Artykuły

Michał Milowicz: Wracam z czarną komedią

- Publiczność szuka ucieczki od szarości dnia codziennego, problemów, sytuacji geopolitycznej, militarnej, chaosu, który tworzy ostatnio bardzo niebezpieczną atmosferę. Ludzie szukają więc rozrywki, uśmiechu. I komedia im to daje, chociaż na chwilę - mówi aktor Michał Milowicz.

Mało kto wie, że w pewnym momencie kariery zostałeś deweloperem.

- Osiem lat temu z rodziną oraz moim kolegą i wspólnikiem Arkiem założyliśmy Milowicz Development. Zbudowaliśmy jeden apartamentowiec jeszcze przed nadejściem kryzysu. W 2008 r. sprzedaliśmy wszystkie mieszkania. Potem zaczęliśmy nową inwestycję, duże osiedle, którego połowa jest oddana. Już zamieszkuje ją 65-70 proc. mieszkańców. Przed nami jeszcze kolejne dwa etapy, które powinny się za chwilę zacząć.

Kryzys zatrzymał budowę?

- Wycofały się wszystkie banki, ale w końcu udało nam się znaleźć jeden, który wyszedł nam na przeciw. Na dość drastycznych warunkach, ale nie było wyjścia. Trzeba było budować. Staramy się doprowadzić całą inwestycję do końca, wbrew przeciwnościom losu i biurokracji, która u nas szerzy się mocno.

Jak oceniasz pomysły polityków, żeby państwo samo budowało mieszkania?

- To uderzenie w branżę. Myślę, że każdy powinien znać swoje miejsce. Jak już jest politykiem, niech się udziela tak, żeby w tym kraju było jak najlepiej, a nie wiem, czy będzie lepiej, jeśli zajmą się też deweloperkę. Trudno mi osądzać. Jestem aktorem, wokalistą, a buduję. Ale ja buduję z człowiekiem, który jest budowlańcem, inżynierem, więc osobą na właściwym miejscu. Oprócz bycia artystą staram się być przedsiębiorcą, bo zawód artysty bywa niepewny.

Jak wygląda zawód aktora w dzisiejszych czasach?

- To zależy. Na pewno jest poszerzony rynek, jeśli chodzi o możliwość grania w teatrze, serialach, których jest mnóstwo, programach a la seriale. Jest dużo młodych adeptów szkół teatralnych i nowych szkół filmowych, którzy mogą w tej chwili rozwijać skrzydła. To pozytywne. Ja gram w teatrze już od kilkunastu lat, a przez ostatnich kilka zdarzało się, że grałem w 4-5 sztukach naraz. Dlatego też nie było mnie widać na ekranie, bo bardzo dużo jeżdżę po Polsce, ale mam zamiar to zmienić. Mam zamiar wrócić wreszcie na ekrany telewizorów i kin.

Jak to jest z serialami? Niby jest ich masa, ale większość znika po jednym sezonie. Takich tasiemców jak "Klan" już raczej nikt nie produkuje.

- To prawda, wiele seriali ma krótką żywotność. Generalnie jest troszkę za dużo nudziarstwa i nieadekwatnie przekazanej rzeczywistości. Za mało jest seriali komediowych, nie mówiąc już o tych z czarnym humorem. W serialach mamy rozwody, sztuczne problemy, pokazywanie życia w czarnych barwach i często taki sobie dowcip. Na szczęście było i jest kilka dobrych seriali obyczajowych i sensacyjnych.

Można przeżyć albo dobrze żyć, grając tylko w teatrze?

- To zależy, jakie się ma zobowiązania finansowe co miesiąc. Teatr jest raczej prestiżowy niż dochodowy. Film wciąż daje lepsze warunki finansowe. Ale nie narzekam, tylko staram się jak najwięcej grać w teatrze i jakoś sobie radzić.

Teatry prywatne radzą sobie finansowo?

- Otwarcie własnego teatru to wielkie przedsięwzięcie. Wiemy, jakie problemy mają Tomek Karolak czy Emilian Kamiński ze swoimi teatrami. Na pewno jest to duża odpowiedzialność, przedsięwzięcie wymagające dużego zaangażowania i olbrzymich środków finansowych. Nie zawsze dostaje się dotacje. Żeby utrzymać teatr i dobrze nim zarządzać, trzeba mieć odpowiednich, kompetentnych ludzi. Na pewno nie podjąłbym się w tej chwili otwarcia teatru, bo zabrałoby mi to za dużo życia.

Czy bez dotacji państwowych można stworzyć prywatny teatr, który się utrzyma?

- To pytanie do Krystyny Jandy, Tomka Karolaka, Emiliana Kamińskiego czy Michała Żebrowskiego. Ja nie mam swojego teatru. Wydaje mi się jednak, że można, choć może być ciężko. Występuję na przykład w teatrze Capitol, który daje sobie radę, robi dobrą reklamę. Są naprawdę dobre sztuki. Głównie komediowe. Widzę, że to się sprawdza. Publiczność szuka ucieczki od szarości dnia codziennego, problemów, sytuacji geopolitycznej, militarnej, chaosu, który tworzy ostatnio bardzo niebezpieczną atmosferę. Ludzie szukają więc rozrywki, uśmiechu. I komedia im to daje, chociaż na chwilę. Jest antidotum na codzienne problemy i to, co przekazują nam mass media.

Jak podchodzisz do tych zagrożeń?

- Bardzo poważnie. Dużo rozmawiam z ludźmi i mam świadomość tego, co się dzieje. Myślę, że żartów nie ma. Mamy dwa zagrożenia: jedno ze Wschodu, ale myślę, że poważniejsze idzie z islamu. Staram się żyć w świadomości tego zagrożenia i być czujnym. Do nas mogą dotrzeć wcześniej czy później. Tyle że u nas może nie być im łatwo. Nasi nacjonaliści połączą się, żeby wreszcie wejść w interakcję z jakimś realnym wrogiem. To może być bardzo niebezpieczne.

Co ci się nie podoba w islamie?

- Fanatyzm i to, że wyznawcy islamu są chowani w wierze, że żyją po to, by umrzeć, więc od dziecka nie boją się śmierci. U nas rodzimy się po to, żeby rodzić swoje dzieci, dając im życie, które jest szczęściem. Oni są gotowi do wszystkiego. Są nieprzewidywalni. Człowiek nie zna dnia ani godziny. I nie wiadomo, co się może wydarzyć. W tej chwili wszelkie masowe imprezy mogą być zagrożone. Teoretycznie, bo nie wiadomo, ilu terrorystów wśród emigrantów i nie tylko przedostało się do nas, ile może się przedostać. Ja mam nadzieję, że to się jakoś poukłada. Ale przeraża mnie stopień eskalacji, to ścinanie głów, ostentacyjne pokazywanie tego światu. To łamie wszelkie humanitarne reguły funkcjonowania ludzi na świecie.

Wracając do komedii: wydaje mi się, że polskie komedie w ciągu ostatnich lat straciły ogień. "Chłopaki nie płaczą" miały do przekazania coś więcej niż dowcip. Dziś komedie to puste świecidełka. Dlatego postanowiłem to wziąć w swoje ręce i przygotować coś na miarę tamtych filmów. Chciałbym, żeby po 15 latach od naszych komedii powstała taka, która zapadnie w pamięć na następne lata. Jako komedia dobrego żartu sytuacyjnego oraz inteligentnego, dobrego dialogu. Dowcipnego i niosącego jakąś konkretną treść i przesłanie.

Wraca ekipa Lubaszenki?

- Nie widzę innej konfiguracji.

Stara gwardia nie rdzewieje. Tamte komedie były zaangażowane społecznie. Opisywały przemiany, tworzące się nowe struktury. Nawet byliście posądzani o kontakty z mafią w związku z tym, że tak dobrze było odwzorowane to towarzystwo.

- (śmiech) A to dobre. Scenarzysta był po prostu świadom tego, gdzie i co się dzieje, dużo słuchał, obserwował ludzi i znał życie. Obecny scenarzysta zrobił dużo filmów dokumentalnych, dotykających problemów z różnych kategorii, tych trudnych i tabu również, więc też jest świadom tego, co się dzieje, jak ludzie funkcjonują i jakie sytuacje się zdarzają. Proszę trzymać kciuki, bo myślę, że stworzymy dobrą czarną komedię.

Nie boisz się, że zajmiecie stanowisko wobec rzeczywistości i zostanie wam przypięta polityczna łatka?

- Nie, przecież filmowa satyra na rzeczywistość nie powinna dzisiaj podlegać cenzurze ani klasyfikowaniu. Takie są czasy, że polityka jest tak względna i płynna, że tak naprawdę nie można określić, jak jest. Nie można, bo jest jedna wielka bitwa między dwoma politycznymi tuzami. W tym galimatiasie nie za bardzo wiadomo, dlaczego i po co.

Brak takich filmów to wynik tego, że ludzie nie potrafią znaleźć klucza do opowiedzenia tego, co się dzieje, czy boją się, że zostaną przypisani do którejś ze stron konfliktu?

- Myślę, że brak zrozumienia. Gdzie jest środek? Powinien być jakiś złoty środek, ale trudno go dostrzec.

Jak patrzysz na ostatnie 20 lat polskiego kina? To rozwój?

- Stagnacja? Wydaje mi się, że kiedyś powstawało więcej filmów, które zapadały w pamięć.

Ująłeś istotę tematu. Powstało mnóstwo filmów, seriali, komedii, którym jednak brakowało charyzmy i rozpłynęły się w świadomości widzów.

- Dziś nikt ich nie ogląda i nie pamięta. Myślę, że uchowają się te biograficzne, historyczne i mówiące w sposób wyrazisty o realiach i problemach egzystencjalnych. Na festiwalach głównie takie filmy są brane pod uwagę, często niszowe, niosące jakieś wartości. Choć początkowo mają niewielu widzów, stają się jednak kultowe.

Smarzowski robi kino emocji i wartości. Ma pełne sale.

- Tak. Jego filmy są kontrowersyjne, mocne, są oparte na silnych emocjach i bronią się same. Są świetnie zrobione, świetnie wyreżyserowane, a przede wszystkim przekazują totalną prawdę. A ludzie chcą wiedzieć, jak jest naprawdę. To jest dobre kino i te filmy się zapamiętuje.

Słyszałem zarzuty, że Smarzowski nie lubi Polaków, bo pokazuje brud. Nasz brud. Że jest mało optymistyczny.

- Pokazuje po prostu realia, o których się nie chce mówić, a obok których nie powinno się przechodzić obojętnie. No cóż, musimy być gotowi na samokrytykę i dystans do tego wszystkiego, co nas otacza.

Zaraz znów wkroczymy na tematy polityczne...

- (śmiech) Nie, nie. Ja nie powinienem. I tak za dużo powiedziałem. Jako artyści raczej nie powinniśmy się wypowiadać o polityce.

Dlaczego? Tak wielu artystów zabiera głos.

- Mnie już parę partii próbowało werbować, łącznie z dawną Unią Wolności. Ale nie przystąpiłem do żadnej. Ja jeden nie zmienię struktury politycznej, a tylko się pogrążę w jakiejś przykrej, chwiejnej materii. Mam przekonanie, że większość ludzi chce, żeby wszystko było poukładane. I to teoretycznie można zrobić, ale cały czas trwają przepychanki z jednej i drugiej strony. I to jest nieracjonalne, bo tak naprawdę wszyscy sami sobie komplikują życie. Wiem, że najtrudniejsze jest to, co najprostsze. Tutaj to ewidentnie widać. Prosto poukładać? Nie ma opcji! Zawsze znajdą się jakieś czarne owce, które zaczynają jątrzyć i robią zamęt. I to znowu jest droga donikąd.

Jest za dużo grup interesów i każda ciągnie w swoją stronę.

- Właśnie. Niestety, to się przekłada na interesy, które nie dotyczą do końca nas. Mnóstwo ludzi chciałoby się spokojnie realizować, normalnie pracować, wiedzieć, że stać ich na normalne życie. Mnie jedna rzecz zastanawia: dlaczego u nas wszystko jest droższe niż na Zachodzie? Dlaczego stopa życiowa u nas jest taka, że ludzie muszą płacić więcej niż gdzie indziej, zarabiając mniej? I to jest podstawowy problem, nad którym trzeba by się zastanowić. Nie mówię oczywiście o rentach, emeryturach, podatkach itp. Jeżeli ciężko pracujemy, to chcemy godnie żyć. Ale dlaczego za to podcina się nam skrzydła?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji