Artykuły

Czechow Czechów

JAROSŁAW LANGER, cze­ski dramaturg i wszech­stronny człowiek teatru, jest nam dobrze i blisko zna­ny, przede wszystkim jako tłu­macz wielu sztuk polskich na język czeski. Z tego powodu dobrze się zasłużył polskiej li­teraturze i teatrowi. Teatr nasz przynajmniej w części chciał spłacić to zobowiązanie, wystawiając sztukę Langera "Drzewo" (premiera w Sali Prób warszawskiego Teatru Dramatycznego). Ale w ten sposób zaciągnęliśmy nowy dług wobec autora, bo sztuka jest dobra i ciekawa. Porównanie z Czechowem, którym zatytułowałem tę notat­kę, usprawiedliwia tylko jed­no: strzelba, wniesiona na scenę w pierwszej odsłonie, według czechowowskich reguł wypala w ostatniej. Natomiast styl pisar­ski Langera przypomina raczej naszego nestora Jerzego Sza­niawskiego. Oglądamy na scenie sytuację typową dla szaniawszczyzny: samotny dom w gó­rach, w nim dwaj bracia - sa­motnicy; jeden z nich to nau­kowiec - kaleka, piszący dzie­ło swego życia; za oknem rośnie dziwne i tajemnicze drzewo - symbol, które zasłania słońce, tak potrzebne nieszczęśliwemu matematykowi. W tej scenerii pojawia się oryginalny typ hochsztaplera, który postanawia uszczęśliwić braci poprzez ścię­cie drzewa. Idea jest dobra. Mieszkańcy samotni przystają na to. Ale realizacja się prze­ciąga, wykonanie planu jest niełatwe, później okazuje się niemożliwe. Lecz uszezęśliwiacz nie chce zrezygnować, nie chce odejść. Postanawia uszczęśliwić braci na siłę, pod terrorem - tu przydaje się wyżej wspom­niana dubeltówka. Sztuka jest w całym tego sło­wa znaczeniu - aluzyjna. Uszczęśliwianie przemocą, uszczę­śliwianie, które zamienia się w koszmar,w okrucieństwo, w zbrodnię - nie jest to zjawisko rzadkie we współczesnym świe­cie, i to zarówno w skali życia politycznego, jak i na mniejszą, prywatną skalę. Problem sztuki Langera w pełni zdaje egzamin pod względem aktualności. Jeśli chodzi o realizację, to przy całej aluzyjności i symboliczności sztuki, jest ona napisana reali­stycznie, wiernie wobec rzeczy­wistości, której granice zakre­ślił sam autor. Rzeczywistość to nieco mgławicowa, lecz dość prawdopodobna. Może nieco zbyt lakonicznie, może za mało soczyście, za biednie - ale udało się autorowi również nakreślić interesujące żywe po­stacie. Do ich plastyczności przyczy­nili sie również aktorzy, a zwłaszcza Mieczysław Milecki w roli matematyka Alberta oraz Zygmunt Kęstowicz jako apostoł idei przeciwstawiania się, uszczęśliwiacz i szalony terrorysta. W roli energicznego młodego szofera zgrabnie wy­stąpił Jerzy Karaszkiewicz. Trochę może zbyt prostackim bratem matematyka był Jaro­sław Skulski. Jedyną rolę ko­biecą Ani, grała Janina Traczykówna, pokazując w miarę możliwości, jakie dawał jej ską­py dla tej roli tekst sztuki, syl­wetkę dojrzewającej dziewczy­ny.

Muszę dodać na koniec, że sztuka - choć w pewnym stopniu nosi charakter wypra­cowania na zadany samemu so­bie temat, choć brak jej może trochę teatralnego nerwu, i tro­chę brak poezji, i trochę brak metafizycznego przeciągu, któ­ry tu byłby jak najbardziej na miejscu - robi bardzo do­bre wrażenie. Przedstawienie sprawnie wyreżyserował Lech Wojciechowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji