Artykuły

WIECZÓR ZBRODNIARZY

Nieczęsto mamy możność kontaktu ze sztuką kubańską, z tym większą więc przyjem­nością powitaliśmy polską prapremierę "Wieczoru zbrod­niarzy". Sztukę tę wystawił ostatnio na Małej Scenie sto­łeczny Teatr Dramatyczny. Jo­sé Triana zdobył w 1965 r. w Hawanie za "Wieczór zbrod­niarzy" pierwszą nagrodę w konkursie dramaturgicznym krajów Ameryki Łacińskiej. Nie było to przypadkowe wy­różnienie. Jest on pisarzem znanym na swoim kontynencie. Popularność i duże uzna­nie przyniosły mu dwie z je­go wcześniejszych sztuk: "Medea w lustrze" oraz "Śmierć siłacza". Trzydziestosześcioletniego Triana uważa się na Ku­bie za jedną z najciekawszych indywidualności pisarskich te­go kraju. "Wieczór zbrodniarzy" to interesująca sztuka. Bardzo sprawna warsztatowo, ma trzy doskonałe role stawiające ak­torom duże zadania. Na sce­nie są trzy osoby, rodzeństwo: chłopak i dwie dziewczyny. Znudzeni sobą, swoim domem rodzinnym, rodzicami, uwikła­ni w szarą codzienność i we wszystkie konieczności wspól­nego życia - bawią się od­grywając zamordowanie rodzi­ców. Czy jest to tylko zaba­wa? Czy są to potencjalni mordercy? Wcielając się kolejno w róż­nych członków rodziny i ich przyjaciół, trójka bohaterów pokazuje pełny obraz życia te­go domu. Nuda, pospolitość, kłamstwo, stereotypy myślo­we, histeria, brak opanowania, zmarnowane szanse życiowe. Ci młodzi chcą żyć, chcą czegoś innego, choć nie wiedzą, na czym to inne życie miałoby się opierać. Inicjatorem zaba­wy jest chłopak,Lolo. Jego siostra Kuka najpierw nie chce w tej dwuznacznej grze wziąć udziału, a później dopro­wadza ją do końca, do procesu zabójcy. W ostatniej scenie Lolo płacząc mówi: "gdyby miłość mogła... Tylko miłość... Jednak mimo wszystko ja ich kocham". A na to Kuka: "Ta­kim właśnie chciałam cię wi­dzieć". Złamanego, przerażo­nego sobą wyznającego, że u korzeni żalów do rodziny le­ży miłość. Miłość pełna cier­pienia, bo rodzice nie dorastają do wymarzonego ideału, bo są zwyczajni, szarzy, pełni wad. Nie o morderstwo tu cho­dzi, nie o fizyczne morderstwo na rodzicach, a o zniszczenie, jakie kryje w sobie każde przywiązanie, każde uczucie. Kochając się - mordują się tu wszyscy. Stawiając sobie wymagania, ograniczając na­wzajem swoje indywidualno­ści, po prostu będąc ze sobą.

Reżyserowała "Wieczór zbrodniarzy" Wanda Laskowska - zrobiła spektakl czysty i sprawny, dobrze przekazujący intencje autora. Laskowska świetnie rozumie język współ­czesnej dramaturgii. W spek­taklach przez nią robionych nie ma tego, tak ostanie czę­stego, "gadulstwa" reżyser­skiego. Nie wychodzi ponad autora, nie stara się wiedzieć więcej niż on, i co ważniejsze więcej mówić. Dekoracje przy­gotowała Zofia Wierchowicz na tej maleńkiej scenie przywykliśmy widzieć kotary lub co najwyżej trochę rekwizytów. Zofia Wierchowicz zrobiła pełną, rozbudowaną scenografię. I to jaką! Mieszczański pokój nabrał cech symbolu. Bardzo piękne plastyczne, doskonale wprowadzające w atmosferę sztuki dekoracje, są jednocześnie ogromnie funkcjonalne, ułatwiają reżyserce pokazanie spektaklu w spektaklu, przedstawienia, które odgrywają dla siebie młodzi ludzie w przedstawieniu, w którym biorą udział widzowie na sali.Trójkę bohaterów gra- ją Katarzyna Łaniewska, Halina Dobrowolska i Maciej Damięcki. Każde z nich wciela się w kilka postaci, jest sobą i własną matką, własnym ojcem i staruszką, która przyszła z wizytą. To doskonałe ćwiczenie aktorskie, wymagające sprawności i giętkości środków. Najbardziej podobała mi się Łaniewska najdojrzalsza chyba z tej trójki, najbardziej naturalnie przechodząca z jednej postaci w drugą. Ale i pozostała para wypadła dobrze. Halina Dobrowolska ma temperament iście kubański i południową urodę, co potrafiła ładnie spożytkować w tej roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji