Artykuły

Od krwi i rozpusty ocal nas Panie

"Sala Królestwa" Tomasza Śpiewaka w reż. autora w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Marta Fox na swoim blogu.

Czcionka w programie teatralnym do spektaklu "Sala Królestwa" według tekstu i w reżyserii Tomasza Śpiewaka, jest czerwona jak krew. Ilustracje w środku także. Okładka reprodukująca obraz amerykańskiego malarza Alberta Bierstadta, Rocky Mountain Landscape, zaciekawia monumentalizmem i tajemniczą baśniowością krajobrazu. To znaki sugerujące widzom tematykę sztuki. Tytułowe "Królestwo", choć utracone, będzie nam ponownie dane. Kiedy tylko świat się skończy, a skończyć się musi, czeka nas nagroda, bo odnajdziemy się w rajskim ogrodzie, bez zła i przemocy, bez wojen, chorób i złych ludzi. Trzeba tylko wypełniać nakazy. Nakazy są dobre, bo gwarantują bezpieczeństwo, podstawową ludzką potrzebę.

Kim trzeba być, by bezgranicznie zaufać nakazom? Ile trzeba z siebie wykrzesać wiary, ile posłuszeństwa i pokory. Ile skromności, łagodności i bezwzględności jednocześnie. Ile klapek na oczy trzeba założyć? Czego się wyrzec, jakie kajdany założyć, co w sobie stłumić? Pozornie znamy wyznawców Jehowy, Świadków Prawdy. Spotykamy ich ze "Strażnicą" w ręku, głoszących swoją wersję Słowa. Zamykamy im drzwi przed nosem w niedzielne dopołudnie, bo nie chcemy zamętu w swoim życiu, ani Dobrej Nowiny, dającej nam szansę na trafienie do Królestwa. W ksenofobicznych zapędach nie szczędzimy im krzywdzących epitetów, pochodzących od Bogu ducha winnych kotów. Chętnie przyjmujemy pod swój dach do pomocy, bo postrzegani są jako uczynni i uczciwi. Jednocześnie nie możemy pojąć, dlaczego pozwalają sobą manipulować i tkwić we współuzależnieniu przywołującym na myśl reżim sekty. Intrygują, ale też budzą specyficzny rodzaj lęku, którego źródła upatrujemy w fanatyzmie. Trudno mi/nam ich pojąć, kiedy patrzymy przez pryzmat "szkiełka i oka", a mniej przez "czucie i wiarę".

Trudno mi/nam przystać na ortodoksję, absolutne posłuszeństwo, tresurę w zamian za wizję raju i rzekomą wolność. Być może za długo żyłam w kraju dyktatury politycznej, by nie poznać jej mechanizmów i nie skojarzyć jej z dyktaturą religijną. A jednak są ludzie, którzy przystają do Świadków Jehowy i gotowi są oddać życie za swoją wiarę.

Scena w Teatrze Zagłębia imituje rozświetlony tunel, prowadzący ku drzwiom (scenografia i kostiumy: Anna Met). Tunel raz staje się salą, w której odbywa się zebranie, innym razem pokojem w rodzinnym domu, a jeszcze kolejnym razem porodówką. Symbolika drzwi wykorzystana jest wielorako, także biblijnie. Bracia i siostry we wspólnocie tworzą intrygujący świat, pełen uśmiechniętych nieustająco twarzy i spokoju. Są dla siebie nieustająco mili, serdeczni, jakby nieznane im były inne emocje, jakby dobroć została w nich wsączona raz na zawsze, jakby nigdy nie kusił ich owoc zakazany, jakby ich ktoś nakręcił i zaprogramował. Celem ich życia jest pozyskiwanie nowych dusz do wspólnoty, która wydaje się być idealnym światem. Ideał rodzi jednak bezwzględność. Kiedy Monika (Maria Bieńkowska) zapala papierosa i tego nie żałuje, nie składa samokrytyki, zostaje bezwzględnie potępiona i wykluczona ze zgromadzenia Sióstr i Braci. Nie będzie już miała szansy na powrót.

Dużym atutem tego spektaklu jest gra aktorów. Nie ma w nim złej roli. Świetni są Zbigniew Leraczyk i Piotr Bułka w roli księży, którzy prowadzą rozmowę o wyższości katolicyzmu. Świetna Edyta Ostojak jako żona, która woli umrzeć niż pozwolić na przetoczenie krwi, także w scenie, kiedy próbuje przybliżać fundamenty wiary, znajdując w cytatach z Pisma odpowiedź na każde pytanie. W scenie przeganiania świadków Jehowy wiarygodnie wypada Michał Bałaga i Maria Bieńkowska. Zakończenie spektaklu brawurowo wieńczy Dorota Ignatiew w monologu lekarki. Są też sceny nazbyt publicystyczne, zbędnie wielosłowne, które można byłoby ograniczyć do kilku znaków i krótkich dialogów.

Co ciekawe, kiedy wyszłam z teatru, pomyślałam, że zobaczyłam spektakl ważny i potrzebny z socjologicznego punktu widzenia, ale też i taki, który mnie nie zagarnął w całości. I oto mijają trzy tygodnie od premiery prasowej, a ja ciągle widzę jasność tunelu, Salę Królestwa, zwiniętą w kłębek żonę, która urodziła i za chwilę umrze, choć tak prosto można byłoby dać jej życie i macierzyństwo, słyszę lekarkę, która się piekli. I widzę tę kobietę, która z lubością zaciąga się papierosem, wyłamując się spod władzy bractwa, bo tak, bo lubi zapalić. Nie mówi o fanatyzmie, ani o grzechu, ani o raju, ani o karze. Tym bzdurnym papierosem skazuje się na wykluczenie, zaciąga się dymem, jak skazaniec przed śmiercią, macha papierosem, jak sztandarem, jakby co najmniej była Wolnością, prowadzącą lud na barykady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji