Artykuły

Aktorów nie podglądam

- Dla mnie najważniejszą inspiracją jest muzyka - mówi Aleksandra Kurzak. Właśnie ukazał się tom "Si, Amore", wywiad rzeka z gwiazdą opery. O książce pisze Maciej Weryński w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Na największych scenach mamy ich troje: Piotra Beczałę, Mariusza Kwietnia i ją - Aleksandrę Kurzak, choć w Polsce częściej zdarza się o niej słyszeć jako o Oli. I to od osób, które nigdy z nią osobiście nie rozmawiały. Wystarczy, że ktoś lubi operę, wie o niej nieco więcej niż przeciętny obywatel (a więc cokolwiek), a już wyskakuje: Ola! Może dlatego, że ludzie opery spotykali ją już gdy jako dziecko towarzyszyła swojej mamie - Jolancie Żmurko, znakomitej sopranistce i swojej nauczycielce śpiewu - za kulisami podczas prób czy spektakli? Może dlatego, że tak bardzo potrzebujemy sukcesów, że gdy odnosi je ktoś z "naszych", to traktujemy go jak swojego znajomego? A może dlatego, że pani Aleksandra jest rzeczywiście taka nasza, swojska, taka... Ola?

Jej sukces jest rzeczywiście ogromny. Śpiewać na najważniejszych scenach świata - ze szczególnym akcentem na londyńską Covent Garden, o której mówi jak o macierzystym teatrze, Metropolitan Opera, czyli obecnie najbardziej prestiżowy dom operowy świata, mediolański Teatro alla Scala, gdzie nie tylko śpiewała Cildę, ale też odważyła się wystąpić z recitalem pieśni, także polskich czy Operę Wiedeńską - to już dużo. Być tam rozpoznawalną i oczekiwaną - to szczebel wyżej. Mieć stałą garderobianą (a ona ma) to jak pasowanie na gwiazdę.

Jeśli ktoś zechce się dowiedzieć, co gwiazda robi między spektaklami, jaka jest, to może to zrobić dzięki książce-wywiadowi, którego udzieliła Aleksandrowi Laskowskiemu. Tytuł - "Si, Amore" - od razu sugeruje związek z operą, wszak włoski to język ojczysty tej sztuki, a i spora doza emfazy nie jest jej obca. Ponieważ jednak książka odtwarza przebieg rzeczywistych rozmów (a przynajmniej na to wygląda), tytuł należy wiązać z przerywającymi ją telefonami od Roberta Alagni, partnera Aleksandry Kurzak. "Si, Amore" (Tak, kochanie) - odbiera nasza bohaterka, za każdym razem dając pretekst do zamknięcia kolejnych rozdziałów. Wygląda wiarygodnie? Nie bardzo, ale to nieważne. Ważne, co mówi bohaterka pomiędzy telefonami ukochanego.

A mówi o sprawach tak różnych, że sprawia to dość chaotyczne wrażenie (forma rozmowy na to pozwala, co należy przyznać). Czy lubi urządzać wnętrza, czy pozostawia to specjalistom? Jakie ubrania wybiera na co dzień i czy lubi błyszczeć? Jaką preferuje kuchnię i co jada w dniu spektaklu? Aleksandra Kurzak opowiada o tym bez wahania, najbardziej prywatne sprawy zostawiając na szczęście dla siebie. O związku z Robertem Alagną - jednym z najważniejszych tenorów lirycznych naszych czasów - dowiadujemy się mimochodem i mało szczegółowo. I dobrze! Wielki śpiewak jest tu obecny o tyle, o ile ma wpływ na główną bohaterkę, książeczka nie zmienia się więc w ckliwy romans (pomijając te ciągłe telefony oczywiście).

Dla mnie zdecydowanie ważniejsze niż kuchnia czy ulubione sklepy (o nich też wspomina) jest to, co Aleksandra Kurzak ma do powiedzenia jako artystka opery, bo nią jest dla mnie przede wszystkim. Znakomitą śpiewaczką z doświadczeniem wyniesionym zarówno z najważniejszych scen świata, jak i tych mniej liczących się, ale dających twardą szkołę operowego życia i niezbędne w tym zawodzie rzemiosło.

Chciałbym, żeby te ustępy wywiadu przeczytali wszyscy reżyserzy, którzy zabierają się do realizowania dzieł operowych gdziekolwiek. I dyrektorzy teatrów, którzy uwierzyli, że wiedzą, czym ma dziś być opera. A w największym skrócie ma ona według dzisiejszych standardów być teatrem, tyle że słowo pada w niej ze sceny w formie śpiewanej, a nie mówionej czy deklamowanej. Teatrem, w którym można nagiąć wydźwięk do pomysłów reżysera, zmienić libretto, by bardziej odpowiadało współczesności, próbować założyć Rigolettowi małpią maskę (o historii tej inscenizacji Doris Dórrie Aleksandra Kurzak opowiada z należną jej mieszanką irytacji i rozbawienia), bo "taka jest wizja"... Tymczasem, co nasza gwiazda podkreśla, opera to przede wszystkim sztuka śpiewu (czy - szerzej - muzyki), a śpiewak nie jest aktorem, choć dobrze, jeśli potrafi też zagrać rolę. Ma jednak do dyspozycji przede wszystkim jeden środek wyrazu - swój głos - i nic nie powinno przeszkadzać mu śpiewać.

"Aktorów nie podglądam, dla mnie najważniejszą inspiracją jest muzyka. To w niej powinno się szukać inspiracji dla reżyserii, ruchu, gestu. To od muzyki zawsze należy zacząć, ona jest najważniejsza" - mówi Aleksandra Kurzak i dla mnie jest to kluczowe zdanie tej książeczki. I bardzo wiarygodne, bo Kurzak tak właśnie uprawia ten zawód. Tę sztukę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji