Artykuły

Istny festiwal trudnych tematów

XIV Festiwal Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Joanna Pluta w Gazecie Pomorskiej.

Za nami pierwsze spektakle tegorocznego Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Jest na poważnie i na wysokim poziomie. A goście dopisują.

- Festiwal jest zupełnie inny niż jego poprzednie edycje - mówiła nam w sobotni wieczór Katarzyna, która od pięciu lat jest wiernym widzem Prapremier.

- W poprzednich latach było z tym różnie, teraz nareszcie impreza rzeczywiście wygląda jak festiwal. Teatr jest otwarty cały czas, a nie tylko na spektakle. Jest sporo wydarzeń towarzyszących, a dla kogoś takiego jak ja, kto kocha teatr, możliwość obcowania z artystami jest nie do przecenienia. Co przeszkadza, to stan, w jakim jest sam budynek. Fotele na widowni niezbyt wygodne, toaletom też przydałby się remont. Ale ostatecznie to nie jest najważniejsze. W sumie nawet tworzy jakiś klimat - śmiała się.

W piątek po południu widzowie mogli zobaczyć "Wojny, których nie przeżyłam" i "Collective Jumps". Ten pierwszy spektakl w wykonaniu bydgoskiego zespołu bardzo przypadł widzom do gustu. - Na premierze nie mogliśmy być, ale znajomi zachwalali. I się nie mylili - mówili Piotr i Julia, małżeństwo, które, jak samo mówi, w teatrze bywa rzadko. - Spektakl był niesamowity. Szczególnie na uwagę zasługuje geometryczna scenografia, która jednak odegrała w nim dużą rolę. No i gra naszych aktorów. Jesteśmy zachwyceni.

W sobotę i w niedzielę wszyscy festiwalowi goście, jeszcze zanim zaczęły się wieczorne spektakle, mogli cofnąć się w czasie. W centrum festiwalowym na rogu Gdańskiej i Mickiewicza można było oglądać nagrania starych spektakli granych na deskach bydgoskiego teatru. To niesamowita okazja, by je sobie przypomnieć.

Po południu po raz kolejny można było zobaczyć "Wojny, których nie przeżyłam" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. A po nich, na dużej scenie "Aleksandrę Zec" [na zdjęciu] chorwackiego teatru HKD. Jest oparta na faktach. To historia 12-letniej dziewczynki, Aleksandry Zec, która wraz z większą częścią swojej rodziny w 1991 została zabita w Zagrzebiu przez pięciu członków sił rezerwowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Chorwacji, którzy po wszystkim jej ciało zakopali w rowie.

Spektakl jest krótki, scenografia ascetyczna. Mamy przejmujące rozmowy członków rodziny, przerażające sceny rozgrywające się między oprawcami i ofiarami, mamy wreszcie luźną wydawałoby się, ale mocną w przekazie rozmowę Aleksandry, która pyta swoje rówieśniczki, jaka by była, gdyby żyła, co by robiła, gdzie mieszkała, a one pytają, czy sztuka jej poświęcona jej się podoba.

Ten spektakl jest o śmierci, żałobie, braku sprawiedliwości. Ma być hołdem złożonym nie tyle Aleksandrze Zec, co wszystkim ofiarom wszystkich wojen. Ma także wskazywać na to, jak absurdalny był proces jej katów, skoro wyszli na wolność, choć przecież dowody ich winy były niezbite.

"Aleksandra Zec" wpisuje się tym samym w nurty tematyczne, które w tym roku dominują na Festiwalu - czyli nurty wojen i konfliktów.

W niedzielę na scenie mogliśmy oglądać natomiast "Delfina, który mnie kochał" Kolektywu 1a z Poznania z udziałem aktorów bydgoskiej sceny, a później jeszcze "Kwestię techniki" Narodowego Starego Teatru w reżyserii Michała Buszewicza.

Dziś czeka nas kolejna a porcja spektakli. Wieczorem na scenie pojawi się Danuta Stenka w "Koncercie życzeń". Wcześniej, o godz. 15 w centrum festiwalowym będzie można zobaczyć nagranie sztuki "Wszystko w rodzinie" z 1998 roku. Zapraszamy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji