Artykuły

Warszawa. "One same" premierowo w Żydowskim

Dziś druga premiera spektaklu "One same" w reż. Karoliny Kirsz w Teatrze Żydowskim.

W prostej, białej scenografii obserwujemy pięć ubranych na biało kobiet. To postacie autentyczne: Żydówki, które odważyły się wyjść poza schemat. Co łączy bohaterki najnowszej premiery Teatru Żydowskiego zatytułowanej "One same"?

- Mają dość nietypowy stosunek do tradycji, do swojego bycia Żydówką. Wewnętrzna wolność jest dla nich ważniejsza niż wszystko inne, dlatego potrafią z czegoś zrezygnować, coś zaryzykować albo zapłacić jakąś cenę, żeby móc żyć na własnych zasadach - opowiada Karolina Kirsz, reżyserka i autorka scenariusza. Bohaterki spotykają się po śmierci. - Problem w tym, że dla każdej z nich oznacza to, co innego - tłumaczy Kirsz. - Helena Rubinstein, ortodoksyjna Żydówka, spodziewa się, że trafiła do żydowskiego nieba. A Stephanie von Hohenlohe, która podawała się za niemiecką arystokratkę, zastanawia się: "Cholera jasna, dlaczego tutaj?". Dla Ireny Krzywickiej to również nieporozumienie, bo uważała się przecież za Polkę i chrześcijankę. Wszystkie przywołują fragmenty swoich życiorysów, przeżywają to od nowa. I na tym polega ich piekło, bo myślę, że dzieje się to bez końca - przyznaje Kirsz.

W spektaklu poznajemy burzliwe, niekiedy tragiczne losy nie tylko "cesarzowej piękna" (Rubinstein) ani agentki Hitlera (von Hohenlohe). Jest wśród nich również gwiazda Broadwayu Anna Held i słynna śpiewaczka Sophie Tucker, wreszcie przedwojenna gorszycielka (Krzywicka).

Krzywicka walczyła o świadome macierzyństwo, o prawo do aborcji, chciała uświadamiać seksualnie młodzież. Mimo upływu lat, to sprawy wciąż aktualne i nierozwiązane.

- Trzeba do nich wracać - mówi aktorka Ewa Dąbrowska. - Mamy do czynienia z niekończącą się, metafizyczną czkawką, która odzywa się ciągle na ten sam temat. Jeżeli słyszymy, jakie problemy miały one wtedy i widzimy, że właściwie czas stanął w miejscu, jest to rzeczywiście przerażające - dodaje Karolina Kirsz.

W ostatnich miesiącach coraz częściej powraca kwestia rewolucji, jaka w jubileuszowym roku dokonała się w Teatrze Żydowskim (instytucja obchodzi 65-lecie). Coraz rzadziej pojawiają się już narzekania, że to cepelia w jidysz. Wszystko dzięki zbierającym świetne recenzje przedstawieniom jak "Aktorzy żydowscy" Anny Smolar i głośny "Dybuk" Mai Kleczewskiej.

- Przed premierą "Dybuka" rozmawiałam z Mają Kleczewską i Łukaszem Chodkowskim, że chcę przewietrzyć teatr. Ale bez przeciągu - mówiła dyrektorka tej sceny Gołda Tencer w jednym z wywiadów przy okazji Festiwalu Singera. Na ów ożywczy powiew zwraca uwagę coraz więcej osób. - Bardzo dużo zmieniło się, odkąd pojawiłam się tu przed kilkoma laty, robiąc pierwsze rzeczy jeszcze jako studentka - ocenia również Karolina Kirsz. Jej zdaniem Teatr Żydowski otworzył się, podejmuje artystyczne ryzyko, skupia na odnoszeniu do tu i teraz, a nie tylko na pielęgnowaniu tradycji, które - jak mówi - w pewnym momencie zamienia się w karykaturę. - Tak jak nasze bohaterki: one nie traktują tradycji w sposób ograniczający, tylko twórczy - porównuje reżyserka.

"One same", premiera 5 listopada (czwartek)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji