Artykuły

Leszek Bzdyl: uchodźcy, którzy postanowili, że staną się Polakami

Czterech bohaterów przybyło do Polski z różnych stron świata i szuka tu dla siebie miejsca. Ale nie będzie to publicystyczna, dokumentalna opowieść, ale spektakl taneczny. - W "Intro" wszystko jest fikcją i sceniczną grą znaczeń. Interesuje nas Polska. Polska, która niejako z dnia na dzień powstaje na nowo - mówi Leszek Bzdyl przed premierą nowego spektaklu Teatru Dada Von Bzdülöw w Gdańsku.

Przemysław Gulda: Ze wstępnych planów wynika, że wasz najnowszy spektakl będzie poświęcony w sporej mierze tematyce społeczno-politycznej. To spory zwrot od ostatnich realizacji mających raczej charakter osobisty i emocjonalny. Skąd ten pomysł?

Leszek Bzdyl: Zdaję sobie sprawę, że widz przychodzący na nasze przedstawienia, zwykle zderza się z estetyką ciała, tańcem, ruchem, kompozycją obrazu i na tym poziomie odbioru spektaklu pozostaje. I nie ma w tym nic złego. Ja też w ten sposób najczęściej słucham muzyki, oglądam filmy, staję wobec sztuki wizualnej. Niekiedy rozdrażniony jestem, gdy artysta naznacza swoje dzieło wyraźnym odniesieniem do tego, co dzieje się w przestrzeni społeczno-politycznej. Z drugiej strony lubię, gdy w nieoczywisty sposób, to co czytam, widzę lub słyszę rezonuje z moimi rozedrganymi nerwami i niepokojem mojego zwierzęcia społecznego, czy też zwierzęcia politycznego. Zapewniam jednak, choć wyobrażam sobie, jak trudno w to uwierzyć, że większość naszych dotychczasowych przedstawień powstawała wobec tego, czym nasączała się nasza wspólna codzienność. Naszych własnych emocji było tyle, co skóra wypociła w trakcie tego całego tanecznego machania rękami i nogami. Wiele lat temu zdecydowaliśmy się na podprogowe działanie na widzów. Uwodzimy, a uwiedzionych i nieświadomych atakujemy naszym heretyckim światopoglądem. Można to nazwać podprogową guerrillą. W "Caffe Latte" cytowaliśmy Jean Baudrillarda: "Unaoczniać fałszywą przejrzystość świata, by zasiać w nim terrorystyczny chaos, zarodki i wirusy radykalnego złudzenia, czyli radykalnego odczarowania rzeczywistości." Czy ktoś to słyszał? Chyba nie... Większość podążała za klarnetem Szamburskiego z SzaZy. Ale podkorowy i terorrystyczny atak na mózgi widzów został dokonany. Ten spektakl był radośnie awanturniczym przedsięwzięciem rozbijającym fałszywą jedność świata pod pozorem muzyczno-tanecznej niefrasobliwości. Bywaliśmy jednak w naszych realizacjach znacznie bardziej dosadni. "Intro" jest kontynuacją linii repertuarowej Teatru Dada, gdzie z sarkazmem podszytą powagą konfrontujemy się z władzą, polityką, narodem, ogłupiającą polaryzacją życia społecznego. Mam na myśli takie tytuły, jak: "Strategia", "Barricade of Love", "Opus Pessimum", "Le Sacre".

W jakim sensie i w jaki sposób inspiracją do "Intro" jest rocznica słynnego manifestu grupy Dada, od której zaczerpnęliście nazwę? Które z elementów jej radykalnego programu są dziś waszym zdaniem najbardziej aktualne?

- Historia zatacza koła. Czasami mniejsze, czasami większe. Zbliża się stulecie zaistnienia ruchu Dada. Sto lat temu wszystkich bez mała opanował amok wojenny, nacjonalistyczny i poniekąd również religijny. Jedni byli za, a ci drudzy, co oczywiste, byli przeciw. Jeśli wyniosłem odpowiednią lekcję z moich studiów historycznych, to większość ludzkich indywiduów miała wówczas przekonanie, że ma rację. I w takiej atmosferze pojawiło się Dada. Tzara napisał w jednym z manifestów: "Nie jestem ani za, ani przeciw i nie wyjaśniam tego, gdyż nienawidzę zdrowego rozsądku. Jeśli wszyscy mają rację i jeśli wszystkie pigułki są różowe, spróbujmy raz jeden nie mieć racji". Uwielbiam ten uroczy i programowy brak racji! Ostatnimi laty w Polsce następują narastające wstrząsy sejsmiczne nadmiaru przekonania o własnej racji. Chyba nie ma Polaka, który nie zabrałby głosu w sprawie Polski i nie wyraziłby swego poglądu na krajowe sprawy. Zwykle jednozdaniowo - fejsbookowo, tweeterowo, kibolsko, partyjnie, religijnie. I tak, doszliśmy w Teatrze Dada von Bzdülöw do przekonania, że Polska stała się Nowym Domem Dada. Parafrazując Tzarę wymieniając słowo "dada" na "Polska" możemy powiedzieć: W języku francuskim Polska oznacza "hobby konia". W języku niemieckim Polska oznacza "pożegnanie", w języku angielskim "do zobaczenia kiedyś". W rumuńskim: "Tak, rzeczywiście, masz rację, to jest to, ale oczywiście, tak, zdecydowanie, w prawo".

Czy widzisz szanse, żeby sztuka dawała swoim odbiorcom jakiekolwiek wskazówki, ułatwiające poruszanie się w pogłębiającym się coraz bardziej chaosie świata?

- Broń boże, żeby mnie artyści dokądś prowadzili! Broń boże, żeby ich niespełnione odwiecznie ego pokazywało mi jakiś kierunek. Artyści mają namieszać mi w głowie, czasami mogą wyjąć lustro i zaskoczyć mnie odbiciem mojej zidiociałej twarzy. Ponieważ krążymy wokół powrotu Dada, to wyjmę kolejny cytat z manifestu Tzary: "Wolność: Dada dada dada, krzyk rozdrażnionych barw, przenikanie się sprzeczności i wszelkich przeciwieństw, groteski, niekonsekwencji: Życie". Sztuka, jest stwarzaniem efemerycznego życia. Lub też nazywaniem życia sztuką. Im bardziej to życie/sztuka odmienne jest od tego znanego, rozpoznanego, w standardy wpakowanego, tym lepiej. Sztuka jest od zawsze przeciwniczką Jedności. Z zasady jest pochwałą Wielości. Wspomniany już Baudrillard zauważył, że budując wieżę Babel popełniliśmy zbrodnię nieomal doskonałą. Na szczęście w bieg zdarzeń wmieszał się Bóg i pomieszał języki i zasiał niezgodę między ludźmi. To spowodowało katastrofę sensu i komunikacji, ale wzbogaciło osobliwości językowe i kulturowe. Bóg ukarał ludzi za pychę? A może to był tylko podstęp wszechmocnego?

W waszym nowym spektaklu pojawia się motyw uchodźców. Skąd ten pomysł? Na ile wpłynęło nań to, co dzieje się w tej sprawie w Europie, a zwłaszcza brutalne demonstracje antyimigranckie na polskich ulicach?

- Bohaterami naszego przedstawienia są: Zorana, Nazira, Mordechaj i pewien Czeczen o wielu imionach. Ale czy oni są uchodźcami? Nie, oni postanowili, z rozmaitych powodów, że staną się Polakami... Kiedy zimą dookreślaliśmy neurozę spektaklu "Intro", problem uchodźców był typowym rozczulającym medialnym obrazkiem pokazującym nieszczęśników zgniatanych walcem ISIS lub też uciekających przed krwiożerczą armią al-Asada. Teraz, kiedy "uchodźcy" stali się tematem miesiąca w Polsce, nie mam wątpliwości, że "Intro" czytane będzie, między innymi, poprzez tę wszechpolską paranoję.

Jaką rolę w waszym spektaklu odgrywać będą imigranci? Jakie historie o swoim życiu w Polsce będą opowiadać?

- "Intro" nie będzie teatrem dokumentalnym. Nie ma w nas takiej wiary w człowieka i nie taka poetyka jest nam bliska. W "Intro" wszystko jest fikcją i sceniczną grą znaczeń. Interesuje nas Polska. Polska, która niejako z dnia na dzień powstaje na nowo. W pewnym sensie inspiruje nas jeden z przywódców partyjnych, który doskonale wie, że polskość jest amorficzna, że polskość trzeba zalegalizować, zdefiniować na nowo i nadać jej określony wymiar poprzez politykę historyczną. Wielość zamienić w Jedność. Poprzedzający co nieco dadaistów, Alfred Jarry, określił miejsce przygód swojego Króla Ubu: "w Polsce, czyli nigdzie". Teraz ramy tej Polski są dość stabilne, ona ma swoje miejsce na mapie, ale zawartość jakaś taka nieokreślona, wiotka... Chciałoby się nawet powiedzieć, że śmiertelnie zalękniona. Dlatego też w opowieści o Polsce w spektaklu "Intro" towarzyszyć nam będą kompozycje zespołu Nagrobki, grającego muzykę z gatunku nekropolo. Nagrobki towarzyszą nam z jeszcze jednego powodu: wiemy, że dyskusji o Polsce, czy też dyskusji z Polską po prostu nie przeżyjemy...

Na zdjęciu: próba spektaklu "Intro"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji