Sztandary przyćmią teatr
Jerzy Duda-Gracz rozpoczął wczoraj w Teatrze im. J. Słowackiego malowanie sztandarów, które będą częścią scenografii do spektaklu "Kaligula" Alberta Camusa, w reżyserii i adaptacji jego córki Agaty Dudy-Gracz. Premiera zaplanowana jest na przełom września i października.
Scenografia do "Kaliguli" będzie wspólnym dziełem ojca i córki. - Postanowiliśmy zaryzykować i połączyć młodość z doświadczeniem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie - mówi Jerzy Duda-Gracz, który ma na swoim artystycznym koncie projektowanie scenografii do przedstawień dramatycznych i operowych, m.in. do "Carmen", w reżyserii Marii Fołtyn, i do "Don Giovanniego", w reżyserii Wiesława Ochmana.
- Choć mam za sobą realizacje scenograficzne, tak naprawdę nie czuję się scenografem. Jest w tym mały plus, ponieważ przesycenie wiedzą, zwłaszcza w dyscyplinie artystycznej, prowadzi do pewnego rodzaju paraliżu, swoistej maniery czy przemądrzałości, która dla odbiorców jest śmiertelnie nudna - dodaje artysta.
Na strychu w teatrze Miniatura wczoraj od rana Jerzy Duda-Gracz malował olbrzymie, 12-metrowe, czerwone sztandary. Na tekturze rozłożona została czerwona materia. Z niektórych sztandarów zaczynały się już wyłaniać ludzkie twarze. - Sztandary mają odegrać niezwykle trudną rolę: muszą wizualnie pokonać cudowne i przebogate wnętrze Teatru im. J. Słowackiego.
Jak długo będą trwały prace nad sztandarami? - Nie umiem powiedzieć; na razie jest to okres prób i błędów. Trzeba od projektu przejść do przestrzeni rzeczywistej. W tej chwili jest to jeden wielki lęk.
Co Pana fascynuje w Kaliguli? - Szansa zmierzenia się z tematyką właściwie mi obcą. Poruszam się - robiąc scenografię - po obrzeżach mojej profesji, czyli malarstwa. W moim malarstwie pojawia się, od ponad 20 lat, motyw przemijania, śmierci, odchodzenia, ale w zupełnie innych sensach i kontekstach niż ma to miejsce w tym spektaklu - dodaje artysta.