Artykuły

Kto uwierzy we wszystko?

TEN, kto w nic nie wierzy. Sceptycyzm typu: to jedno pewne, że dwa razy dwa jest cztery i ist­nienie kwadratowego koła nie jest możliwe, a re­szta to niesprawdzalna bujda, sąsiaduje z paniką na widok czarnego kota, który znienacka takiemu arcysceptykowi i ultraracjonaliście przebiegł drogę..

Bardzo ciekawe zjawisko. Historycznie, psycholo­gicznie... Historycznie - bo taki, na przykład, wiek Oświecenia, wiek, w którym wszystko, co istnieje, pozwane zostało przed trybunał Rozumu, obfituje jed­nocześnie w tyle rozmaitych spirytyzmów, okultyzmów i innych irracjonalizmów; to wszystko mieści się nie tylko w jednej epoce, ale także w tych samych osobowościach. Psychologicznie - bo to naprawdę fe­nomenalne, gdy taki na przykład, nasz dwudziesto­wieczny monopolista mędrca szkiełka i oka, sam Ta­deusz Boy Żeleński wyznaje nagle - i to publicznie - iż wierzy w jasnowidzenie.

Czytałem niedawno wypowiedź jakiegoś amerykań­skiego socjologa na temat najbliższej przyszłości. Otóż ów socjolog przepowiada, że w ciągu najbliższych dziesiątków lat należy oczekiwać rewelacyjnego prze­istoczenia typowej świadomości amerykańskiej. Od utylitarystycznej, pragmatycznej i nastawionej na wysoką aktywność zewnętrzną filozofii w stylu Be­niamina Franklina (która ciągle jeszcze, w wersji od­powiednio popularnej i zwulgaryzowanej, jest po­toczną postawą wobec życia) mają Amerykanie przejść do filozofii fakirów, zapatrzonych we własny pępek, zajętych wyłącznie kontemplacją, medytacją i w ogóle wyłącznie życiem wewnętrznym. Będziemy też mieli erę rozkwitu demonologii, dodaje ów amerykański socjolog.

CO BĘDZIE, TO BĘDZIE...

w każdym zaś razie w przedstawieniu, opracowanym przez Krystynę Nastulankę i wyreżyserowanym przez Gustawa Holoubka na podstawie książki Caldwella "Sługa Boży", było właśnie coś z tego pogranicza mię­dzy racjonalizmem a irracjonalizmem, między płaską i wulgarną, utylitarystyczną, "wieprzowatością życia" a pewną bardzo silną potrzebą. Bardzo silną, tym sil­niejszą, że przeważnie spada na człowieka niespodzia­nie, jak grom z jasnego nieba. Cóż to za potrzeba?

Sam nie wiem, jak to nazwać?... Może "głód meta­fizyczny"... Może "impuls ku mistycznej ekstazie"...

Nie dająca się powstrzymać ani przezwyciężyć tęskno­ta, aby sięgnąć po inny wymiar naszej egzystencji. Zu­pełnie inny niż ten, którego doświadczamy w codzien­nej praktycznej krzątaninie.

Skrót utworu Caldwella wypadł doskonale. Panuje powszechna opinia, że teatralizacja Nastulanki wypad­ła bardziej przekonywająco, bardziej sugestywnie, ani­żeli prozatorski oryginał. A sam tytuł teatralnego przedstawienia wymyślono wprost genialnie. Właśnie tak trzeba było: "...Przyjdzie taki pod sam dom i..."

Ta historia o wędrownym kaznodziei i opętanym przez niego farmerze ma - jak każdy medal - dwie strony. Jedną, nazwijmy to tak, praktyczną i wymier­ną. Sprytny kaznodzieja i wyzuty przezeń ze wszystkiego farmer. Oszust i biedny, bezradny, ciemny człowiek.

To jedna strona. Kto wie, czy nie najważniejsza. W końcu każdy oszust na czymś spekuluje. Coś stanowi jego materię działania. Ten, kto w latach międzywo­jennych kupił kolumnę Zygmunta, tramwaj warszaw­ski i coś tam jeszcze - był ogarnięty przemożną chę­cią łatwego zysku. I to właśnie była materia działa­nia, niejako podkład psychologiczny, umożliwiający działanie oszustowi.

Jaka jest obsesja - jeśli tak można powiedzieć - która opanowuje farmera Claya Horeya? No właśnie, to próbowałem wyżej określić. Głód metafizyczny, im­puls ku mistycznej ekstazie, coś z tych rzeczy. To tkwi w człowieku, tkwi zaskakująco głęboko i silnie. "Przyjdzie taki pod sam dom i..." I urucha­mia tajemne moce i tęsknoty, przeistacza czło­wieka w coś absolutnie przeciwnego temu, czym był i za kogo się dotąd uważał. Można w tym wszystkim widzieć tylko "sprytną sztuczkę". Można także - coś głębszego. Właśnie tę ogromną złożoność natury ludz­kiej, w której tak wszystko koegzystuje: intelektualizm i biczownicy, racjonalizm i wiara w czarnego kota, tudzież przewidziana przez socjologa, którego nazwiska nie zanotowałem, możliwość zmiany typowej amerykańskiej postawy psychicznej na postawę faki­ra, dla którego nie istnieje nic, poza medytacją o na­turze bytu i kontemplacją zmierzającą do roztopienia ludzkiego indywiduum w ponadczasowej i niewymier­nej płynności wszechświata.

I dobrze, bardzo dobrze się stało, że teatralna wersja utworu Caldwella uwydatniła nie tylko plan społeczny, nie tylko tę warstwę, która odnosi się do wystrychnięcia na dudka łatwowiernego farmera przez sprytnego kaznodzieję wędrownego, ale także ten plan metafizyczny, tę złożoność i zagadkowość natury ludzkiej.

Bo kto wie... Może rzeczywiście Stany Zjednoczone przekształcą się w republikę zaludnioną przez samych jogów i fakirów... Jak twierdzą niektórzy, tylko ist­nienie kwadratowego koła nie jest możliwe; poza tym wszystko może się stać. "Przyjdzie taki pod sam dom i..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji