Artykuły

Bez kompleksów wobec świata

- Czy może być coś prostszego niż historia dwóch mężczyzn, którzy postanawiają nigdy się nie ożenić, a potem spotykają dwie dziewczyny i ich plany biorą w łeb? Bogactwo "Strasznego dworu" w warstwie fabularnej polega na mnogości świetnie zarysowanych postaci komediowych - mówi Andriy Yurkevych, dyrektor muzyczny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, w rozmowie z Jackiem Marczyńskim w Rzeczpospolitej.

Andriy Yurkevych, dyrektor muzyczny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej o tym, co w "Strasznym dworze" jest typowo polskie, a co lepsze niż u Włochów.

"Rzeczpospolita": Pana kontakty z Teatrem Wielkim - Operą Narodową zaczęły się właśnie od "Strasznego dworu".

Andriy Yurkevych: Przyjechałem ze Lwowa, by podpatrzeć pracę w warszawskim teatrze i w 2001 roku trafiłem na okres, gdy Jacek Kaspszyk prowadził próby przed premierą "Strasznego dworu". Wiedział, czego chce od orkiestry, i muzyka Moniuszki miała niezwykłą energię. To było niesamowite, myślę, że zostało we mnie na całe moje dyrygenckie życie, zwłaszcza że wcześniej nie znałem oper Moniuszki. Chciałem wziąć do Warszawy partyturę "Strasznego dworu", ale jej nie znalazłem w Operze Lwowskiej. To dziwne, bo Lwów był po Warszawie drugim miastem, w którym wystawiono "Straszny dwór" w 1877 roku, a mnóstwo starych partytur się tam zachowało.

Z oryginalną wersją dzieł Moniuszki w ogóle jest kłopot.

- Wiem, próbowałem z moim asystentem, Piotrem Staniszewskim odnaleźć nuty "Strasznego dworu" z dawniejszych inscenizacji. Nic nie ma, wszystko zostało zniszczone. A bardzo zależało mi, żeby poznać, jak to było kiedyś grane.

Dyrygenci korzystają z XX-wiecznego opracowania "Strasznego dworu" dokonanego przez Kazimierza Sikorskiego, choć narzekają, że orkiestra została w niej zbyt rozbudowana.

- To prawda, dlatego chcę, aby mniej było w spektaklu instrumentów dętych, na przykład puzonów w scenie lania wosku. Pracuję też nad brzmieniem smyczków. Nie zmieniam orkiestracji, ale chcę nadać muzyce lekkości, zwłaszcza w scenach charakterystycznych. A tych jest dużo, to świetna opera. Właściwie dopiero teraz odkrywam jej uroki, 15 lat temu głównie podpatrywałem technikę dyrygencką Jacka Kaspszyka. Proszę zobaczyć, ile emocji jest w "Arii z kurantem" śpiewanej przez Stefana. Dla mnie to najlepszy fragment "Strasznego dworu".

Trzeci akt jest najbardziej zróżnicowany i najciekawszy muzycznie. Oprócz lirycznej arii Stefana mamy zabawną arię Skołuby o starym zegarze, mnóstwo komediowych perypetii i kwartet zakochanych jak z włoskiej opery.

- Bardzo przypomina słynny kwartet z "Rigoletta" Verdiego, nawet tonacja jest ta sama. Często słyszałem jednak, jak był śpiewany w niemieckim stylu, przede wszystkim równo. A ja chciałbym wydobyć urodę jego melodii.

Jak bardzo jest to polska opera, a ile jest w niej elementów włoskich?

- Tych drugich jest dużo, to opera włoska w tym sensie, że dobrze napisana dla głosów, można ją zaśpiewać i będzie brzmieć. Ponadto orkiestra akompaniuje jak we włoskiej operze belcantowej, a jednocześnie jest bogatsza. Mamy większe zróżnicowanie rytmów i melodii także w drugim i trzecim planie. Tę partyturę można bez kompleksów pokazać w świecie. W 1998 roku "Straszny dwór" wystawiono na słynnym festiwalu w Wexford, moja agentka oglądała spektakl i mówi, że Moniuszko wywarł tam wielkie wrażenie.

Cudzoziemcy narzekają, że fabuła jest zbyt skomplikowana.

- Czy może być coś prostszego niż historia dwóch mężczyzn, którzy postanawiają nigdy się nie ożenić, a potem spotykają dwie dziewczyny i ich plany biorą w łeb? Bogactwo "Strasznego dworu" w warstwie fabularnej polega na mnogości świetnie zarysowanych postaci komediowych, takich jak Cześnikowa oraz scen rodzajowych, choćby kłótni myśliwych o dzika. Takie typy czy sytuacje zdarzają się jednak i u Niemców, i u Włochów, wszędzie.

Reżyser David Pountney daje panu całkowitą swobodę?

- Jestem dyrygentem, który musi pracować razem z reżyserem. Nie potrafię skupić się wyłącznie na tym, co do mnie należy. David Pountney pilnuje libretta i tego, by wszystko przebiegało zgodnie z tekstem. Myślę, że będzie to dowcipny spektakl. Moim zadaniem jest ukazanie walorów muzyki Moniuszki, ale też dopilnowanie, by sprawnie biegła ona w zgodzie z akcją na scenie.

Elementy typowo polskie - polonez czy mazur - są dla pana wyzwaniem?

- Dostrzegam też cechy dla nas wspólne. Dumka Jadwigi z długą, tęskną melodią bliska jest wielu melodiom ukraińskim. Polonez to taniec typowo polski, ale nie jest mi obcy, jego rytm, jego motyw krąży w wielu kulturach. Nie ma natomiast w kulturze ukraińskiej tańca podobnego do mazura, ale bardzo mi się on podoba.

Będzie zatańczony zgodnie z zamysłem Moniuszki w trzecim akcie czy zostanie przeniesiony na finał, jak w wielu inscenizacjach?

- Zrobimy tak, jak chciał Moniuszko, mazur pojawi się wraz z kuligiem. Finałem będzie opowieść Miecznika o tajemnicy strasznego dworu i połączenie obu zakochanych par. W ten sposób tworzy się klamra z pierwszą sceną, w której Stefan i Zbigniew ślubują trwać w bezżennym stanie. Ta opera pokazuje inny świat, inne życie, inne wartości. "Straszny dwór" zmusza nas do refleksji nad tym, co straciliśmy, goniąc za nowoczesnością, a co powinno być wieczne: troska o rodzinę, o dziecko, szacunek dla ojca i matki, a przede wszystkim obowiązek obrony własnej ojczyzny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji