Artykuły

Tango w Teatrze Nowości

Skupmy się przez chwilę na Teatrze Nowości, z którego tango promieniowało na całą Polskę. Gmach ukryty był w zaułku przy ulicy Hipotecznej i na tyłach posesji przy Długiej 25. Mimo to był to teatr z prawdziwego zdarzenia o dekoracyjnej, eklektycznej architekturze zewnętrznej nieodbiegającej od schematów przyjętych w ówczesnej Europie - pisze Jerzy S. Majewski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

28 października 1913 roku warszawiacy po raz pierwszy zobaczyli parę tańczącą na scenie argentyńskie tango. Przypominamy tekst Jerzego S. Majewskiego o tym wydarzeniu, które wywołało wtedy nadzwyczajne poruszenie mieście. Do teatru, gdzie tango tańczono, ustawiały się długie kolejki. Miało to miejsce w Teatrze Nowości, na premierze operetki "Targ na dziewczęta" Victora Jacobiego w reżyserii Ludwika Śliwińskiego. I był to pierwszy publiczny pokaz tanga w Warszawie.

Na fotografii w tygodniku "Świat" ubrana w długą suknię Messalka przytula swój policzek do policzka Józefa Redo. Witold Filler pisał w książce "Rendez-vous z warszawską operetką": "Upojne, egzotyczne, podniecające i pieściwe. Furorę, jakie sławne szesnaście pas nowego tańca zrobiło w statecznym naszym mieście, najlepiej zilustruje fakt, że produkowano nawet gorsety o tej nazwie "le tango" w cenie po 75 rubli. I że policja zabroniła wykonywania tanga w miejscach publicznych. W tym zakazie zresztą czuć paluszki Śliwińskiego. Dzięki temu miał tłumy na swoim "Targu na dziewczęta:, gdzie prezentowano publiczności rarytne novum".

Gorset "le tango" za 75 rubli

Przed kasą Teatru Nowości stały niekończące się kolejki. Wieczorami trasa wiodąca do schowanego w głębi ul. Hipotecznej budynku była zatkana pojazdami z eleganckim towarzystwem. Dorożki, karoce, nawet automobile rozganiające przechodniów klaksonami.

Koniec października 1913 roku w Warszawie obfitował w piękne, słoneczne dni, jednak wieczory bywały już chłodne i damy wysiadające z powozów miały zarzucone na szyje kołnierze ze złotego lub srebrnego lisa. Były też etole, krótkie okrycia futrzane i płaszcze z wełny. Jak wiele dam spiętych było owymi gorsetami "le tango" w astronomicznej cenie 75 rubli, tego oczywiście nikt nie mógł wiedzieć.

Wiele pań wkładało za to bluzki naśladujące krojem kamizelki męskie z czasów restauracji, z tiulowymi, lekkimi rękawami. Wiemy też, że niemal wszystkie wpatrzone były w stroje primadonny Lucyny Messal, czyli właśnie Messalki. To ona dyktowała modę. Ona tańczyła tango, które wprawdzie nie miało prawa pojawić się na dancingach, ale w salach balowych prywatnych pałaców i mieszczańskich apartamentów - i owszem.

Nawet Sokrates uczył się tańczyć

Na premierze "Targu na dziewczęta" 28 października 1913 roku był Wacław Grubiński, dramatopisarz, prozaik, felietonista i krytyk teatralny. Z miejsca stał się wielbicielem gorącego tańca z Argentyny. "Wszystkim tym, którzy rozsądnie wzruszają ramionami na wtargnięcie nowego tańca w nasze stare życie, pragnę ten ruch ramion wstrzymać przypomnieniem, że nawet tak potężny mędrzec jak Sokrates na starość jął się uczyć tańczyć od Aspazji, aby stać się mędrcem kompletniejszym. Taniec genialnego dramaturga Sofoklesa, wykonany po zwycięskiej bitwie salamińskiej, sławny jest już dwa tysiące trzysta lat. (...) Nie lekceważcie więc tango! (...) W operetce Śliwińskiego pani Messal tanguje z panem Redo. Gdyby zagrano tango w antrakcie, publiczność Teatru Nowości zapewne by się puściła w ten uroczy pląs po kuluarach i foyer, a nawet i po schodach. I cóżby to komu szkodziło. Tańczyli nawet bogowie. Sam Zeus i Pallas Athene! Tangujmy! Jeżeli w tym najmodniejszym z tańców zginąłby wam z oczu nawet cały świat - to zaiste jeszcze nie stracilibyśmy zbyt wiele! Świat tańca więcej jest wart od wszystkich innych światów!" - pisał urzeczony.

Mniej zadowolona była Messalka. "Redo jest flegmatyczny. Ja muszę kłaść nacisk na wykonywane przez niego pas, pilnować rytmu" - miała się skarżyć. Ale wszyscy wiedzieli, że trudno było primabalerinie dogodzić.

Wnętrze zabójczo wytworne

Skupmy się przez chwilę na Teatrze Nowości, z którego tango promieniowało na całą Polskę. Gmach ukryty był w zaułku przy ulicy Hipotecznej i na tyłach posesji przy Długiej 25. Mimo to był to teatr z prawdziwego zdarzenia o dekoracyjnej, eklektycznej architekturze zewnętrznej nieodbiegającej od schematów przyjętych w ówczesnej Europie. Varsavianista Jarosław Zieliński ustalił, że jego projektantem był inżynier Stefan Stępiński. Uroczysta inauguracja miała miejsce 5 stycznia 1901 roku.

Budynek miał dwie elewacje frontowe: od Hipotecznej i podwórka przy Długiej. Ta pierwsza pełnić miała funkcję fasady, ale nigdy jej nie wykończono, a z czasem od strony ulicy została zasłonięta nowymi kamienicami. Lepiej wyeksponowana była elewacja od Długiej - dwukondygnacyjna, opracowana w duchu renesansu i klasycyzmu. Wewnątrz znalazła się neobarokowa sala balowa i widownia na 1300 widzów. Eklektyczne wnętrza foyer i kuluarów opinały pilastry, dekorowały bogate sztukaterie. Do odpoczynku zachęcały wygodne kanapy oraz taborety. "Wnętrze zabójczo wytworne, choć pamiętać trzeba, że była to wytworność w guście epoki. Sufit zdobiły płaskorzeźby w stylu Cesarstwa; balkony obramowane balustradą żelazną, "kutą w ogniu" wedle secesyjnych sztamp; na balkonie elektryczne lampy, w miejsce tradycyjnego żyrandola. Wymyślne ozdoby krasiły też foyer i bufet na drugim piętrze, w szatni stały specjalne szafy do olbrzymich kapeluszy damskich" - pisał Filler.

Rusin, krakauer, eksgefrajter

Bez Ludwika Śliwińskiego nie byłoby nowego gmachu teatralnego. Kierownictwo operetki warszawskiej objął w 1890 roku i natychmiast narobił sobie wrogów. Obrzucono go trzema obrzydliwymi, w przekonaniu adwersarzy, epitetami: Rusin (bo pochodził z Galicji Wschodniej), krakauer (bo grywał w teatrach krakowskich) i eksgefrajter (bo służył w armii austro-węgierskiej). Tymczasem okazał się mężem opatrznościowym i to za jego dyrektorowania warszawska operetka wspięła się na szczyty.

"Śliwiński nie mógł nie znać powszechnego nastawienia. Ambicja nakazywała mu je lekceważyć, poczucie humoru - śmiać się w kułak na myśl, że za lat kilka dzisiejsi adwersarze przemienią się w przysięgłych druhów. Los notabene nie odmówił mu tej satysfakcji. A tymczasem czereda wrogów, garsteczka popleczników i nawet obojętny ogół czekał z napięciem odpowiedzi na pasjonujące pytanie: rozłoży się czy nie rozłoży? Ze szczególną ciekawością wyglądano nie tyle owoców organizacyjnej pracy świeżo upieczonego nominata, ile jego aktorskich wyczynów".

Rzecz w tym, że Śliwiński aktorem był marnym. A już tradycją było, że dyrektor sam siebie obsadzał w co ciekawszych rolach. Jednak po jednej z kolejnych krytycznych recenzji skończył z własnymi występami i skupił się na prowadzeniu teatru i reżyserowaniu przedstawień.

Gdy zabrakło dawnych gwiazd

Powstanie Teatru Nowości było punktem zwrotnym w dziejach warszawskiej operetki. Oddajmy jeszcze raz głos Fillerowi: "Nowości pod wytrawną batutą Śliwińskiego osiągnęły poziom rzadko notowany na giełdzie światowej. Tuż po Paryżu, a chyba na równi z Wiedniem. (...) Pozycja artystyczna Nowości była wypracowana nie tyle głosami i umiejętnościami primadonn, ile zmysłem wszechogarniającego Ludwika Śliwińskiego. Swoje administracyjne kredo zdefiniował dość krótko: "Do ósmej wieczorem panem mego życia jest ekscelencja prezes, po ósmej wieczorem publiczność!".

Gdy w październiku 1913 roku Śliwiński wystawiał operetkę "Targ na dziewczęta" z tangiem, doskonale wiedział, co robi. Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania.

Po wybuchu pierwszej wojny światowej Teatr Nowości grywał jeszcze do wiosny 1915 roku. Przedstawienia wznowiono, wystawiając "Księżniczkę czardasza", ale zabrakło dawnych gwiazd. Po zakończeniu wojny operetka przegrywała konkurencję z kinem i przeżywała kryzys. Śliwiński w 1921 roku dał swoje ostatnie przedstawienie. W tym samym roku operetka musiała opuścić siedzibę. Gmach Teatru Nowości został zmodernizowany i zmieniał funkcje, stając się to teatrem, to kinem. Częściowo zniszczony w czasie powstania warszawskiego ostatecznie został rozebrany w 1961 roku.

Lucyna Messal

Pierwsza gwiazda tanga w Polsce. Właściwie nazywała się Lucyna Mischal-Sztukowska, urodziła się w 1886 roku. Debiutowała w Nowościach w 1904 roku w roli Emilii w spektaklu "Ach ta wiosna". Jak twierdziła zaprzyjaźniona z Messalką pani Jadwiga Waydel- Dmochowska, był to występ nieudany. "Pomimo wyjątkowych warunków zewnętrznych - co za uśmiech!, co za nogi! - pomimo rozległej skali głosu, Messalka jeszcze nie umiała śpiewać, o dziwo, nie umiała się ruszać na scenie" - czytamy w jej wspomnieniach.

Lucyna Messal nie dała za wygraną. Wycofała się z operetki, by intensywnie uczyć się śpiewu. Gdy wróciła po kilku latach, zachwiało się jedynowładztwo dotychczasowej primadonny Wiktorii Kaweckiej. W konfrontacji z Messalką "z rzadkim taktem wycofała się w porę ze sceny warszawskiej, co nie przeszkadzało jej święcić tryumfy na wielu scenach i estradach europejskich".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji