Artykuły

Spektakl, który przeraża... swoją nudą

"Przerażony na śmierć" Rona Aldridge'a w reżyserii autora w Krakowskim Teatrze Variete. Pisze Łukasz Gazur w Dzienniku Polskim.

Miało być przerażająco. Nie było. Elektryzująco. Nie było. Z mnóstwem iluzjonistycznych trików. Nie było. Jeśli jakoś było na najnowszej premierze w krakowskim teatrze Variete, to nudno i raczej przewidywalnie.

Ghost story to ciekawy nurt w teatrze. Opowieści o duchach, spektakle grozy i horrory na polskich scenach nie goszczą prawie w ogóle. Tymczasem na świecie to rozrywka dość dobrze znana. I za to, że krakowski teatr Variete postanowił ją przybliżyć "Przerażonym na śmierć" Rona Aldridge'a, należy mu się uznanie. Ale na tym kończą się dobre słowa. Bo ta sztuka jest po prostu nudna.

Anglia, połowa XIX w. Stary młyn staje się scenerią, w której rozgrywa się dramat miłosnego trójkąta. Jacob (Marcin Zacharzewski) i Will (Karol Jasiński), przyjaciele z dzieciństwa, zakochują się w tej samej kobiecie. Mary (Agnieszka Kawiorska) wybiera jednego, co doprowadzi w końcu do tragedii. Po drodze będą jeszcze oszustwa w kartach, zdrada, tajemnicze zniknięcie jednego z bohaterów. A potem już tylko dziwne zjawiska i duchy. Tyle w skrócie.

Pierwsza część spektaklu - ponad 50 minut - właściwie mogłaby zmieścić się w 15. Druga ma może nieco więcej dynamiki, ale też bez nagłego zagęszczenia akcji. Po co zatem snuć tę opowieść? Zwłaszcza że naprawdę nie ma uzasadnienia scenicznego dla tej wlokącej się fabuły.

Nie ma w spektaklu tego, czego można się było po zapowiedziach spodziewać: festiwalu trików, zaskakujących iluzji. Trzaskają drzwi, pęka waza, z książek wyskakują karty, z półek wylecą dwa tomy, pojawi się trochę sztucznej mgły. Ot, tyle. Przyznacie, że nie jest to szczególnie przerażające. Jeśli coś mnie przestraszyło (estetycznie) to zielony wazon stojący w tle. Czekałem, aż wyleci z niego jakiś duch. Ale to się nie stało, a ja nie wierzyłem, że postawiono go tam bez żadnego uzasadnienia.

Osobnym problemem jest pokazywanie zaplecza iluzjonistycznych sztuczek. Nie mogłem się skupić na akcji, gdyż światło wciąż ślizgało się po linie, która wprawiała w ruch duszki, w pewnym momencie przelatujące nad głowami widzów. W takich wypadkach pokazywanie widzowi teatralnych szwów jest błędem w rzemiośle - zwłaszcza że linę oświetlono znakomicie, w odróżnieniu od twarzy głównej bohaterki, która akurat w tym momencie była w półcieniu.

Jeśli chodzi o aktorstwo, oczywiście niezawodny Paweł Sanakiewicz sprawdza się jako narrator i jeden z bohaterów. Potrafi być momentami przerażający (o czym przekonała się jedna z dziewczyn siedzących na widowni w pierwszym rzędzie), momentami zabawny. Obok niego na uwagę zasługuje Agnieszka Kawiorska, która próbowała zbudować interesującą postać. Niestety, szeleszczące papierem dialogi na niewiele pozwoliły.

"Przerażony na śmierć" Rona Aldridge'a (autor scenariusza i reżyser) nie przeraża, a nudzi. I to chyba najbardziej w nim przerażające.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji