Artykuły

Dyskutujemy nad "Księżniczkę Turandot"

ŚMIECH ZA WSZELKA CENĘ...

Zabierając głos w dyskusji nad "Księżniczką Turandot" czynię to pod warunkiem, że moje może nieco dziwne rozumowanie i wymagania w stosunku do teatru zostaną mi wybaczone. W swojej wypowiedzi chcę jedynie napisać prosto o tym, co mi się podobało, a co nie i dlaczego. Zacznę może od tego, co mi się nie podobało.

A więc przede wszystkim przesadna "jarmarczność", rażąca i nie pasująca do niektórych scen, co powoduje zatracenie prawdy wielkiej miłości Kalafa do księżniczki. I tak mimo świetnej kreacji Pyrkosza w miłość tę uwierzyć nie mogłem, chyba że w bajce-grotesce "prawdy" nie należy się dopatrywać.

Nie podobał mi się również nacisk położony na wywołanie śmiechu publiczności za wszelką cenę. Mam na myśli grę Przybylskiego, który przy pomocy przesadnego i spłyconego komizmu właśnie nacisk taki stosował. Pisząc to, przypominają mi się słowa Hamleta do aktorów: "...tym zaś jak najsurowiej zakaż czynić co bądź więcej nad to, niż stoi w ich roli. Są bowiem między nimi (aktorami) tacy, którzy zmuszają się do śmiechu, aby w pewnej liczbie jałowych spektatorów także śmiech wzbudzić. To niegodziwość pożałowania godnej wyniosłości".

Nie jestem ponurakiem. Lubię zdrowy śmiech. Ale trudno mi się zdobyć na wesołość przy byle głupstwie.

Dalsza rzecz, która mi się nie podoba (i zresztą wielu innym) to jaskrawo przebijająca, stwarzająca pewien chaos w zrozumieniu - współczesność. Często zatraca się przez nią właściwy obraz bajki i trudno ustalić, czy aktor mówi słowami bohatera sztuki, czy słowami tłumacza, reżysera, czy wreszcie swoimi.

W teatrze szukam m. in. również i odprężenia. A czy "Księżniczka Turandot" daje to odprężenie? Chyba nie. Jej treść jest zresztą, jak na nasze dzisiejsze pojęcia bardzo banalna. Oczywiście rozumiem, że powyższe słowa zobowiązują mnie do przyznania, iż w takim wypadku nie można się doszukiwać głębszych przeżyć. Mimo to, wydaje mi się, że reżyser powinien szukać rozwiązania w innych sposobach, zgoła nie w "tatuńciu" z lwowskim akcentem.

A teraz powrócę jeszcze na chwilę do szukanego przeze mnie w teatrze odprężenia. I znów ta "współczesność". Kiedy zacząłem wierzyć w życie bohaterów sztuki, kiedy już zdołałem przenieść się w przeszłość, do starych Chin, wystarczyło jedno słówko, jeden zwrot, aby znaleźć się ponownie w obliczu teraźniejszości. Po chwili znów zaczynała się ta podróż w przeszłość znów przymusowy powrót. Te męczące stany wcale mnie nie bawiły, a wręcz denerwowały. Owszem, nie jestem przeciwnikiem sztuk współczesnych, ale od rodzaju sztuki zależy psychiczne nastawienie się i reakcja widza.

Tyle o ujemnych wrażeniach. Dodatnie zaś - to świetna gra aktorów, zwłaszcza Edwarda Bąckowskiego i Zdzisława Leśniaka, ładne kostiumy, pomysłowa dekoracja.

Oktawian Hutnicki

WBREW POZOROM - SZTUKA BARDZO TRUDKA

"Księżniczka Turandot" została przyswojona polskiej scenie przez Emila Zegadłowicza, który oprócz działalności poetyckiej i prozatorskiej opracował także kilka, dobrych tłumaczeń. Trudno dziś powiedzieć dlaczego poeta wybredny w wyborze dzieł obcych tłumaczył właśnie tę sztukę. Prawdopodobnie pociągała go w niej baśniowa egzotyka i groteskowość niektórych postaci.

Można sobie wyobrazić z jaką uciechą tworzył postać generała na wzór i podobieństwo c.k. generalizacji, typowego bezmózgowca, odpowiednio nadętego i chciwego. Każdy, kto znał zdanie Zegadłowicza o "tuzach" wojskowych z czasów Galicji i Lodomerii a następnie sanacji zrozumie, że poeta ten nie byłby przepuścił takiej okazji do swobodnego pokpienia sobie. Z niemniejszą uciechą zapewne zabawiał się postaciami cesarza i jego marionetkowego dworu.

Zamieszczony jako otwarcie dyskusji "głos entuzjasty" ocenia bardzo pozytywnie opracowanie sztuki, wznowionej przez zespół Teatru Ludowego. Istotnie nie jest ona łatwa do inscenizacji ze względu na połączenie groteski z wątkiem dramatycznym. Niewątpliwie Gozziemu, a za nim Zegadłowiczowi zależało przede wszystkim na przemyceniu w sztuce satyry politycznej, przybranej tutaj w formę groteski.

Żałuję, że po raz pierwszy zobaczyłam zespół Teatru Ludowego właśnie w tej sztuce, naprawdę trudnej do zagrania. Istotnie przejawił on dużo młodzieńczego zapału, co od razu zniewala widza, ale nie wszyscy wykonawcy stanęli na wysokości zadania. Groteska wymaga specjalnego kunsztu aktorskiego i dlatego nawet dobry artysta dramatyczny może w niej wypaść blado lub przeszarżować. Obu tych błędów nie ustrzegli się niektórzy wykonawcy. Ponadto nie mogę zgodzić się z ujęciem roli księżniczki Turandot, która powinna być oparta na bardziej oryginalnej i subtelnej koncepcji.

Niewątpliwie sztuka zyskała na świeżości dzięki aktualnym wstawkom, nie rażącym w całości tekstu i bawiącym widzów. Natomiast nie podobały mi się ani tenisówki, jako uzupełnienie kostiumów dworaków cesarskich, ani trampki na nogach generała, ani zegarek na ręce Kalafa.

W grotesce każdy szczegół ubioru powinien być groteskowy. Wymienione szczegóły nie były jednak ani groteskowe, ani charakterystyczne. Mimo powyższych zarzutów sztukę warto zobaczyć ze względu na takie jej walory jak dobra satyra i ciekawe rozwiązania dekoracyjne.

Anna Gorczycka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji