Artykuły

Rozgrzeszenie w promocji

"Hysterikon" w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Spektakl Piotra Kruszczyńskiego skutecznie szczypie widza satyrą na konsumpcję. Kłopot w tym, że zaraz potem żenuje, zamiast wzruszyć, poruszyć czy skłonić do refleksji. Czyżby w teatrze obowiązywała zimowa wyprzedaż?

Na scenie zbudowanej z plastiku i stali, oświetlonej ostrym jarzeniowym światłem oraz szczelnie wypełnionej białymi balonikami jak podczas świątecznej promocji - panoptikum bywalców supermarketów. A ponad nimi - głos: dobrotliwie bezwzględny. To Wielki Kasjer i Reżyser - w jednym. Przez dwie godziny będzie zaglądał w serce, dusze i głowy bohaterów przedstawienia i rozliczał ich, wystawiając rachunki w złotówkach i punktach z metaforycznej life-karty. Widowni też nie odpuści: "Bilety po 25 złotych? I czego się spodziewacie za tę cenę? Większość pewnie za darmo - przecież to premiera. To ile kosztuje aktor w jednej scenie? I jak to się ma do jego gaży? A może tak mały rachuneczek sumienia... Ile kto ma na koncie? Wystarczy na wielką miłość? Związek na koszt pani czy na koszt pana? Marzenia zamienione na żonę? Żona zamieniona na przyjaciela? Ile po stronie winien? Ile po stronie ma?"

Szmerek na widowni wciągniętej w tę grę. Szybko i bez sprzeciwu udało się dowieść, że świat to wielki supermarket. A co z ludźmi? Gorzej. Bohaterowie przedstawienia dokonują kolejnych transakcji. Czym się różni zwykły ekspres do kawy od "ekspresu-ferrari"? Warto zapłacić za wizytę partnera u prostytutki i mieć potem trzy tygodnie sielanki czy raczej się na niego obrazić? Zagadać do przystojnego faceta, który właśnie kupuje keczup, czy zostać przy słoiku z ulubioną nutellą? Skutki tych dylematów są opłakane, ale - niestety - banalne i przewidywalne, choć opakowuje się je w pseudonowoczesną formę. "Ferrari" otrzymane w promocji pęka jak symbolizujący je balonik i odlatuje razem z wiarą w to, że rzeczy są tylko rzeczami. Zaspokojony fizycznie partner jeszcze bardziej zionie chłodem i jeszcze rozpaczliwiej szuka "prawdziwej miłości". Nutella - jakże by inaczej? - wygrywa z przystojnym facetem.

Można iść jeszcze dalej i - pozornie - głębiej. Do napadu z bronią w ręku, który jest tylko cytatem z "Pulp Fiction". Do strzelania w afekcie, które udatnie zastąpi przebijanie baloników palącym się papierosem. Do spowiedzi pośród sklepowych regałów, bo się kupiło za bezcen święte obrazki, z których teraz patrzy Chrystus - jak prawdziwy. Do monologu o umieraniu - manierycznie wyskandowanym, bo nie da się dziś mówić prawdy naprawdę. To wszystko gadżety i cytaty. Ale w konsekwencji także: gotowce, maniera, kicz, tandeta... Co gorsza, grane chaotycznie bez rytmu, w pląsawicy jarzeniówek, które niechętnie się zapalają i gasną, w pomieszaniu aktorskich konwencji i gonitwie inscenizacyjnych pomysłów, okraszone wszechobecnym tańcem na rurze. Ten natłok zjada przedstawienie od ogona.

Łącznie z finałem, w którym urzędnik samobójca i podstarzała prostytutka na łyżwach czekają, aż im słońce ogrzeje brzuchy, bo przecież każdy ma takie niebo, na jakie zasłużył... Jakże to podobne do ostatniej sceny "Oczyszczonych" Sarah Kane w reżyserii Warlikowskiego. Czyżby Kruszczyński chciał w ten sposób powiedzieć, że w świecie-supermarkecie możliwe są tylko marne zakupy dokonane na wyprzedaży - także w teatrze? Jeśli tak, to wpadł we własnoręcznie zastawioną pułapkę. Co gorsza, osobiście rozgrzeszył nie tylko widownię, ale i siebie, puentując przedstawienie sparodiowaną modlitwą: "centrum handlowe, które oświecasz serca i umysły nasze, zmiłuj się nad nami". Przelało się: z pustego w próżne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji