CZY SAM POMYSŁ WYSTARCZY?
Krzysztof Gruszczyński, który już dał dowody swego także i komediowego talentu, wpadł obecnie na zabawny pomysł wykpienia mody na konkursy quizowe. Był taki czas, gdy quizy stały się zjawiskiem, przyciągającym uwagę socjologów i pisarzy. Roger Caillois, w książce poświęconej filozoficznemu i społecznemu znaczeniu różnych gier współczesnych, mówi o mistrzach quizu w radio czy telewizji jako o bohaterach tłumu amerykańskiego, na równi z gwiazdami filmowymi (a w Anglii - z królem czy królową). U nas nigdy owe quizy nie nabrały takiego znaczenia; są raczej traktowane na pół humorystycznie. Nic więc dziwnego, że Krzysztof Gruszczyński od tej właśnie strony spojrzał na rozgrywki, czy zawody quizowe. Dostrzegł ich śmiesznostki, na nie przede wszystkim postawił w nowym swym utworze pt. Quiz. Zabawna jest sytuacja wyjściowa: spokojny i skłonny do sybarytyzmu buchalter, uwielbiający poobiednie drzemki, zostaje wbrew swej woli zapisany do quizowego konkursu przez żonę marzącą o wielkich wygranych i sławie, oraz córkę, ogarniętą szałem krzyżówek. Śmieszne są też scenki, pokazujące sposób egzaminowania quizowego. To wszystko stanowi niezłą serię sytuacji farsowych. Niestety, bardzo szybko porzuca Gruszczyński pierwotne swe założenia, pretensjonalnie zaczyna się wspinać na wysokość filozoficznej groteski, chybia celu, gubi własny trop. Cały niemal drugi akt krótkiej komedyjki mija bez wrażenia i bez uśmiechu. Tę sztukę wziął na warsztat Teatr Dramatyczny miasta Warszawy i wystawił na swej Sali Prób, dając znakomitą obsadę. Główną rolę, wciągniętego w grę quizową buchaltera zagrał aktor, obdarzony tak naturalnym humorem, swobodą i ciepłem, że każdego jego zdania słucha się z przyjemnością: Stanisław Jaworski. Dużo pomysłowości i dowcipu wkłada w swą niewielką rolę Elżbieta Czyżewska. Charakterystyczny gest i rozbrajający uśmiech warszawskiego spryciarza ma Stanisław Wyszyński. Inni też pracują intensywnie, szczególnie Zbigniew Koczanowicz, grający rolę Staruszka. Ale cóż pomogą wysiłki aktorów oraz dowcipnego scenografa, Franciszka Starowieyskiego, gdy wszystko się rozbija o słabości, coraz bardziej gasnącego tekstu. Reżyseria Jana Bratkowskiego nie sprawia przy tym wrażenia zbyt przemyślanej i dokładnej. Trudno, kto siada do gry losowej, do tego quizu, jakim jest teatr, musi porządnie obstawić pola. Gruszczyński widocznie zasiadł do gry w myśl hasła "jakoś to będzie". Miał pomysł, ale nie wyciągnął konsekwencji. Mógł napisać utwór satyryczny lub farsę, lecz nie obmyślił odpowiedniej konstrukcji. Zaufał losowi, nie pamiętając, że szanse na wygraną łatwo zmarnować przez nieuwagę lub inercję.