Artykuły

Marek Weiss: będę kandydował na następną kadencję

- Nasze ostatnie premiery i ranga tego teatru nie tylko w kraju dają mi nadzieję na sens kontynuowania mojej pracy. Dlatego, jeśli zostanie ogłoszony konkurs na dyrektora, przystąpię do niego na takich samych warunkach, jak inni kandydaci. Myślę, że to uczciwe postawienie sprawy - mówi Marek Weiss, rozpoczynający swój ostatni sezon w Operze Bałtyckiej w Gdańsku.

"Czarna Maska" Pendereckiego, "Pokój złudzeń" - opowieść o Stanisławie Przybyszewskiej "Straszny dwór", klasyczna opera Moniuszki - o rozpoczynającym się właśnie sezonie artystycznym w Operze Bałtyckiej opowiada dyrektor tej instytucji Marek Weiss.

Przemysław Gulda: Czas na nowy sezon. Czego można się spodziewać po Operze Bałtyckiej i Bałtyckim Teatrze Tańca w najbliższych miesiącach?

Marek Weiss: Rozpoczynamy nowy sezon dwiema znaczącymi polskimi premierami. Pierwsza we współpracy z fundacją "Tutti" to "Eros i Psyche" - tajemnicze, niedoceniane dzieło Ludomira Różyckiego, które kilka razy planowałem zrealizować na różnych scenach, ale nigdy nie miałem szczęścia doprowadzić sprawy do końca. Ucieszyłem się, kiedy wychowani na naszej scenie Rafał Kłoczko i Natalia Kozłowska zaproponowali mi przygotowanie tego dzieła dla Opery Bałtyckiej. Tym bardziej, że następna premiera, zaplanowana wcześniej, to druga odsłona cyklu Opera Gedanensis, czyli "Olimpia z Gdańska" - kompozycja Zygmunta Krauzego z librettem Krystyny i Blaise De Obaldia. Jest to historia Stanisławy Przybyszewskiej, jednej z największych artystek pióra w naszej historii, która zmarła w Gdańsku w skrajnej nędzy i została pochowana w zbiorowym grobie. Idąc konsekwentnie polskim tropem zdecydowaliśmy się w grudniu na premierę oczekiwanego od dawna "Strasznego dworu", a w marcu zaprosimy widzów na "Czarną Maskę" Krzysztofa Pendereckiego. W ten sposób uczcimy w Bałtyckiej wspaniałą rocznicę 250 lat istnienia teatru w naszej Ojczyźnie. Bałtycki Teatr Tańca pokaże "Fedrę" według Racine'a z muzyka Gustawa Mahlera. Ten spektakl Izadory Weiss był zaplanowany jako pierwsza część wieczoru szekspirowskiej "Burzy". Zachwyt, jaki wzbudziła ta realizacja w oczach znawców spowodowała wielkie zainteresowanie "Fedrą" i właśnie ten tytuł zaraz po premierze został zaproszony do Londynu. Drugą premierą Bałtyckiego Teatru Tańca będzie spektakl, którego robocza nazwa brzmi "Darkness". Myślę, że to będzie sensacja na miarę rangi tego zespołu i jego rosnącej sławy.

Wokół jakiej tematyki będą się koncentrować najnowsze działania kierowanej przez pana instytucji? Czy można znaleźć z nich jakiś wspólny mianownik ideowy?

- Moja idea prowadzenia teatru nie zmienia się od lat. Spektakle muzyczne mają szanse dotarcia do głębokich emocji widowni. Opera dysponuje największą ilością cudownych narzędzi, żeby osiągnąć wzruszenie i doprowadzić najwrażliwszych widzów do oczyszczającego katharsis. Warunkiem niepodważalnym jest to, że narzędzia muszą być najwyższej jakości. Każde pójście na łatwiznę, schlebianie tandetnym gustom, czy zabieganie o popularność są tej jakości mogiłą. Każdy fałsz, czy to muzyczny, czy wizualny, rujnują napięcie publiczności i ośmieszają patos "sztuki wysokiej". Jakość to oczywiście talenty i pracowitość artystów, ale również pieniądze, za które utrzymujemy nasze instytucje.

Pana kadencja kończy się wraz z końcem nadchodzącego sezonu. Swego czasu deklarował Pan, że nie zamierza kandydować na następną. Czy podtrzymuje pan tę deklarację?

- Nie podtrzymuję. Ta deklaracja wygłaszana była w ciężkich dla Opery Bałtyckiej i jeszcze cięższych dla mnie chwilach. Nasze ostatnie premiery i ranga tego teatru nie tylko w kraju dają mi nadzieję na sens kontynuowania mojej pracy. Dlatego, jeśli zostanie ogłoszony konkurs na dyrektora, przystąpię do niego na takich samych warunkach, jak inni kandydaci. Myślę, że to uczciwe postawienie sprawy.

W ostatnim czasie niektóre z lokalnych mediów zdają się być panu coraz mniej przychylne. Czy to panu jakoś przeszkadza w pracy? Czy to ma jakiś wpływ na pańską decyzję o nie ubieganiu się powtórnie o zajmowane dziś stanowisko?

- Mam nadzieję, że nie mówi Pan o "Gazecie Wyborczej", której obiektywizm i poważne traktowanie naszej pracy jest bezcenne. Jeśli chodzi o inne media, to jest w Trójmieście kilku dziennikarzy nastawionych wrogo, ale wobec mojej radykalnej opcji artystycznej to naturalne. Nie da się zadowolić wszystkich. Wiem to od trzydziestu lat pracy w teatrze. Nie widzę jakiejś przygnębiającej zmiany w tej dziedzinie. Jeśli chodzi o portal, na którym grasują wciąż ci sami hejterzy, to staram się tym nie przejmować, a już z pewnością nie mogę się ich głosami kierować w podejmowaniu zawodowych decyzji.

Czy w najbliższym czasie spodziewać się można jakichś działań w kwestii nowej siedziby opery? W nieformalnych rozmowach często można było usłyszeć, że - w uproszczeniu - albo opera albo muzeum sztuki współczesnej, na obie inwestycje jednocześnie miasta po prostu nie stać. Czy to, że w sprawie muzeum właśnie podpisany został list intencyjny, oznacza, że kwestia nowej siedziby opery się oddala?

- Gdańsk jest dzisiaj w Polsce muzealniczą potęgą. Jeśli doliczymy do tego imponujące skanseny wokół niego, to wydaje mi się, że kiedy czuję, że operze nowy gmach jest bardziej potrzebny, to nie popełniam grzechu. Jednak trzeba pamiętać, że budowa nowego "Centrum Muzyki", gdzie opera miałaby swoje istotne miejsce, jest ogromnym wyzwaniem finansowym. A przecież lista potrzeb regionu jest długa. Taka decyzja wymaga więc poważnej debaty publicznej. Społeczny Komitet budowy nowej opery wykonał istotną pracę w zainicjowaniu tej debaty. Nie muszę powtarzać, że w moim przekonaniu Trójmiasto zasługuje na wspaniały gmach mogący się stać wizytówką regionu i wielką atrakcją dla jego mieszkańców. Taka wizytówka powstała w Szczecinie, Katowicach i ostatnio we Wrocławiu. Wszędzie tam wola mieszkańców i determinacja władz dały wspaniałe efekty. U nas takimi wspaniałym efektem jest Europejskie Centrum Solidarności i Teatr Szekspirowski, a przecież nie tak dawno również Ołowianka. Może teraz czas na Operę Bałtycką.

Jeśli nie będzie w najbliższym czasie szans na budowę nowego gmachu, czy planowane są jakieś inwestycje w starym? Co jest najpilniejszego do zrobienia? Czy uda się to zrobić w najbliższym czasie?

- Remontujemy stary gmach co roku. Ale te zabiegi tylko nieznacznie opóźniają nieuchronny kres jego wytrzymałości. Należy również pamiętać, że ta niewielka scena i jeszcze mniejsza widownia, to w dzisiejszym rozumieniu nie jest opera. To piękna i zacna opera kameralna z najniższym w Polsce budżetem na działalność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji