Artykuły

Nagi Wozzeck

W tym "banalnym przypadku z historii kryminalistyki" Arnold Schönberg nie widział żadnego bezpośredniego powodu do twórczości muzycznej, która "powinna zajmować się bardziej aniołami niż żołnierzami". Tak przynajmniej mówił Albanowi Bergowi, swemu niegdysiejszemu uczniowi, gdy ten przedstawił mu plan skomponowania opery do niedokończonego dramatu Georga Büchnera "Woyzeck" - pisze Andrzej Chłopecki felietonie z cyklu "Słuchane na ostro" w Gazecie Wyborczej.

Był to też przecież zarazem przypadek z historii psychiatrii i sądownictwa. Warszawska inscenizacja "Wozzecka" (taką formę nazwiska przyjął Berg) rozpoczyna się wyświetlaną na ekranie informacją, że historia ta zdarzyła się naprawdę: fryzjer zabił swą kochankę, z którą miał dziecko, za co został w Lipsku skazany na śmierć i ścięty. Powinna być ta informacja kontynuowana: wyrok stał się powodem długotrwałych polemik, toczonych w latach 20. XIX stulecia, gdyż zdaniem psychiatrów Johann Christian Woyzeck był niepoczytalny, a więc wyrok był sądowym błędem.

Wystawiona po raz pierwszy 14 grudnia 1925 r. w berlińskiej operze przy Unter den Linden pod dyrekcją Ericha Kleibera i w reżyserii Ludwiga Hörtha opera Albana Berga "Wozzeck" wzbudziła emocje. Sumiennie obliczono, że przedstawienie poprzedziło 138 prób, nie podając, iż liczono wszystkie zespołowe i solowe, osobno muzyki karczemnej, osobno solistów z akompaniamentem fortepianu, osobno poszczególnych sekcji instrumentalnych, osobno układów scenicznych bez muzyki itp. Dlaczego? Dlatego, że ówczesna dyrekcja opery berlińskiej miała na głowie kryzys ekonomiczny z zespołem i ktoś usłużny z ówczesnych związków zawodowych zaczął liczyć te próby, by udowodnić, że dzieją się w teatrze brewerie. 138 prób na prawykonanie skomplikowanej partytury operowej to dużo, ale tyle właśnie powinno mniej więcej być.

Najintensywniej do historii przechodzą barwne incydenty autorstwa "wrażliwych inaczej". Był nim ten np. dziennikarz berlińskiego "Deutsche Zeitung", który nazajutrz po prawykonaniu opublikował, że jest to "dzieło Chińczyka z Wiednia. Albowiem z europejską muzyką i jej rozwojem ten wściekły, masowy atak instrumentów nie ma nic wspólnego. W muzyce Berga nie ma śladów melodii. Są tam tylko strzępy, szczątki, czkawki i rzężenie... Uważam Berga za muzycznego hochsztaplera, niebezpiecznego dla społeczeństwa". Być może dziennikarza sponsorowały operowe związki zawodowe...

Przyczyną artystycznej rozterki Berga stało się jednak co innego: nieprawdopodobny sukces tego utworu zachwiał jego twórczą pewnością siebie. Wiedział przecież że to, co wybitne, sukcesu odnieść z definicji nie może. A jeśli odnosi, wątpliwa staje się jego wybitność. Skandalu artystycznego więc w Berlinie nie było, choć przy okazji premiery "Wozzecka" dyrekcja opery z Kleiberem pod naporem "halabardników" padła z innych powodów. W 1926 r. podczas premiery w Pradze skandalu artystycznego też nie było - była rozróba na tle narodowo-politycznym między Czechami a Niemcami o to, czy praskie Divadlo ma być narodowe, czy ulegać dyktatowi Berlina i Wiednia. Podczas spektaklu na zawał serca nie z powodu muzyki i treści opery, lecz z powodu zamieszek wokół operowego gmachu zmarł burmistrz miasta. Jeszcze za życia Berga (zmarł w 1935 r.), a więc w ciągu zaledwie dziesięciu lat, opera wykonana została wciąż w nowych inscenizacjach w niemal 30 miastach w pięciu wersjach językowych, dobrze ponad 150 razy, często przez małe, prowincjonalne zespoły operowe, burząc mit o niebotycznych trudnościach wykonawczych partytury (niełatwej przecież). Do wykonania w Leningradzie w 1927 r. doszło z inicjatywy Anatolija Łunaczarskiego, odpowiadającego wówczas za "pion kulturalny" w partii bolszewików; "Wozzeck" triumfy święcił też w konserwatywnej Ameryce - Filadelfii i Nowym Jorku. Zaskakujące. Utwór przez propagandę goebbelsowską wrzucony do worka "sztuki zwyrodniałej" z praktyczną wskazówką "verboten!" jedyne swe w czasie II wojny światowej nowe wystawienie ma w... rzymskim Teatro Reale pod dyrekcją Tullio Serafina, co zdaje się sugerować, że nawet faszyzm czasu Mussoliniego miał we Włoszech w sobie coś z operetkowej teatralności. Wiem, że to zdanie jest politycznie niepoprawne...

Przeglądam szkice do inscenizacji "Wozzecka", która odbyła się w Monachium w końcu 1982 r. za dyrektoriatu w Operze Bawarskiej Wolfganga Sawalischa, uczynione przez scenografa spektaklu, Jürgena Rose'a i przez monachijski teatr z tej okazji opublikowane. Przewiązany jakimiś sznurkami NAGI Wozzeck stoi na krześle przed eksperymentującym na nim lekarzem psycholem. A dlaczego Berg napisał tę operę? M.in. dlatego, że i on - jak büchnerowski bohater nieszczęśnik - miał dziecko z nieprawego łoża. Też z Marią. Została jednak ochrzczona - Albina. Z autobiograficznej ekspiacji narodziło się uniwersalne arcydzieło, niekiedy trzęsące dyrektorskimi fotelami operowych instytucji.

Na zdjęciu: Alban Berg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji