Artykuły

Decyzja należy do ciebie

Kupiła flaszkę wódki i dwie paczki aspiryny. Chciała się naj­pierw upić, by nie wiedzieć, co robi. Wózek zostawiła na plaży. Przecież już jej nie będzie potrzebny. Najpierw stłumiła alkoho­lem wszystkie wyrzuty sumienia. Potem delikatnie nakryła po­duszką twarz kilkunastomiesięcznego dziecka i, nie patrząc, jak maleńkie ciałko broni się, przytrzymała poduszkę do mo­mentu, w którym przestanie oddychać.

Musiała to zrobić. Miała do wyboru: albo odbiorą jej uko­chanego Jordana, albo ocali go dla siebie. Oni, bezlitośnie po­wołując się na prawo, już stali pod oknami. Dalej nie można było się ukrywać, nie można było chować się w ubikacji i udawać, że nikogo nie ma w domu. Nadszedł moment ostateczny. Moment decyzji, podjętej w światłach wszyst­kich, domowych lamp. A potem praktyka i rutyna - tylko nie mów w więzieniu za co siedzisz, zniszczą cię natychmiast - po­uczała strażniczka. - Proszę o najwyższy wymiar kary. Prze­rwijcie moje cierpienia. - po­wiadała. Czy kurwa może wy­chowywać dziecko? - pytał pro­kurator. Przecież na ulicę mu­siała wyjść. Wszak wcześniej robiła to samo, tylko że nie za pieniądze. Przychodziła do do­mu, zastawała swojego mężczyznę, ojca Jordana, z jakąś inną kobietą. I robiąc dobrą minę do złej gry, myślała, że jakoś to bę­dzie. Nie było. Nie chciała dużo: chciała zaledwie kochać, być kochaną, mieć rodzinę i czuć się bezpiecznie... Wybrała źle. Postawiła nie na tego mężczy­znę. Maltretowana, upokarza­na, zdobyła się na ostateczność. Myślała, że tylko ofiara życia przyniesie jej wolność. Głupota pomieszana z naiwnością. Je­den gest, jedna chwila i całe ży­cie cierpienia i wyrzutów su­mienia. Wszystko świadczy przeciwko niej. Sąd musi zde­cydować: winna, czy niewinna? Jakie okoliczności popchnęły ją do takiej zbrodni? Sąd musi zdecydować, my musimy zde­cydować. Biedna Shirley...

Dominika Bednarczyk nie opowiada tej historii. Ona jest w samym jej centrum. Kolejne wydarzenia z jej życia nie są jedynie beznamiętną retrospek­tywą, ale emocjami zatopiony­mi w teraźniejszości. Wszystko staje się na naszych oczach i wobec naszych sumień. Ta bezbronna istotka spowiada się ze swojej miłości. Mówi o tym, że w życiu nie chodzi o nic wię­cej, jak o normalność. Tą normalność maleństwo owe wyobraża sobie po prostu: mąż, dziecko, zawsze wysprzątane mieszkanie i praca, która po­zwala choć na minimum god­nego życia. Kochać tak bardzo, żeby zabić. Nienawidzić tak mocno, żeby się unicestwić. To tylko dwa problemy, których dotyka spektakl "Jordan". To tylko dwa problemy, z którymi jakoś musi się uporać widz.

I kiedy wreszcie ochłoną emocje, związane z momentami porywającym aktorstwem Do­miniki Bednarczyk, przychodzi refleksja: czy teatr, którego na co dzień, na ulicy, w telewizji i w gazetach jest bez liku do­równa życiu, czy raczej należy pozostawić go w "spokoju" fak­tom niemal codziennie ob­wieszczanym przez media? Czyli, co jest prawdziwsze: ży­cie, czy teatr? I nie trzeba dale­ko szukać odpowiedzi na to py­tanie. Wystarczy po spektaklu przespacerować się po Plan­tach, żeby zobaczyć niejedną taką Shirley. Dlatego ja, z całym szacunkiem dla reżyserki Mai Kleczewskiej, scenograf Mał­gorzaty Szczęśniak i wykonaw­czyni tego monodramu - Domi­niki Bednarczyk, stawiam na innego, współczesnego komen­tatora naszego życia - Williama Szekspira.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji