Artykuły

Irracjonalna nienawiść wobec uchodźców

A wszystko przez to, że ks. Charamsa mi pozazdrościł. Odwiedziłem ostatnio malownicze miasteczko w Lubuskiem, gdzie mieszka B. ze swoim chłopakiem i swoją mamą. Sytuacja jest dla wszystkich jasna. Masz chłopaku chłopaka, twoja sprawa, daj żyć innym, inni też żyć ci dadzą - felieton Macieja Nowaka w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Wprawdzie B., jego chłopak i jego mama należą do lokalnego establishmentu, a przyzwolenie na obyczajową swobodę jest warunkowane klasowo i pewnie nie obejmowałoby kogoś z niższych sfer społecznych. Ale i tak jest czego zazdrościć, więc rozumiem ks. Charamsę, że też chciałby w takiej sielance uczestniczyć. Jednak, jak mówi słowiańska mądrość, służba nie drużba. Kto robi karierę w instytucji wspierającej od ponad dwóch tysięcy lat tradycyjną prokreację, nie ma co liczyć na podobne względy, jak ten, kto jak ja pracuje dla prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, który jako pierwszy włodarz miasta w Polsce wziął udział w marszu środowisk LGBT. Dlatego rozsądniej byłoby, gdyby rzymski klecha nie zazdrościł, bo on też ma (a przynajmniej miał) swoje frukta, które z kolei dla B., jego chłopaka, jego mamy i dla mnie są niedostępne. I wcale mu ich nie zazdrościmy.

Egzorcyzmujemy demony

Do Warszawy wracałem ulubionym "berlińczykiem", do którego wsiadłem na stacji w Rzepinie. I tam zetknąłem się z problemem na U. (jak we "Wrogu ludu" wg Ibsena, ostatnim spektaklu Jana Klaty w Starym Teatrze w Krakowie, nazywają kwestię uchodźców). Problem na U. miał postać drobnej, śniadej dziewczyny w chimarze, której spódnicy trzymała się kurczowo trójka małych dzieci. Problem na U. rozwiązywany był operacyjnie przez sympatycznego, choć potężnego i groźnie uzbrojonego funkcjonariusza Straży Granicznej, który z widocznym zaangażowaniem konwojował całą rodzinkę do stolicy. Troska państwa polskiego i Unii Europejskiej była wzruszająca. Jako pasażerowie ekspresu Euro Inter City otrzymali poczęstunek w postaci napoju (do wyboru: kawa, herbata, sok lub woda mineralna). Niestety, zajmowali miejsca w II klasie, więc przekąska zarezerwowana dla podróżujących w klasie I im nie przysługiwała. Słodkie prince polo, reprezentacyjny produkt polskiego przemysłu spożywczego, pozostało dla nich w sferze marzeń. Nigdy nie widziałem problemu na U. udającego się w tak wygodny sposób w odwrotnym kierunku, na Zachód. W wyprawach w tamtą stronę używa mniej wytwornych środków transportu.

Był to jeden z nielicznych problemów na U., którego miałem okazję osobiście doświadczyć w ostatnich tygodniach. Co stoi w wyraźnej dysproporcji z zaangażowaniem polemicznym polskich mediów, portali społecznościowych, aktywistów i polityków. W Warszawie z myślą o U. kompulsywnie zbiera się śpiwory, gotuje zupy, wrzuca świńskie głowy do meczetu, organizuje manifestacje na rzecz, przeciw, a nawet - przeciw tym na rzecz i w kontrze do tych na nie. Zrozumieliście? Długo składałem poprzednie zdanie, ale chyba nie jest dostatecznie jasne. Bo też i ja nie mam pełnej jasności, o co tu chodzi. Egzorcyzmujemy demony, które ciągle mają postać demonów, a nie rzeczywistych ludzi. O realnych problemach donoszą polskiej opinii publicznej Ziemowit Szczerek, Robert Rient, Dawid Wildstein, którzy wybrali się na szlak uchodźczy na Bałkany i Bliski Wschód. Ale ich relacje różnią się od histerycznego tonu naszych dyskusji.

Polska wojna kulturowa

Jeśli pamięta się publikowane od lat przez organizacje proemigranckie raporty o nieludzkich, więziennych warunkach panujących w polskich ośrodkach dla uchodźców, czy można mieć złudzenie, że nasz kraj będzie uchodzić za atrakcyjny dla przybyszów ze Wschodu i Południa? A minimalne kwoty udzielanych zezwoleń na pobyt dla imigrantów? Przymykaliśmy na to oczy przez dekady, to nie było tematem szerszej rozmowy. Z dumą ugościliśmy w Warszawie jedyną agencję Unii Europejskiej, którą nam przydzielono, czyli złowrogiej sławy Frontex, zajmujący się granicami Europy. Dlatego mam wrażenie, że panika moralna mojego środowiska jest tak naprawdę równie irracjonalna, jak z drugiej strony nienawiść wobec wyimaginowanych uchodźców. I jest to raczej kolejna (tym razem przedwyborcza) odsłona odwiecznej polskiej wojny kulturowej między światowcami a swojakami, między fraczkiem a kontuszem, między wąsami a peruką. O losie, co za nudy! Znowu felieton na ten sam temat. To ja już wolę Lubuskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji