Artykuły

Świat na progu, duch umiera

"Tarantula" wg Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Marcina Bartnikowskiego w Akademii Teatralnej w Warszawie. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Galeria ekscentryków z różnych sztuk Witkacego spotyka się w jednym miejscu. Pogryza sałatę, performuje, eksperymentuje, miota się po scenie, obwieszcza schyłek sztuki. Nic do siebie zdaje się nie pasować, a jednak w tym chaosie jest metoda. Do zobaczenia jeszcze codziennie do niedzieli (6.12)

Na scenie Akademii Teatralnej spektakl dyplomowy pt. "Tarantula" wystawiają studenci IV roku. To eksperyment na każdym poziomie: literackim i teatralnym. Marcin Bartnikowski, aktor, współtwórca Teatru Malabar Hotel, opiekun rocznika i jednocześnie reżyser spektaklu skompilował w jedną całość kilka dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza: "Kurkę wodną", "Gyubala Wahazara", "Szewców", "Matkę", "W małym dworku".

Pomysł z jednej strony miał umożliwić zbudowanie w jednym spektaklu kilkunastu pełnych ról (takich, w których studenci, jako że to spektakl dyplomowy, mogli się wykazać).

Z drugiej strony ów miks miał być okazją do stworzenia nowej jakości, eksperymentu, łączącego sprzeczności, tak charakterystyczne dla Witkacego. I tak się faktycznie stało - kolaż taką nową jakość tworzy, choć pełną niejasności. Dla osób, które nie znają sztuk Witkiewicza, w pierwszych scenach zależności między bohaterami, jak i same postaci - mogą być kompletnie nieczytelne. Ci, którzy prace pisarza znają, też się mogą pogubić - nowa sieć relacji funkcjonujących w "Tarantuli" nie jest bynajmniej oczywista. Ale już po kilkunastu minutach spektaklu próba układania sobie tych puzzli w głowie spełza na niczym i właściwie okazuje się niepotrzebna. Przestaje być ważna informacja - kto tak naprawdę kogo kochał, czyim jest synem, czy wspólnikiem. I choć cały ów chaos personalny jest irytujący, to jest też narzędziem do opowieści o świecie, w którym następuje rozpad - rodziny, więzi, wartości. To świat na progu, w którym duch umiera, istotniejsze jest nieustanne przekraczanie granic, pożeranie, balansowanie.

Co to za branża?

Osią dramaturgiczną jest tu "Kurka wodna" i jej bohaterowie, ale wokół nich orbitują również inne witkacowskie postaci. Zresztą konfiguracji jest więcej - z bohaterami powołanymi przez Witkacego do życia jeszcze przed wojną, przenikają się performerzy i artyści XXI wieku. Tytułowa "Kurka wodna" odziana w czerwoną sukienkę kojarzy się ze słynną jugosłowiańską artystką, ikoną bodyartu i performance - Mariną Abramovic, w spektaklu pobrzmiewają też echa streetartu (m.in. działań Banksy'ego) i innych sztuk.

Bo "Tarantula" to, jak to w przypadku Witkacego, też oczywiście opowieść o sztuce, wyzwolonej z wszystkich form. Niemal wszyscy jej bohaterowie performują, manifestują, epatują, muszą coś wykrzyczeć. Jedni zaklejają sobie oczy mazią, wypowiadając swój manifest, inni kładą sobie na głowie sałatę i wkładają papierosy w uszy, jeszcze inni walczą na torsy uwięzione w pudłach. Czasem traktują siebie i innych śmiertelnie poważnie, czasem drwią z siebie nawzajem.

"A cóż to za branża ta performatyka jest?" - pyta jeden z bohaterów. Inny odpowiada z przekąsem: "to ciekawe się rzeczy robi, jedna wielka niewiadoma". A gdy kobieta w czerwieni nakłada sobie talerz na głowę - ktoś puentuje: "To jest to właśnie? A ma to jakiś tytuł?". Głos z boku obwieszcza: "jesteście trupami zamkniętymi w dialektycznych formułach".

Aktor smarujący twarz mazidłem nawołuje: "trzeba żyć, trzeba być szczerym, nie pić pomyj, nie kupować tandety, żadnej taniej rozkoszy".

Czekają nas galery

Przed oczami widzów paraduje intrygująca rzesza dziwaków, ekscentryków, osobników w większości niespełnionych jako artystów, którzy nieustannie spełnienia szukają. Wyrażają się dość histerycznie i nieobliczalnie, coś próbują udowodnić, przekazać, zaistnieć. Są też neofici, którzy idą za chwilową fascynacją, nawet jej nie rozumiejąc.

W tym zamieszaniu jedne głosy brzmią ciszej, inne głośniej, czasem to zwyczajny wygłup, czasem coś poważnego, podszytego cierpieniem i samotnością. Wszystko jednak buzuje, radykalizuje, jest na skraju rewolucji.

Cały ów ciekawie zagrany chaos to jeden wielki performance, również muzyczny - bo studenci w jednej chwili są postaciami z Witkacego, a za chwilę zasiadają za instrumentami i - jako Spider Demon Massacre - grają ciekawie na żywo. Scena nieustannie się zmienia, wjeżdża na nią stół, owinięty w malowane płótno, przemieszczane są pudła, rozrzucane stosy ubrań. Sceny odbijają się w lustrach, aktorzy grają przed i za przezroczystymi przepierzeniami.

A w drugiej części spektaklu, mamy już prawdziwy krajobraz po rewolucji - futurystyczną postapokaliptyczna przestrzeń zasłaną truchłami, porzuconymi ubraniami i odpadkami.

Teoretycznie na takiej bazie może urodzić się coś nowego, może nastąpić powrót do czystości. Czy rzeczywiście? Choć jeden z bohaterów - Tadzio - mówi: - Jeszcze nie rozumiem tego wszystkiego do końca, ale wiem, że się obudziłem", to w finale pada też zadanie, które odnieść można do wolności sztuki (oby nie okazało się prorocze w naszej nowej rzeczywistości): "Czekają nas galery".

****

Premiera spektaklu "Tarantula" w Akademii Teatralnej (ul. Sienkiewicza 14) - 28 listopada

Następne spektakle:

2 grudnia - godz. 19, 3 grudnia - godz. 19, 4 grudnia - godz. 19, 5 grudnia - godz. 18, 6 grudnia - godz. 18:00

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji