Artykuły

Największą krzywdę możesz sprawić sobie sam

"Bent" Martina Shermana w reż. Natalie Ringler w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Patryk Chilewicz na swoim blogu.

Nie jest tajemnicą, że największe problemy z gejami mają osoby same nieświadome swojej seksualności, starające się ją schować lub przykryć pogardą i nienawiścią. Sam byłem w takiej sytuacji, gdy w szkole pewien Jacek przez lata traktował mnie z góry, bo zamiast broić na mieście wolałem czytać książki. Być może to właśnie od niego usłyszałem po raz pierwszy skierowane ku mnie słowo "pedał". Po latach okazało się, że Jacek jest gejem, nie ma problemu z mówieniem o tym publicznie i chętnie angażuje się w różne wolnościowe inicjatywy. Życie!

Wracając do tematu: osoby homoseksualne często przyjmują narzucaną retorykę większości i nieświadomie wchodzą w rolę osób dyskryminujących. To przytrafiło mi się w tym roku, gdy dowiedziałem się, że zostałem zaatakowany w Carrefourze (tu część pierwsza, druga i trzecia tej historii) z powodu tego, że wyglądam pedalsko. Pedalsko, czyli źle. Dla niektórych co innego być gejem, a co innego wyglądać pedalsko. "Gej może być normalny". Normalny, czyli jaki? Bo sam znam co najmniej kilkadziesiąt sprzecznych teorii dotyczących tego, co jest normalne. Drugim argumentem było, że "co można zrobić", "takie jest życie", czyli totalna bezradność i brak empatii w przypadku ewidentnego łamania prawa i dobrych obyczajów. Sam sobie na to zasłużyłem, bo wyglądam pedalsko, a teraz robię burzę w szklance wody - oto wnioski osób uznających się za tolerancyjne.

Dlaczego wracam do tej historii? Nie mógłbym nie wrócić pisząc o rewelacyjnym spektaklu "Bent", który niedawno miał swoją premierę w Teatrze Dramatycznym. Główny bohater, Max, żyje w Niemczech lat 30., a więc w rozkwicie faszyzmu. Niewiele robi sobie z polityki, żyje chwilą. Każdy dzień to dla niego nowa impreza, używki i mężczyźni. Wszystko się zmienia, gdy Hitler opowiada się jednoznacznie przeciwko osobom nieheteronormatywnym. Maxa dopada brunatna rzeczywistość, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za to, kim jest. Prócz tego jest zmuszony odpowiedzieć na podstawowe pytania, których dotąd unikał: kim jest? Czego pragnie? Ile jest dla niego warte życie? I w końcu: czy ma odwagę kochać?

To opowieść cierpka, lecz pełna namiętności. Reżyserce Natalie Ringler udało się uniknąć patosu, o jaki łatwo w połączeniu tak trudnych i bolesnych tematów. Na wyjątkową uwagę zasługuje Mariusz Drężek, który brawurowo wcielił się w rolę głównego bohatera. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie znacie tego aktora, to musicie natychmiast nadrobić - Drężek świetnie lawiruje pomiędzy serialami i ambitniejszymi produkcjami. A widać, że zarówno apetyt, jak i talent pchają go ku tej drugiej opcji.

"Bent" pokazuje nam jak łatwo - uważając się za wolną i niezależną jednostkę - można wpaść w sidła systemu, który narzuca ci w co masz wierzyć, jak wyglądać i kogo kochać. Masz dwie opcje: albo podporządkujesz się i będziesz żył/a stabilnie, acz pewnie nieszczęśliwe lub zaryzykujesz i zostaniesz sobą. Wybór należy do ciebie, lecz pamiętaj o jednym: największą krzywdę możesz sprawić sobie sam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji