Artykuły

Słowiańska dusza Leara

- Na pewno nie chciałem rozliczać się tym spektaklem z mojego życia ani zawodowego, ani prywatnego. Zadecydował szczęśliwy przypadek. Organizacja jubileuszu wyszła od władz Warszawy i mogłem sam zaproponować tytuł i reżysera - mówi DANIEL OLBRYCHSKI przed premierą "Króla Leara" w Teatrze Na Woli w Warszawie.

Daniel Olbrychski z okazji 60. urodzin zagra Króla Leara w Teatrze Na Woli.

Jan Bończa-Szabłowski: Wielu aktorów uważa Króla Leara za okazję do podsumowania dotychczasowego dorobku, czy pan myślał podobnie?

DANIEL OLBRYCHSKI: Broń Panie Boże! Na pewno nie chciałem rozliczać się tym spektaklem z mojego życia ani zawodowego, ani prywatnego. Zadecydował szczęśliwy przypadek. Organizacja jubileuszu wyszła od władz Warszawy i mogłem sam zaproponować tytuł i reżysera.

Często pana postacie odbijały niepokój czasów, w których żyliśmy. Wielu uznawało np., że pański Hamlet w Narodowym zdradzał typowe rozterki młodego inteligenta po 1968 roku...

Podobne doświadczenie miał w 1956 roku Leszek Herdegen grający Hamleta. Bardzo się zdziwił, gdy po słowach "Dania jest więzieniem" usłyszał głośne brawa. A potem spektakl określano " " Hamletem" po XX Zjeździe". U Szekspira zawsze można doszukać się analogii do współczesności i nie trzeba umieszczać Makbeta w Iraku, by zrozumieć, że to dramat ponadczasowy. Byłem blisko ludzi, którzy uczestniczyli w wydarzeniach 1968 roku i ponosiłem tego konsekwencje. Stąd pewnie taka interpretacja "Hamleta". Ja jednak, grając go przez cztery lata, każdego dnia odkrywałem coś nowego. I wierzę, że podobnie będzie z Learem.

Czy podczas prób były jakieś różnice zdań między panem a reżyserem?

Żadnych. Andron od początku zadziwił nas wnikliwą interpretacją utworu. Zaskoczył tym bardziej, że po raz pierwszy reżyseruje Szekspira. Cenię go jako reżysera i wiem jak wiele nas łączy. Jesteśmy z tego samego pokolenia, obaj sporo pracowaliśmy na świecie, pochodzimy z tej części Europy, która przeżyła doświadczenia komunizmu.

Dla Konczałowskiego dusza słowiańska to mit, w który nie wierzy. A pan?

Tu się różnimy. Z cudzoziemcami pracuje się nam znakomicie, ale mnie znacznie bliżsi są artyści rosyjscy niż np. francuscy. Mamy podobny temperament, podobne doświadczenia historyczne, wyrośliśmy na podobnej literaturze. Różni nas religia, która określa stosunek do wielu spraw.

Król Lear to także opowieść o człowieku, który czuje rozczarowanie do ludzi, którym zaufał. Czy nie przeżywał pan podobnych rozterek, zwłaszcza kiedy po okresie wielkiej popularności nie był pan obsadzany przez rodzimych reżyserów?

Czy ja wiem?... Na pewno bolało mnie, że jako aktor filmowy zacząłem być bezrobotny w czasach kina moralnego niepokoju. Bo kino to związane z wieloma wybitnymi nazwiskami próbowało pokazywać, jak bardzo Polska spsiała, jak układy polityczne sprawiły, że społeczeństwo zagubiło ideały, nie ma w nim romantyków ani buntowników. Kreowani przez reżyserów bohaterowie to z jednej strony cwaniacy, konformiści, a z drugiej - słabi i nieudacznicy. I nie ma na to rady, bo taki jest świat. Przestałem być im potrzebny jako aktor, bo należałem do gatunku Polaków, którego nie zauważyli. Dopiero gwałtowna, bezkompromisowa bohaterka "Człowieka z marmuru" grana przez Jandę i czysty uczciwy, młody robotnik w interpretacji Radziwiłowicza stali się zapowiedzią pokolenia Frasyniuków, Bujaków, Wałęsów.

I wtedy, gdy rodziła się "Solidarność" porwał pan tysiące widzów w katowickim Spodku, grając Gustawa Konrada...

"Solidarność" Śląska zażyczyła sobie spektaklu, w którym pojawiąsię obaj bohaterowie romantyczni - Kordian i Gustaw Konrad. Mówiłem "Wielką improwizację" do 10 tysięcy ludzi. I obawiałem się, że na premierze jakiś górnik, zobaczywszy mnie na scenie, krzyknie "Azjo, ty pieronie, powiedz jak cie na pal wbijanol". Nikt nie krzyknął. I graliśmy zawsze przy pełnej sali.

Odwrócił się pan ostatnio od polityki...

Przy pierwszych wolnych wyborach byłem w komitecie Tadeusza Mazowieckiego. Zrobiłem swoje i uznałem, że skoro dalej wszystko toczy się demokratycznie, aktor nie jest potrzebny.

Boli mnie wiele rzeczy, które dzieją się Polsce, ale wydaje mi się, że nasz kraj przetrzyma infantylizm i głupotę niektórych polityków. Kiedy na nich patrzę, czuję się jak w kiepskim kabarecie. Politycy mają pretensje, że media źle ich traktują, a traktują ich źle, bo pokazują dokładnie to, co tamci mówią. Szekspir niejednokrotnie uprzedzał, że rządzenie może być podłym i śmiesznym zajęciem.

***

Jubilat u Szekspira

Premiera

W sobotę i niedzielę w warszawskim Teatrze Na Woli Daniel Olbrychski świętować będzie 60. urodziny rolą króla Leara. Spektakl reżyseruje światowej sławy reżyser teatralny i filmowy Andriej Konczałowski. Będzie to już piąte przedstawienie szekspirowskie w dorobku jubilata. W 1969 r. Andrzej Wajda zaproponował mu postać Banka w "Makbecie" z Tadeuszem Łomnickim. W 1970 r. jako 25-latek grał Hamleta w Narodowym (reż. Adam Hanuszkiewicz), w 1984 r. był Otellem w spektaklu Andrzeja Chrzanowskiego, a w 1989 r. Makbetem u Krzysztofa Nazara.

Na zdjeciu: Daniel Olbrychski jako Lear w "Królu Learze" w Teatrze Na Woli w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji