Artykuły

Pogranicze pełne sprzeczności

- Co to jest towarzystwo Teatralne Wierszalin?

- Prywatny teatr.

- Skąd nazwa?

- Nazwa jest hołdem złożonym pamięci ludzi, którzy żyli mniej więcej przed półwieczem w okolicach Białegostoku i utworzyli sektę religijną. Na jej czele stal prorok Eliasz Klimowicz, zamordowany przez bolszewików po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1939. Pragnął on wznieść nową stolicę świata, nowe centrum religijne i nazwał je właśnie Wierszalin. Od słowa "wierch", czyli szczyt. Ostatnia wyznawczyni proroka zmarła dwa miesiące temu. Do końca wierzyła, że Klimowicz wróci. Cieszyła się, że będzie miał 138 lat i dlatego otrzyma wysoką emeryturę...

- Chcecie kontynuował jego dzieło?

- W jakimś sensie. Dla nas ta historia jest symbolem upartego dążenia, aby zmieniać świat wokół siebie, w sposób może nawet absurdalny, ale jednak zmieniać. Na przekór trudnej, właściwie beznadziejnej sytuacji ekonomicznej, politycznej, każdej, bo ta sekta była prześladowana zarówno przez Kościół katolicki, jak i przez Cerkiew prawosławną.

- Czy ten, jak powiadam, hołd jest przejawem szczególnego zainteresowania lokalną tradycją?

- Tak. I ja, i Tadeusz {#au#}Słobodzianek{/#}, z którym wspólnie kierujemy pracą, teatru, wychowaliśmy się w Białymstoku. Kulturowe dziedzictwo tego regionu jest nam bliskie. Cenne dziedzictwo. Jak sądzimy, warto je eksploatować.

- Dlatego "Turlajgroszek" wydaje się tak wyraźnie inspirowany folklorem białoruskim...

- Musze zaprotestować. Nie chodzi o folklor białoruski. Staramy się czerpać z dorobku pewnej kultury, którą można narwać kulturą pogranicza. To znaczna różnica.

- Na czym polega?

- Kultura pogranicza z trudem poddaje się definicji, opisowi. Stanowi rezultat mieszania się różnych tradycji, języków, wyznań. Białorusini - a w Białymstoku działa oczywiście mniejszość białoruska - to ludzie, którzy identyfikują się z białoruską kulturą, językiem, z Kościołem prawosławnym. Istnieje jednak ogromna rzesza ludzi, którzy nie mają jasnej świadomości, do jakiej kultury tak naprawdę należą. Ja na przykład pochodzę z takiej rodziny... Ojciec urodził się na wsi, pod Białymstokiem, ale za swój ojczysty język uważa polszczyznę. A równocześnie jego rodzice chodzili do cerkwi. Kiedy ich pytałem, jakim oni mówią językiem, nie potrafili mi precyzyjnie odpowiedzieć. Nie posługiwali się ani językiem polskim, ani czystym białoruskim.

- A jakim?

- Swoim, jak to oni mówili. To jest właśnie fenomen charakterystyczny dla kultury pogranicza. Prawda o tej kulturze nie jest łatwa. To świat pełen okrucieństwa, świat rozdarty. Rozdarty nawet pomiędzy dwóch bogów, którzy walczą miedzy sobą. O ludzi. O liczbę wiernych w kościele. Te konflikty codziennie dają znać o sobie. A państwo robi zbyt mało, aby je łagodzić.

- Na przykład?

- Na przykład: w Białymstoku katolicy celebrowali wizytę Papieża, a Białorusini - co oni otrzymują.? Latem zorganizowano im groteskowy festiwal Białostockie Malwy.

- Czy jesteś sprawiedliwy? Bądź co bądź pomysł tego festiwalu wynikał z troski o pielęgnowanie owej kultury pogranicza...

- Troski rozumianej z gruntu fałszywie. Zgodnie z praktyką pozornych gestów, w których do niedawna jeszcze celowali komuniści. Które zapewniają święty spokój, bo są łatwe w realizacji. Organizuje się festiwal, gdzie oglądamy jakieś żałosne artystycznie, groteskowe popisy, wyreżyserowane przez Adama Hanuszkiewicza - znanego folklorystę. Jak wiadomo, człowieka, który ukochał kulturę pogranicza, zna się na niej doskonale...

- Starczy już togo sarkazmu. Niech będzie: festiwal był pomysłem chybionym. Masz lepsze?

- W Białymstoku jest bardzo wielu ludzi, którzy są w stanie naprawdę wiele powiedzieć o współżyciu tych dwóch społeczności. Myślę, że trzeba wspierać ich mozolne, pozytywistyczne wręcz wysiłki, które pozwolą wyłonić autentyczne fakty kulturalne oraz struktury przylegające do tego, co jest tam codziennością po prostu. A nie nakładać kalki przeniesione z Zielonej Góry i zapraszać ludzi, którzy z tym miastem nie mają nic wspólnego poza tym, że są gotowi zainkasować pieniądze.

- Sądzisz, że wasz "Turlajgroszek" jest takim autentycznym faktem?

- Nie mnie oceniać. Mogę tylko powiedzieć, że staraliśmy się tę kulturę pokazać we wszelkich możliwych sprzecznościach, napięciach i dramatach. To nie jest łatwa prawda na temat ludzi, którzy modlą się do prawosławnego krzyża. To nie jest przedstawienie, które pewną kulturę gloryfikuje. Nas nie interesują łatwe prawdy, folklor, koloryt, cepelia czy jak to nazwać.

- Głównym bohaterem tego przedstawienia jest dziecko...

- Tak: dziecko w świecie dorosłych. W świecie do tego stopnia, jak nasz obecnie, zdominowanym przez pieniądz. Zdominowanym, co gorsza, przez beznadziejną pogoń za pieniądzem. Pogoń wynikającą z biedy. To jest problem, który coraz bardziej mnie interesuje - co czuje dziecko w takim świecie? Gdzie jest ta granica okrucieństwa, którą w stosunku do dzieci właściwie codziennie przekraczamy? Tym bardziej w obrębie kultury pogranicza i w czasach niedostatku. Bo dostatek zamazuje problemy. Wszyscy mają dużo, nikt nikomu nie zazdrości. Ale kiedy panuje bieda, ludźmi zaczyna władać zazdrość i wtedy staje się ważne, kto jakie ma nazwisko, do jakiego kościoła chodzi. Konsekwencje takiej sytuacji są trudne do przewidzenia.

- Myślisz, że teatr pozwala je przewidzieć?

- Teatr jest właściwie jedynym miejscem, które pozwala zobaczyć ludzkie emocje, zderzyć je ze sobą. I dzięki temu na przykład, pewne sytuacje przewidzieć. Uważam, że te funkcje społeczne teatru są bardzo ważne. W tym sensie czuję się pozytywistą.

- Kiedy tłumaczyłeś, co symbolizuje nazwa Wierszalin, wydawało mi się, że jesteś raczej romantykiem. Urojone miasto, które powstaje na przekór realiom...

- A czy nie mówiłem, że kultura pogranicza wyraża się w sprzecznościach?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji