Artykuły

Nagie sceny

Nagość w sztuce obecna jest od chwili, gdy człowiek po raz pierwszy dokonał aktu kreacji. Dlaczego więc w XXI wieku wciąż jeszcze rozbudza emocje? Polaków cechuje brak rozeznania czy bigoteria? - refleksje Michał Lenarcińskiego z Dziennika Łódzkiego.

Ostatnio wrzawę wywołał "Wozzeck", najnowsza premiera Opery Narodowej. Ostatecznie artysta, mający wystąpić nago w scenie wizyty u lekarza, pojawił się w majtkach. Tym samym reżyser Krzysztof Warlikowski osłabił nieco wymowę tej sceny, która w założeniu (rzecz jasna nieco upraszczając) miała symbolizować poniżenie, jakie spotyka bohatera, sprzedającego swoją osobowość dla niegodnych eksperymentów. Bigoci rzucili się jak harpie na przedstawienie, powiewając sztandarem dziecięcej niewinności, która miała być wystawiona na próbę kontaktu z rzekomo niemoralną nagością męską. Kiedy okazało się, że biorące udział w spektaklu dzieci nie mają szans na zobaczenie pana ani z tyłu, ani z przodu, atak (jeszcze przed premierą!) przypuszczono na cały spektakl, który okazał się jednym z najpiękniejszych, najbardziej humanistycznych i najlepszych przedstawień ostatnich kilku lat. W Łodzi, jak się zdaje, nagość nie stanowiła nigdy problemu. Ale też nigdy nie było tak, jak w "Oczyszczonych" Sary Kane w warszawskim Teatrze Rozmaitości, żeby dwóch mężczyzn, w pełnych światłach, zasiadło w fotelach na proscenium zupełnie nago. Od premiery "Oczyszczonych" (zresztą również w reżyserii Warlikowskiego) minęły trzy lata i jakoś na scenie przy ul. Marszałkowskiej trzęsienia ziemi nie było... Ostatnio spektakl pełen gołych scen pokazywał podczas Festiwalu Dialogu Czterech Kultur rezydujący w Berlinie rosyjski Teatr Derevo. "La Divina Commedia" [na zdjęciu] - swobodna interpretacja "Boskiej komedii" Dantego - roiła się od nagości płci obu. Krytycy chwalili, publiczność zachwycała się poetycką, a przy tym niezwykle dynamiczną wypowiedzią twórcy spektaklu Antona Adasińskiego. Protestów nie było i świat trwa.

Obnażone ciała na łódzkiej scenie możemy oglądać w Teatrze Muzycznym. W "Człowieku z La Manchy" jest scena, w której niemal zupełnie nagi mężczyzna prowadzi białego konia, na którym siedzi naga kobieta. Taką alegorię piękna, harmonii i wolności stworzył reżyser przedstawienia Waldemar Zawodziński. Obraz jest szalenie subtelny, protestów nie było i nie ma. Podobnie spokojnie odbierana jest nagość Pięknej Heleny w "Tragicznej historii doktora Fausta" Marlowe'a w Teatrze im. Jaracza (również w reżyserii Zawodzińskiego).

Mniej więcej 10 lat temu goła kobieta pojawiała się w operze. Reżyserował Gray Veredon, a nagość występowała w II akcie "Balu maskowego". Szamanka Ulryka odczyniała uroki nad nagą opętaną. Protestów nie było.

Sięgając dalej, trudno nie przypomnieć głośnej polskiej prapremiery (z udziałem autora) "Cyngi" Jose Vargasa Llosy. Bohdan Hussakowski rozebrał piękną Joannę Jankowską, grającą tytułową bohaterkę. Jankowska bynajmniej nie "mignęła" gołym ciałem, lecz grała obnażona dobrych kilka minut.

Mniej więcej w tym samym czasie na Łódzkich Spotkaniach Baletowych wystąpiła słynna kanadyjska grupa baletowa Elisa Monthe Dance Company. Jedna z prezentowanych choreografii pokazała tancerki obnażone do połowy. Publiczność była zachwycona nie tylko ciałem tancerek, ale również ciekawymi układami.

Jeszcze wcześniej - w 1975 roku - z nagim biustem triumfowała w finale "Operetki" Gombrowicza Albertynka - Janina Borońska. Kazimierz Dejmek, reżyser polskiej prapremiery dzieła, manifestując niezgodę na ówczesny ustrój (chodziło m.in. o cenzurę) nie posłuchał Gombrowicza i dowodząc, że w Polsce wolności nie ma, pozostawił na Albertynce majtki. Rozebrana do połowy "cud dziewczynka" protestowała przeciwko "połowie" swobody.

Pięć lat później Maciej Prus, realizujący dramat Gombrowicza w warszawskim Teatrze Dramatycznym, rozebrał Albertynkę: pół ostatniego aktu przechadzała się po scenie zupełnie naga. I był to symbol wolności i nadzieja, gdy mówiła: "Nagości, wiecznie młoda, witaj, młodości wiecznie naga..."

Ciało to kostium

W ostatnich latach nie zdarzało się słyszeć głosów przeciwko goliźnie. Nawet wystawa mogących szokować fotografii Erwina Olafa ("Viritatis Splendor" prezentowała m. in. nagie męskie ciała w dość jednoznacznych sytuacjach) w łódzkim Muzeum Sztuki nie wzbudziła niezdrowych sensacji. Ale też przyznać trzeba, że rodzimi twórcy jakoś starannie omijają ten środek wyrazu - czy też kostium, jak chcą niektórzy -jakim jest ludzkie ciało.

A wypada zauważyć, że zdarzają się sytuacje, w których pozostawienie aktorów w ubraniach lub majtkach bywa groteskowo śmieszne. Rozbawiła mnie na przykład pierwsza wspólna noc Romea i Julii, którą Waldemar Zawodziński w swoim przedstawieniu odważnie zainscenizował nie gdzie indziej, jak w łóżku. I po zapewnieniach, że "słowik to, a nie skowronek się zrywa", Romeo wychodzi spod kołdry w majtkach. Julia oczywiście ma na sobie stosowną koszulkę. Zatrzymanie w pół drogi odarło scenę z intymnej atmosfery namiętności, a aktorów i tak nie uchroniło przed skrępowaniem: bo niby nadzy, a przecież ubrani.

Jednak i u nas nie obyło się bez kompromitujących wypowiedzi w związku z przedstawieniem Teatru Suka Off "Clone Factory" (pokazanego podczas Łódzkich Spotkań Teatralnych). Tomasz Bieszczad, szef Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych, wygłosił herezję na temat pornografii w tym przedstawieniu (naturalnie nie widząc go wcześniej), tym samym uzasadniając odmowę udzielenia spektaklowi gościny. Ostatecznie przedstawienie pokazano, skandalu obyczajowego nie było (bo osobną kwestią jest estetyka), a Bieszczad, który obejrzał "Clone Factory", przyznał, że pornografii się nie dopatrzył. W kontekście funkcji dyrektora instytucji artystycznej niesmak jednak pozostał.

Przód i tył

Jak wszystko na świecie, również nagość na scenie ma dwie strony (i nie jest to bynajmniej przód i tył), a mianowicie sens i bezsens. Gołe ciało nie jest oczywiście niczym zdrożnym, jednak kryterium do jego oceny nie spoczywa wyłącznie w warstwie estetycznej, lecz, że tak powiem, w ekonomii nagości używania. Ponieważ nagość nieustannie pozostaje silnym środkiem emocjonalnym, odwoływać się do niej bez przyczyny chyba nie wypada (pomijając rzecz jasna prowokację, rządzącą się indywidualnymi prawami).

Konflikt postaw reprezentowanych przez dwa punkty widzenia (śmiało, bez barier, kontra abominacja, wstyd) jest sporem o sprawy drugorzędne. "Ubrani" prześladują "nagich" z obawy, że ich widok może prowokować do zdrożnych myśli lub czynów. Z drugiej strony czasami odnoszę wrażenie, że wybuchy oburzenia chcą nie tyle zwrócić uwagę na goliznę, co są sposobem świętoszków na skupienie uwagi na sobie. Podobnie zresztą, niestety, zdarza się i u samych artystów, którzy chowają się za nagością wówczas, gdy nie mają zbyt wiele do powiedzenia. I obnażone ciało aktora ma ten fakt przysłonić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji