Artykuły

Walkiria

Wystawienie któregoś z dramatów muzycznych Ryszarda Wagnera jest zawsze przedsięwzięciem przykuwającym uwagę, od­notowywanym w kronikach życia kulturalnego. Wystarczyłby już ten jeden powód, jakim jest ogrom artystycznego wysiłku, nie­zbędnego do należytego przygotowania przedstawienia, żeby o placówce operowej stało się w zainteresowanych kręgach głośno. Odnosi się to przede wszystkim do naszych polskich warunków, zarówno do przeżywanych obecnie trudności, jak i do braku w naszym kraju wagnerowskich tradycji wśród artystów i publiczności, a także wśród recenzentów.

Któż bowiem z muzyków czy spośród ludzi pisujących o tea­trze muzycznym (nie mówiąc już o melomanach) może u nas powołać się na bezpośrednie obcowanie z żywą realizacją "Pierś­cienia Nibelunga", jeśli ostatnie i jedyne jak dotąd polskie wy­stawienie odbyło się przed pół wiekiem. Otóż brak obycia z wa­gnerowskimi realizacjami sprawia, że nie rozporządzamy prakty­cznie skalą porównawczą, do której można by się odwołać. Ma to i tę "dobrą" stronę, że nikt nie ośmieli się autorytatywnie stwierdzić, że w taki a taki sposób Wagnera nie wolno wysła­wiać, że tak się go nie śpiewa, jak pan X czy pand Y.

Mamy obecnie w Teatrze Wielkim "Walkirię", drugie z kolei dzieło słynnej tetralogii, a mianowicie "Pierścienia", dzieło, którego akcja stanowi kontynuację wcześniejszego "Złota Renu". Byłoby nieźle, gdyby publiczność mogła tamten utwór mieć świeżo w pamięci, bo przecież sama lektura teatralnego programu czy, powiedzmy, przewodnika operowego nie zastąpi znajomości ze wspomnianym prologiem, wprowadzającym w akcję całego cyklu. Bo do właściwego odbioru "Walkirii" pożądana jest jednak jaka taka znajomość świata germańskich mitów i symboli, pewne oswojenie się z klimatem moralnym i z filozoficznym podłożem, czego szkoła średnia z różnych wzglę­dów raczej nam poskąpiła.

Chcę powiedzieć, że niełatwa jest dla nas percepcja wagnerowskiej muzyki, zespolonej z akcją dramatyczną w sposób specyficzny, odbiegający zdecy­dowanie od tej konwencji ope­rowej, z którą nasz widz i słuchacz jest oswojony. Nacho­dziły mnie chwilami takie my­śli w ciągu tego cztero i pół­godzinnego przedstawienia, a nawet przypomniał mi się, opi­sany w "Janie Krzysztofie" Romain Rollanda, zaciekły i na­miętny spór, jaki toczyli z sobą w drugiej połowie ubiegłego stulecia zwolennicy Wagnera i Brahmsa. Piszę o tym, żeby uprzytomnić czytelnikom, iż twórczość mistrza z Bayreuth nie była uznawana przez pewną część opinii muzycznej za wartość artystycznie jednoznaczną, że zarzucano jego sztuce między innymi przecenianie potęgi brzmienia orkiestry z przesadnie zwielokrotnionym składem poszczególnych grup instrumentalnych, a więc - jakby podświadomy kult siły. Zresztą, jest rzeczą najnormal­niejszą w świecie, że różne style i kierunki artystyczne są niejednakowo akceptowane przez ludzi, ze względu na od­mienność ich artystycznych upodobań. Na mnie, muszę wyznać, muzyka Wagnera, w tej już wykrystalizowanej po­staci, jak w "Pierścieniu" spra­wia wrażenie tak potężne, te aż przytłaczające.

Jak jednak wypadła nasza łódzka "Walkiria". Nie ulega wątpliwości, że do premiery przygotowano się pod każdym względem solidnie, zdając so­bie sprawę z powagi zamierze­nia. Chyba najpewniej stawała na wysokości swoich arcytrudnych zadań orkiestra, przygo­towana przez TADEUSZA KOZŁOWSKIEGO. Z dużą ekspre­sją i płynnością toczyła się wagnerowska "Nieskończona melodia", przejrzyście rysowa­ły się motywy przewodnie, cha­rakteryzujące określone sytua­cje, bacznie też czuwał dyry­gent nad wejściami solistów.

Rozbieżne uczucia mogła bu­dzić obsada partii śpiewaczych. Na dobrą sprawę, to poza ZY­GMUNTEM ZAJĄCEM w par­tii Siegmunda, którą śpiewał głosem pełnym blasku, panując nad problemami technicznymi, czym ponownie potwierdził, że jest obecnie jednym z najlepszych tenorów polskich scen; poza ALICJĄ PAWLAK w roli żony Wotana Fricki, którą ar­tystka wykonywała nośnym głosem o wyrównanym brzmie­niu i z dużym dramatyzmem; a także jeszcze poza TOMA­SZEM FITASEM, który potęgą i soczystością głosu odpowiadał jak najlepiej wymaganiom ba­sowej partii Hundinga - do pozostałych solistów można by zgłaszać takie czy inne zastrze­żenia. Najmniejsze chyba - pod adresem śpiewającej Sieglindę BARBARY RUSIN, od­powiadającej zresztą moim (su­biektywnym) wyobrażeniom o śpiewaczce wagnerowskiej.

Wiele pięknych miejsc zaw­dzięczamy także HANNIE RUMOWSKIEJ - MACHNIKOWSKIEJ, jako Brunnhildzie, zwłaszcza w momentach liry­cznych.

Osobna sprawa, to obsadze­nie w roli Wotana naszego nie­zwykle utalentowanego basa-barytona, ROMUALDA TESAROWICZA. Miał on, podobnie zresztą jak i pozostali soliści, ogromnie trudne zadania woka­lne, wymagające dużego zaan­gażowania głosu, i to często w utrudniających recitativach, przechodzących w parlando, a nieraz i w dramatyczny krzyk, czemu młody śpiewak potrafił stawić czoło przez dwa akty, nie oszczędzając się ani przez chwilę. W III akcie jednak zaczęły dawać o sobie znać ob­jawy zmęczenia głosu, pomimo tego artysta brnął heroicznie do końca, nie próbując nawet markować, co przypłacił silnym zachrypnięciem w końcowej partii. Czy obsadzenie tak mło­dego, mimo wszystko nie dość jeszcze zahartowanego śpiewa­ka w partii Wotana nie było zbyt ryzykowne? Oby nie od­biło się to ujemnie na jego wokalnej kondycji.

Reżyser przedstawienia, WOLFGANG WEIT z Niemiec­kiej Republiki Demokratycznej, służył swoim talentem nasze­mu teatrowi już po raz czwar­ty, realizując dotychczas dzieła niemieckich kompozytorów, w tym Wagnera po raz drugi. Za­leżało mu, jak zresztą to pod­kreślał, na przedstawieniu pro­blematyki Walkirii (czy ogól­niej - "Pierścienia") w uję­ciu ponadczasowym i poniekąd ogólnoludzkim, a więc z dy­stansem wobec germańskiej mi­tologii. Jak mi się wydaje, wszelkie tego rodzaju zamysły łatwiej jest jednak realizować w dziele dramatycznym, niż w tekście śpiewanym lub mówio­nym na tle potężnego aparatu orkiestrowego. Zresztą, co do wymowy ideowej, to nie rysu­je się ona - moim zdaniem - dość jasno, a sam Wagner jak wiadomo, przeszedł zna­mienną pod tym względem ewolucję - od poglądów rewolucyjno-anarchistycznych w czasie Wiosny Ludów, wyrażo­nych między innymi w pracy teoretycznej pt "Sztuka i re­wolucja" - do tego stanowi­ska, które wyraził później w dedykacji, otwierającej "Pierścień": "Poczęte w ufności wobec niemieckiego duchu, a ukończone dla chwały swojego dostojnego dobroczyńcy, króla Ludwika II Bawarskiego - przez Ryszarda Wagnera".

O interpretacyjnych zamie­rzeniach reżysera świadczy chyba pośrednio opracowanie scenograficzne JADWIGI JAROSIEWICZ, wprowadzające świadomie akcenty ponadczasowości. A więc, mieszczań­skie, bodaj XIX-wieczne wnę­trze w domu Hundinga, wy­drążonym zresztą w pniu potę­żnego drzewa, stanowiące tło I aktu, w II akcie natomiast przeszklony, całkiem współcze­sny, sufit w Walhalli. Ponadto oglądaliśmy mocno uwspółcze­śnione kostiumy, na przykład Wotana, a w dodatku, wbrew tradycji, bez wilczej skóry na ramionach, która symbolizowa­ła znane w germańskiej mito­logii przemiany człowieka w wilka (do czego nie brak alu­zji w samym tekście), podob­nie też z kostiumami Walkirii, bardzo zresztą efektownymi i twarzowymi; ale - w moim odczuciu - nie kojarzących się z rolą owych dziewic, które pozostając w służbie Wotana zbierały zwłoki poległych z po­la walki i pielęgnowały ich ciała (kuren - kurować), by mogli oni bronić Walhalli. W rolach ośmiu Walkirii, którym przewodziła Brunhilda, wystąpiły: DANUTA SALSKA, EWA KARAŚKIEWICZ, MARIA SZCZUCKA, IZABELA KO­BUS, KINGA ROSIŃSKA, UR­SZULA JANKOWIAK, JADWI­GA MIRECKA I STANISŁA­WA SZOP1ŃSKA.

Mamy więc szczęśliwie pre­mierę "Walkirii" poza sobą. Publiczność premierowa przy­jęła ją stosunkowo ciepło, mi­mo nieuniknionego znużenia wielogodzinnym przedstawie­niem, wykonywanym jedynie z nieznacznymi skrótami. Oce­niając jednak artystyczny bi­lans wielkiego przedsięwzięcia, należy brać pod uwagę nie tyl­ko oczywiste pożytki, jak choć­by wzbogacenie się doświad­czeń zespołu w dziedzinie dramatu wagnerowskiego, ale i zasięg społecznego oddziaływa­nia zrealizowanego dzieła. Do­tychczasowe wystawienia dra­matów muzycznych Wagnera nie zdołały w Łodzi przekro­czyć liczby kilku przedstawień. Oby "Walkirii" powiodło się lepiej...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji