Artykuły

Don Kiszon

Gdyby tak móc pominąć efekt - spektakl "Don Kichote" Marka Fiedora - i pozostać na poziomie reżyserskich zamysłów, w sferze dochodzenia do efektu, wtedy całe przedsięwzięcie okazałoby się pełne ciekawych smaków. Ale nie można.

Fiedor umawia się z nami na umowność. Realność siedemnastowiecznej Hiszpanii Cervantesa realizuje się u niego na poziomie ogólnoludzkiej i ponadczasowej przypowieści. Wszystko jest tutaj swoją własną ideą. Po obu stronach sceny tkwi dwoje starych drzwi - tyleż jednak starych, co wystylizowanych na starość. Łóżko z lewej strony, dziwnie wąskie i długie, cokolwiek nieżyciowe, jawi się w szkielecie zespawanym z żeliwnych prętów. Surowe dechy ław i stołu, jak i ołtarzyk z sugerującą wiejski odpust Matką Boską, całą w mrowiu wąziutkich świeczek, osadzone są na analogicznych konstrukcjach. Część kuchenna, w której - rzecz jasna - tylko udawać się będzie nalewanie i picie z pustych butelek i pustych kubków, wypełnia prawą część sceny, wywindowana zaś na dwa metry Matka Boska - lewą część proscenium. Tak wyznaczona izba, starająca się być izbą w ogóle, nie posiada tylnej ściany - otwiera się na świat. Ale ten świat, jak wszystko inne, również nie chce okazać się jakimś konkretem. Chce być syntezą swoich możliwości, esencją. Jest kolejną stylizacją - trochę w poetyce pustych, mrocznych przestrzeni Samuela Becketta. Ziemia w kolorze rdzy unosi się łagodnie po mieniący się mgielną poświatą horyzont.

Tak więc reżyser umawia się z nami na umowność. "Don Kichote" Fiedora, a ściślej to, co z Cervantesa Fiedor wykroił, zostanie nam przedstawione w sferze jakiegoś nigdzie i jakiegoś n i g d y, co należy rozumieć, iż zawsze i wszędzie się odbywa. Słowem - Rycerz Smętnego Oblicza stanie się Każdym. Reżyser nie moralizuje jednak, ale za to estetyzuje. Wykreowaną w scenografii nieokreśloność pokrywa ciepłymi, pastelowymi kolorami i miłą dla ucha muzyką.

Wobec powyższej przestrzeni nikogo chyba nie zdziwił fakt, iż tylko o problemach ogólnoludzkich i ponadczasowych się w niej dywaguje. U Fiedora pytanie o godzinę wydaje się pytaniem niemożliwym do postawienia. Ideom różnych realności -od drzwi, przez ołtarzyk, aż do świata - towarzyszą idee

różnych postaci i różnych zachowań. Jest więc tutaj Don Kichote, Sanczo Pansa, siostrzenica Antonina, Gospodyni, Pleban, Balwierz, Samson Carasco, w końcu znajduje się i grupa postaci baśniowych - a wszyscy, jak jeden mąż, konwencjonalni. Jakby wyjęci byli przez aktorów wprost ze szkolnych czytanek o Błędnym Rycerzu. A więc - długi, kościsty, obłąkany hidalgo i mały, rubaszny, trzeźwo myślący Sanczo. Resztę można sobie łatwo wyobrazić. Bliscy i rodzina konwencjonalnie grają, że troszczą się o oszalałego ziomka, ten zaś odgrywa przed nimi konwencjonalnie smętne oblicze. I o ile po wierzchu całość jakoś trzyma się stylu przyjemnej, nieźle poprowadzonej plakatowości, to tutaj właśnie, na poziomie sensów, zaczyna się całe zło. Spektakl Fiedora ogląda się nawet przyjemnie, ale słucha - fatalnie. Do czego bowiem ta cała opowieść o dyskutujących nieustannie prowincjuszach ma niby prowadzić? Niestety, z samego spektaklu nie da się tego wyczytać. Albo inaczej - nie ma się nawet co wczytywać, gdyż wszystko jasne jest od początku i dość denerwująco podane na talerzu.

"Jeżeli w ogóle mówić o wędrówce, także w sensie metaforycznym, to trzeba powiedzieć, że w istocie nie jest ważne, dokąd człowiek doszedł, a ważne, że w ogóle podjął wędrówkę - mówi w programie do spektaklu Andriej Tarkowski.

- Ważne jest przecież nie to, co człowiek osiągnął, ale to, że w ogóle wkroczył na drogę prowadzącą do osiągnięcia tego". Don Kichote czuje, że musi wyruszyć, najbliżsi (cząstka bezdusznego świata) czują, że nie mogą na to pozwolić. U Fiedora jednak postacie niestety zaledwie mówią, że czują, iż muszą lub nie mogą pozwolić. Fiedor nie stawia problemu, Fiedor go jedynie estetycznie referuje. Taki zaś stan rzeczy rodzi pasywność przedstawienia. Neutralizuje ono, samo z siebie, tkwiące w nim napięcia - jak chociażby to ukryte w słowach Tarkowskiego.

By cały problem uprościć - rzecz, całkiem po prostu, w tym, że po "Don Kichocie" Fiedora nie wiem, czy mam wyruszyć, czy pozostać w domu, a nie wiem tego, gdyż nie dowiedziałem się, co niby ma mi przynieść lub nie przynieść, dobrego lub złego, wędrowanie lub nie - wędrowanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji