Artykuły

Święto i żal

"En face" w choreogr. Susanne Jaresand w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Polski Teatr Tańca pierwszy raz od dawna postawił na drugą część swojej nazwy - Balet Poznański. "En face" to przede wszystkim pokaz technicznej precyzji zespołu Ewy Wycichowskiej - rzadkiej umiejętności wśród współczesnych tancerzy.

Autorką choreografii jest Susanne Jaresand, szwedzka artystka, która deklaruje: "Dla mnie taniec jest muzyką, muzyka tańcem". Odcina się zdecydowanie (wręcz prowokacyjnie) od związków tańca i teatru. Stawia na współczesny balet. Twierdzi, że ruch zapisany jest po prostu w muzycznej partyturze. To abstrakcja - wolna od jakichkolwiek skojarzeń i sensów poddających się werbalizacji. To formalnie zakomponowane wyrażanie emocji tancerzy, którzy zdaniem Jaresand nie opowiadają historii, lecz sami są historiami. Tak to wygląda w teorii. A na scenie? Dominuje precyzja, harmonia, gatunkowa i stylistyczna "czystość" oparta na eurytmii (technice i filozofii ruchu, stojącej gdzieś pomiędzy tańcem klasycznym i modern, niezależnej od obu). W epoce mieszania sztuk, konwencji, mód, żonglowania cytatami - ta czystość jest niemal porażająca, szczególnie że tancerze PTT są w niej bardzo przekonujący. Tu nawet chaos jest precyzyjny. Ale czy możliwe jest absolutne uwolnienie się od interpretowania tego, co widzimy? Indywidualnie czytamy przecież tę "formę" przez siebie, przez własne emocje i doświadczenia. A w szerszym - kulturowym - kontekście - choćby przez "Święto wiosny", które zainspirowało kompozytora Ingvara Lidholma do napisania utworu "Ritter" ("Święto"). To do niego ułożyła swoją choreografię Susanne Jaresand. Choć autorka odcina się od takiego dialogu w sensie ruchowym, warto pomyśleć o "En face" przez pryzmat choreografii Niżyńskiego, Piny Baush, a nawet wideoinstalacji Katarzyny Kozyry, która swoją "choreografię" ułożyła za pomocą komputera. Jaresand nie zajmuje się ani szaleństwem, ani ofiarą, ani unifikacją. U niej zbiorowość jest bardzo zindywidualizowana. To rozbity na jednostki tłum poddany jednak nadrzędnemu (rytmicznemu) porządkowi, który sugeruje widzowi, że życie to trwanie, następowanie po sobie zdarzeń. Ze sceny płynie zgoda na taki stan rzeczy i sugestia, że ważne jest spotkanie z drugim człowiekiem, ale - wobec ostateczności - przede wszystkim rozpoznanie, odczytanie, znalezienie w międzyludzkich relacjach siebie (piękne solo Iwony Pasińskiej).

"En face" to także wyraz bardzo owocnej międzynarodowej współpracy artystycznej. Szwedzkie "związki" Polskiego Teatru Tańca trwają już ponad dekadę. Ich efektem były choreografie zrealizowane w Poznaniu ponad dziesięć lat temu przez legendy szwedzkiego tańca: Birgit Cullberg ("Romeo i Julia") i Matsa Eka ("Pół dnia Północy"), a także późniejsza współpraca z młodymi artystami: Orjanem Andersonem, Jensem Ostbergiem czy Virpi Pahkinen. Szwedzi w 80 proc. sfinansowali produkcję "En face" - zależało im na pracy z poznańskim zespołem. Szkoda tylko, że nieprędko zobaczymy ten spektakl w Poznaniu - PTT ma kłopoty z zarezerwowaniem wolnych terminów w Teatrze Wielkim. Szkoda też, że polska premiera odbyła się bez udziału orkiestry, którą zastąpiła muzyka z taśmy. W Umea dyrygowała Andrea Quin. Mamy świetny - doceniony na świecie - zespół, który w rodzinnym mieście wciąż szuka sali i pieniędzy. Wstyd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji