Artykuły

MOLIER NA PONURO

Szkoła żon", wystawiona po raz pierwszy 16 X 1662 roku w Palais-Royal w Paryżu rozpętała burzę, na którą Molier odpowiedział "Krytyką szkoły żon" (1.VI.1663)i "Improwizacją w Wersalu" (I8.x.l663). Gdy zbladły szczegóły autobiograficzne (Arnolf - Molier, Anusia - młodziutka żona Moliera), zwietrzały namiętności polityczne, wszystko w tekście komedii służyć mogło jedynie ku rozweseleniu i uciesze czytelnika: nieprawdopodobna intryga, szaleństwa sytuacji,para zabawnych służących,urocza Anusia, szczęśliwe zakończenie, pozwalające uwierzyć i w ukaranie okrutnika (Arnolfa), i w zwycięstwo bezbronnej niewinności (Anusia), i w bajkową sprawiedliwość świata (wesele Anusi z Horacym). Na scenie można jeszcze dodać do, tego dowcipne dekoracje, wdzięczne, lekkie, stylowe kostiumy, wygrać komizm sytuacji, wyreżyserować ruch i farsowe bijatyki, rozruszać głupawych służących i wprawić w ruch aktora charakterystycznego, który plastyką ciała i wymową twarzy wskrzesi postać tępego wychowawcy przykładnych żon; całości należy się zawrotne tempo uskrzydlające wiersze i aktorów. "Szkoła żon" zagrana przez Theatre de 1'Athénée w Paryżu (w reżyserii Louis Jouveta, który był równocześnie Arnolfem) w uroczych i pomysłowych dekoracjach Christiana Berarda zajęła w dziejach współczesnych inscenizacji molierowskich jedno z ważniejszych miejsc i dowiodła frapującego dla współczesnych komizmu sztuki. Mogli się o tym przekonać polscy widzowie podczas powojennej (1948) wizyty Theatre Athénée - Louis Jouvet w Polsce - w Warszawie i Krakowie wystawił właśnie "Szkołę żon". Polska tradycja teatralna przechowała wspomnienie o dwóch znakomitych Arnolfach - Zelwerowiczu i Jaraczu i co najmniej o jednym przedstawieniu powojennym (Teatr Kameralny w Łodzi, 1948). Nade wszystko zaś informacje o stylu gry, który zdefiniował Bohdan Korzeniewski trzydzieści lat temu. Z okazji wystawienia "Szkoły żon" w Teatrze Ateneum pisał o "polskim zwyczaju dawania Moliera na ponuro, z uwzniośleniem wedle rangi jego geniusza" co "odbiera u nas sztukom Molierowskim cały sens komiczny". Także w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (reż. Jan Świderski) Molier jest dostojny. I w tym swoim dostojeństwie niewypowiedzianie nudny. Teatr nie zagrał ani stylowej komedii,jasnej, przejrzystej, klarownej, ani grubej farsy z pantomimą i arlekinadą. Wzorem Jouveta wziął się za uwspółcześnienie przez dramatyzację. Nie podniósł jednak gniewu Moliera na podłość Arnolfa, który chciał miłość zdobyć przemocą, wykorzystując bezbronność Anusi-sieroty i własną siłę, wspartą bogactwem, władzą i doświadczeniem, nie potępił Arnolfa za gwałt zadawany cudzemu życiu i za pracowite budowanie pułapki, w którą chce schwytać niewinne uczucia Anusi. Zdobył się natomiast na pobłażanie dla ludzkich , ułomności, na dużo smutnej zadumy nad starością i wiele współczucia dla Arnolfa wystrychniętego na dudka przez kochanków. Jest tego współczucia tak wiele, że pod koniec przedstawienia sam Arnolf sprawia wrażenie człowieka, który uwierzył, że spotkała go krzywda, w dodatku niezasłużona. Reżyseria komedii i ustawienie postaci Arnolfa sprawiają, że część tej wiary udziela się widzowi. Świadczy to o zupełnym wywróceniu wartości tej zabawnej,lecz zuchwałej jadowitej komedii, skrywającej wściekły atak Moliera na bezprawie i ucisk, ukazującej mechanizm ucisku w dziedzinie, w której wolność zagwarantowała sama natura. Tłumaczy to także, dlaczego nie klaszczemy Janowi Świderskiemu, świetnemu aktorowi, gdy reżyseruje sztuki,w których sam gra główne role. Bowiem w przedstawieniu szczere oklaski zbiera jedynie dekoracja Jana Kosińskiego i Janiny Traczykówny w roli Anusi, która wnosi na scenę zachwycający urok. Gest jej i ruch ukazują pocieszną dziewczęcą naiwność, i głos zapisuje przemiany, jakie zachodzą Anusi podczas kolejnych "spotkań" Horacym, między jej pierwszym ukazaniem się na balkoniku a niefortunnym początkiem ucieczki. Świetna rola byłaby niewątpliwie zyskała barw i ognia, gdyby aktorce przyszło wystąpić z godnymi partnerami. Tymczasem to, na co w Molierowskiej farsie mogą się zdobyć jej partnerzy, polega na siedzeniu lub krążeniu wokół jednej ławeczki, markowaniu sytuacji z"Intrygi i miłości" w scenie ucieczki i wędrowaniu w zakończeniu komedii krokiem zbrojnych z Fortynbrasowego orszaku w "Hamlecie". W ten sposób z radosnych błazeństw-farsy, pociesznie dwuznacznych sytuacji, studium despotyzmu, przekomicznej naiwności i pogodnego zakończenia zmajstrowano godną sztukę. Przedstawienie, miast skrzyć się werwą,ruchem, bystrym dialogiem, toczy się ślamazarnie, z pompą i dostojeństwem melodramatu. Tekst,który w czytaniu rozśmiesza, w teatrze powinien cieszyć przynajmniej podwójnie, a przecież zamiast wywoływać salwy śmiechu, chichoty i powszechne rozbawianie - tylko nudzi. Na premierze, także szefowie teatru, z ratusza na Placu Dzierżyńskiego, mieli, ponure miny. Ciekawe, jak się wypłacą za tę dostojną zabawę. Czy, gdy Teatr Dramatyczny zacznie na Molierowskiej komedii świecić pustkami, zechcą - jak ongi za Augusta Mocnego - spędzać widzów z ulicy? Czy może rozkażą grać Moliera na wesoło?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji