu, nie pluje w twarz, nie depce niczyich ideałów. Genet - w odczytaniu JERZE­GO GRZEGORZEWSKIEGO - opowiada nam jedynie groźną, okrutną, bardzo teatralną bajkę, w którą znikąd nie wdziera się rzeczywistość.

Tylko bardzo grzeczni ludzie skłonni są opowiadać groźne bajki dorosłym dzieciom i w tym sensie JEAN GE­NET Grzegorzewskiego niespodziewanie stał się pisarzem grzecznym, choć nie przestał być pisarzem ceremoniału, mnożącym rytualne gesty.

II.

Słowo o autorze, który - choć bardzo głośny w świecie - na naszym gruncie nie jest raczej znany szerszej publiczności, zaś napisany w 1956 roku "Balkon" wła­śnie na MAŁEJ SCENIE TEATRU im. JARACZA doczekał się polskiej pra­premiery.

Genet był podrzutkiem, dzieciństwo spędził w sierocińcu, na wychowaniu w rodzinie chłopskiej, potem w domu po­prawczym. Włóczył się po Europie, szczególnie chętnie odwiedzając miasta portowe, trudnił się prostytucją, żył z przemytu i kradzieży. Przebywał w więzieniach wielu krajów, zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej, zdezer­terował, w rodzinnej Francji dokonał kilku włamań, aż wreszcie - jako nie­poprawny recydywista - skazany zos­tał na dożywocie.

W więzieniu zaczął pisać, a w roku 1948 grupa wybitnych artystów złożyła petycję do prezydenta Auriola, doma­gającą się ułaskawienia autora "Po­kojówek" i "Ścisłego nadzoru". Pety­cja została przyjęta - w rok później Genet opuszcza więzienie i rychło sta­je się jednym z najgłośniejszych pisa­rzy dramatycznych naszego wieku. Bo­daj jedynym, wobec którego porów­nanie z Szekspirem nie brzmi jak bluźnierstwo.

III.

Jego twórczość obrosła komenta­rzami i legendą. JEAN PAUL SARTRE poświęcił mu kilkuset stronicową książkę "Święty Ge­net, komediant i męczennik", w Pol­sce - na łamach "Dialogu" - już u schyłku lat pięćdziesiątych entuzja­stycznymi szkicami witał Geneta JAN BŁOŃSKI.

Tak pisał o "Balkonie", zresztą je­go wcześniejszej, nie realizowanej W Łodzi wersji:

"Nikogo nie namawiałbym do wysta­wienia "Balkonu". Nasycony bluźnierczą sakralnością, przejmuje on grozą, jeśli tylko - choćby na chwilę - uznać pracowite sofizmaty Geneta. Nabiera sensu tylko w teatrze tajem­nym, teatrze w katakumbach: wi­dzów winna śledzić i surowo karać policja".

IV.

Policja ani cenzura, nawet te najtajniej wewnętrzne, tkwiące w nas samych, podpowiadające, co należy aprobować, a co od­rzucać - nie mają tu jednak niczego do szukania.

Jesteśmy świadkami ceremoniału, czarnej mszy, teatralnego obrządku; świadkami, niczym więcej. To teatr przekształcił się w burdel, nie świat, a będąc uwikłani w świat, nie w teatr - spokojnie możemy tylko patrzeć.

Ceremoniał ten nie dotyczy nas, ani nie osądza, jest widowiskiem bluźnierczo odbijającym w sobie inne wido­wiska, teatrem odbijającym w sobie inne teatry.

Genet - zdaje się - pragnie burzyć i obracać w perzynę coś więcej, jed­nak reżyser szczelnie zatrzasnął wszy­stkie drzwi łączące teatr z otaczają­cym go światem. Stworzył widowisko wspaniale zimne, świecące okrutnym, lecz martwym światłem. Nawet nie podejrzewałem w czasie lektury, że "Balkon" może dostarczać tak wielu wrażeń harmonijnie estetycznych, a zarazem tak mało poruszać: w osądzie tym kryje się zarówno uznanie dla niespodzianki, jak i obawa, czy Ge­net, którego poznaliśmy, jest Genetem prawdziwym.

V.

Niespodzianka kryje się zresztą wszędzie, nawet w samym try­bie rozgrywania spektaklu. Za­proszeni na Małą Scenę, ani nie przekraczamy jej progu - widzowie ulokowani zostają na balkonie, akcja zaś toczy się na balkonach bocznych (sceny między klientami a personelem burdelu), na scenie właściwej (pokój Irmy, mauzoleum), oraz parterowej części widowni, której krzesła przy­kryte zostały czerwonym pokrowcem i podestem (rewolucja).

Efektowne to, precyzyjnie pomyśla­ne, nawet ogromnie logiczne, (Genet domaga się, aby scena przesuwała się na oczach widzów), choć cokolwiek kłopotliwe: zarówno dla teatru, jak i publiczności, skazanej w dalszych rzę­dach jedynie na samą fonię...

Jakże pięknie iskrzy się jednak pod­świetlany reflektorami kandelabr, jak­że wiele przestrzeni, planów akcji do­okoła nas - czujemy się spętani, otoczeni przez teatr i może właśnie dla­tego ani przez chwilę nie opuszcza nas świadomość, że jesteśmy tylko w teatrze!

VI.

Najtrudniej jest powiedzieć, jak "Balkon" był grany, ponieważ w ogóle nie bardzo wiem, czy też wiemy, jak grać Geneta; zastanawiającym sygnałem może być chyba tylko różnorodność aktorskich propozycji.

EWA MIROWSKA (Irma - Królowa) mówiła na jednym tonie, była chłod­na, powściągliwa, nieprzenikniona. Propozycja jest z pewnością świadoma i konsekwentna, czy szczęśliwa jed­nak? A obok niej, w wielkiej scenie z I aktu, MARIA CHWALIBOG (Car­men) ogromnie, wzruszająco szczera w swojej tęsknocie do piękna burde­lowych scenariuszy. Dowiadujemy się o niej niemal wszystkiego, o Irmie nie wiemy nic - kto ma rację?

MIROSŁAWA MARCHELUK (Chantal) pokryła swój dźwięczny głos na­lotem chrypki, poruszała lunatycznie, widmowo... Wyrazistą rolę Złodziejki dała ALINA KULIKÓWNA, ale ona była właśnie z żywego mięsa, pod jej skórą płynęła prawdziwa krew. Z po­granicza dwóch światów: Dziewczyna ALICJI ZOMER, Kobieta - TERESY Marczewskiej. SŁAWOMIR MISIUREWICZ (Komen­dant Policji) - dosłowny, rzeczywisty. HENRYK JÓŹWIAK (Roger) - znów widmowy. I w tym towarzystwie Wysłannik grany przez MARIUSZA LESZCZYŃSKIEGO - lekki, dowcipny, ironiczny, z niewymuszoną precyzją punktujący wszystkie subtelności tek­stu. Tę rolę - obok roli MARII CHWALIBÓG - postawiłbym jednak najwyżej, dlatego po prostu, że będę je najdłużej pamiętał. Może mylę się jednak?

Wśród klientów burdelu: WŁODZI­MIERZ KWAŚKOWSKI (Biskup), KA­ROL OBIDNIAK (Sędzia), KAZIMIERZ TALARCZYK (Generał), Kat - Artur grany przez IRENEUSZA KASKIEWICZA, w epizodach JÓZEF ŁODYŃSKI (Stary), HENRYK STASZEWSKI (Męż­czyzna), RYSZARD ŻUROMSKI i DY­MITR HOŁOWKO (Fotograf I i II), JAN KROK (Żebrak - Niewolnik).

Reżyseria i scenografia JERZEGO Grzegorzewskiego, muzyka - STANISŁAWA RADWANA.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji