Artykuły

Potępienie Fausta w Operze Narodowej

Najnowsza realizacja na narodowej scenie to widowisko niezmiernie efektowne, teatralnie oszałamiające widza plastycznością obrazów i zwartością formy. W teatr grotesko­wych masek i ostrych, intensywnych barw stanowiących tło akcji wpisał Achim Freyer swoją wizję "Potępie­nia Fausta" Hectora Berlioza.

Nie zabrakło w tym wszystkim "efektów specjalnych": Faust z Mefistem patrzą na świat z góry, szybując nad sceną na specjalnym kloszu przypominającym lampę, fruwają elfy, co chwilę rozbłyska­ją światła kostiumów i diabelskie ognie w scenie tanecznej. Inscenizacja jest po­pisem reżyserskiego kunsztu i konse­kwencji tworzenia wizji dzisiejszego te­atru operowego. Każdy obraz budowa­ny w szerokiej perspektywie ma właści­wą sobie dramaturgię i nieco surreali­styczną atmosferę oraz kapitalną kom­pozycję przestrzenną pozwalającą wi­dzowi na podziwianie każdego detalu akcji. Reżyser, zdając sobie sprawę ze statyczności dzieła Berlioza, w sposób dynamiczny prowadzi widza od obrazu do obrazu, które razem tworzą nieroze­rwalną i logiczną całość. Chwilami jed­nak trudno się oprzeć wrażeniu podpo­rządkowania obrazu powierzchowne­mu efektowi: tylko dla oka.

Interesująco w tym przedstawieniu wypadli główni bohaterowie. Kruchość i delikatność Małgorzaty stała się kon­trapunktem dla opanowanego chęcią życia i pragnącego miłości Fausta oraz Mefistofelesa bardziej przypominające­go jarmarcznego kuglarza niż władcę piekieł. Małgorzata Walewska jako szczerze kochająca Małgorzata świet­nie wyczuwa dramatyzm muzyki Ber­lioza i jemu podporządkowuje swoją sceniczną kreację, tak pod względem wokalnym, jak i aktorskim. Warto pod­kreślić, że pięknie prowadzonym gło­sem zaśpiewała obie popisowe arie: balladę o królu z Thule i finałową "D'amour l'ardente flamme". Marcelo Bedoni zaśpiewał partię Fausta bez większych emocji i ekspresji, przez co wypadł blado i jednostajnie. Ponadto jego głosowi chwilami brakowało no­śności, dlatego ginął w przestrzeni warszawskiej sceny. "Dobrym Mefistofelesem" okazał się Marcel Vanaud, je­go głos ma właściwą moc i brzmienie, co pozwoliło mu na swobodne poko­nanie trudności swojej partii.

Jacek Kaspszyk znakomicie przygoto­wał orkiestrę, która tym razem grała na­prawdę świetnie. Dyrygent zadbał nie tylko o właściwe proporcje brzmienia orkiestry, chóru i solistów, ale również o pełną przejrzystości muzyki, dzięki czemu można podziwiać wyrafinowa­ną instrumentację. Potęga brzmienia i piękno dźwięku w "piekielnym pan­demonium" z pewnością przejdą do historii Opery Narodowej. Podobnie jak pełna malarskiej poezji finałowa scena zwycięstwa i cnoty - "Apoteozy Małgorzaty".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji