Artykuły

Debiut z Houellebekiem

- W inscenizacji "Możliwości wyspy" rozwijamy postaci kobiece do pełnowymiarowych, autonomicznych bohaterek. Dzięki dużemu zaangażowaniu aktorek ich postaci mogą opowiadać własne historie po to, żeby świat spektaklu nie był zdominowany przez mężczyzn i przez głównego bohatera - mówi Magda Szpecht, reżyserka i studentka krakowskiej PWST, w rozmowie z Izabelą Szymańską w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.

Młoda reżyserka, studentka krakowskiej PWST Magda Szpecht, przygotowuje w TR Warszawa spektakl według powieści Michela Houellebecqa "Możliwość wyspy". To jej teatralny debiut. Premiera w czwartek 19 listopada.

Izabela Szymańska: Michel Houellebecq, robiąc film o swoim porwaniu, pokazał się widzom jako osoba z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie. A z drugiej strony, kiedy wychodzą jego kolejne książki, określany jest przez recenzentów jako radykalny, przenikliwy, ale cyniczny diagnosta rzeczywistości. Która jego twarz jest ci bliższa?

Magda Szpecht: Zdecydowanie bardziej lubię tę z "Porwania...". W jednym i drugim przypadku zachodzi proces kreacji i bardzo ciekawe jest to, jak wizerunek Houellebecq'a może się transformować. Obraz człowieka, który pisze powieści radykalne, prowokacyjne, pełne świadomych strategii literackich, jest na drugim biegunie tego, jakim widzimy go w filmie. To świadczy o dużej inteligencji i błyskotliwości. Między innymi z tego powodu Houellebecą wydaje mi się świetnym partnerem dla teatru.

Z poglądami, twórczością i wizerunkiem pisarza można swobodnie dyskutować, bo pola tematyczne, po których się porusza, są szerokie i różnorodne - od egzystencjalnych, przez naukowe po polityczne. Odbiorca spotykający się z jego twórczością może stworzyć własne, jaskrawe wyobrażenie na temat tego, co jest w książkach; największą siłą tej literatury jest to, że uruchamia indywidualną wyobraźnię i proces myślowy.

Często postaci kobiece w jego powieściach są potraktowane przedmiotowo. Jak ty na to patrzysz?

- Mówi się, że Houellebecq nienawidzi kobiet, jednak myślę, że to bardziej złożone: on nienawidzi dużej ilości głupich ludzi i mężczyznom, tak jak kobietom, dostaje się w pewnym sensie po równo. Oczywiście jest prowokacyjnie mizoginistyczny, traktuje kobiety przedmiotowo, niespecjalnie ma ochotę rozwijać ich wątki w innym kontekście niż erotyczny. To jest manewr, na który często się łapię i mówię sobie: znowu udało mu się mnie sprowokować. Tak myśli Houellebecq, czy po prostu opisuje ludzi, którzy tak myślą? W inscenizacji "Możliwości wyspy" rozwijamy postaci kobiece do pełnowymiarowych, autonomicznych bohaterek. Dzięki dużemu zaangażowaniu aktorek ich postaci mogą opowiadać własne historie po to, żeby świat spektaklu - w przeciwieństwie do świata powieści - nie był zdominowany przez mężczyzn i przez głównego bohatera.

"Możliwość wyspy" wydaje się trudna do wystawienia chociażby przez to, że jest w niej kilka planów czasowych. Na co postawicie akcent w adaptacji?

- Bardzo interesuje nas wątek miłosny w różnych odsłonach - głównego bohatera widzimy w dwóch relacjach - najpierw z żoną, później z dziewczyną dużo młodszą, która staje się jego ukochaną. Ważnymi bohaterami są też artysta Vincent i naukowiec Slotan, prowadzący badania nad klonowaniem. Jego praca ma po 300 latach doprowadzić do stworzenia człowieka z pominięciem embriogenezy. Inspirujący jest dla nas również temat neoludzi.

Akcja spektaklu - tak jak akcja powieści - toczy się w dwóch przestrzeniach czasowych, czyli współcześnie i za 2000 tysiące lat, co jest nie lada wyzwaniem, ale również wspaniałą podróżą w wyobraźni. Co możemy wymyślić na temat totalnie odległej przyszłości w czasach, kiedy postęp technologiczny zachodzi tak szybko? Przed pierwszą rewolucją przemysłową można było przeżyć całe życie bez żadnej znaczącej zmiany. Od kilku dziesięcioleci jest to niemożliwe. Mimo rozwoju techniki nie wszystko udaje się sklonować, neoludzie nie mają np. poczucia humoru.

- Poza tym, kiedy nie są już potrzebne organy płciowe ani układ pokarmowy, powstaje zupełnie nowy gatunek człowieka. Houellebecq wymyślił neoludzi jako odżywiających się za pomocą fotosyntezy. Zabawne, że odżywianie się światłem dziś kojarzy się z pomysłami new-age'owych szaleńców, Stachursky twierdzi, że stosuje tę dietę. Ciekawe, czy kiedyś te idee będą możliwe do realizacji. Próbujemy zmaterializować te pomysły na tyle, na ile da się to zrobić w teatrze. Niektóre z wyobrażeń przyszłości wydają się abstrakcyjne i nonsensowne, ale dla mnie właśnie w tym tkwi tajemnica teatru: trzeba przyjąć, że to, co jest niemożliwe w realnym świecie, tutaj się wydarza. Dzięki umowności możemy oglądać świat za 2000 tysiące lat, równocześnie patrząc na współczesność. W ten sposób konstruujemy inscenizację: dwa plany czasowe faktycznie ze sobą współistnieją. Relację między dwoma światami nazwałabym zmianą w ostrości obrazów.

Temu ma służyć scenografia Zbigniewa Libery?

- Tak. Kilka jego prac było dla mnie inspirujących na samym początku tworzenia koncepcji "Możliwości wyspy". Były to fotografie takie jak

"Wyjście ludzi z miast", "Lekcja historii", czy "Pierwszy dzień wolności". Współpraca z tym artystą jest czymś niesamowitym i strasznie dla mnie nobilitującym. Można powiedzieć, że oboje debiutujemy w teatrze, pierwszy raz pracując przy dużym spektaklu.

W TR Warszawa oglądaliśmy twój projekt teatralny...

- ..."doplhin_who_loved_me" opowiada o eksperymencie polegającym na uczeniu delfinów języka angielskiego. Eksperyment odbywał się w latach 60. w sekretnym laboratorium na Karaibach, był finansowany przez NASA. 22-letnia Margaret przez kilka miesięcy mieszkała z delfinem o imieniu Peter w wypełnionym do połowy wodą domu. Nawiązała się między nimi bardzo bliska relacja, również z wątkiem erotycznym. Kilka miesięcy po zakończeniu eksperymentu delfin popełnił samobójstwo - każdy oddech jest dla delfina świadomym wysiłkiem, wynurzają się właśnie po to. Dlatego kiedy cierpią, mogą po prostu przestać oddychać. Po śmierci Petera historia tego nieudanego eksperymentu została osnuta legendą o kobiecie, która żyła w związku miłosnym z delfinem. W "Możliwości wyspy" powraca temat komunikacji międzygatunkowej, który jest mi bardzo bliski.

Dlaczego?

- Zajmuje mnie przede wszystkim ze względu na to, że wymaga odmówienia człowiekowi dominującej roli w świecie, a jednocześnie dobitnie pokazuje tragizm sytuacji, w której niemożliwe jest przyjęcie innej perspektywy niż własna. Wysiłki, które nauka i sztuka podejmują w tym kierunku, otwierają pole nieoczekiwanych zdarzeń, gdzie przestają mieć znaczenie uprzedzenia, przeświadczenia i wartościowanie.

W spektaklu, który teraz przygotowujemy, bardzo ważną rolę ma pies Siri. Współpracę aktorów z psem próbujemy przeprowadzać na partnerskich zasadach: jest autonomiczną postacią i to sceniczne spotkanie nieustannie nas zadziwia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji