Artykuły

Faust na latającej lampie

Sławne "Potępienie Fausta" jest wprawdzie esen­cją romantyzmu, ale to nie znaczy, że trzeba widza przenieść żywcem w realia teatru XIX wieku. Popular­ną legendę o mędrcu, któ­ry zaprzedał duszę diabłu, znamy wszyscy i nikogo już dziś nie wzruszają jego zaloty do Małgorzaty przy "małym białym domku" czy pełne dymu piekielne czeluście. Doskonale wie o tym Achim Freyer, jeden z największych współczes­nych reżyserów, twórca pamiętnego "Czarodziej­skiego fletu" rozgrywanego w namiocie cyrkowym, który od lat nie schodzi z afisza festiwalu w Salz­burgu. Tym razem niemiec­ki artysta miał trudniejsze zadanie, bo dzieło Berlioza to nie opera, ale "kantata dramatyczna" - od akcji ważniejsze są tu idee i symbole. Freyer wymyślił groteskowy świat, wypeł­niony bohaterami marionetkami poruszającymi się na scenie w dziwacznych maskach. Faust pędzi do ukochanej na latającej lampie, a płomienie zaklę­te przez Mefista tańczą w zapierającej dech fanta­zji świetlnej. Na to niezwyłe przedstawienie nie trze­ba lecieć do Los Angeles, gdzie grane jest od wrze­śnia 2003 r. przy owa­cjach na stojąco. "Potępie­nie Fausta" to kolejna ko­produkcja Opery Narodo­wej, dzięki której możemy w Warszawie obcować z teatrem, o jakim nad Wi­słą słyszał dotychczas tyl­ko Mariusz Treliński. Duże brawa dla naszej orkiestry, jej szefa Jacka Kaspszyka i Małgorzaty Walewskiej w roli swej imienniczki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji