Artykuły

Dywan do podziału

Niepewna jutra Opera Wrocław­ska próbuje mimo wszystko realizo­wać swe ambicje artystyczne. Jesie­nią ub. r. zamknięto widownię, gdyż spadające z sufitu metalowe śruby podtrzymujące plafon zagrażały ży­ciu widzów. Cały zabytkowy budy­nek znajduje się zresztą w tak złym stanie, że wymaga kapitalnego re­montu. Wojewoda wrocławski ma w najbliższym czasie podjąć decyzję, czy zamknie teatr definitywnie na kilka lat zyskując czas na zgromadze­nie niezbędnych finansów, czy da pieniądze jedynie na odrestaurowa­nie plafonu, czy też remont będzie przeprowadzany etapami.

Zespół pod nową dyrekcją Ewy Michnik stara się pracować normal­nie, choć trwa tu czas wygasania an­tagonizmów po wielomiesięcznym strajku, a warunki do pracy stały się jeszcze trudniejsze niż w minionych sezonach. A jednak w stosunku do pierwszej po prawie roku premiery nie trzeba stosować taryfy ulgowej. "Impresario w opałach" jest spekta­klem przygotowanym profesjonalnie pod każdym względem, a realizato­rzy postarali się nawet, by wrocław­ska teatralna bieda stała się zaletą, nie wadą, przedstawienia.

XVIII-wieczna opera komiczna Domenico Cimarosy rozgrywa się w... operze. Pomysł "teatru w te­atrze" został we Wrocławiu wykorzystany bardzo konsekwentnie. Wi­dzowie wraz z muzykami i solistami znajdują się na scenie, stając się w ten sposób świadkami zakuliso­wych intryg, na których opiera się akcja. Pomysłowa scenografia Mał­gorzaty Słoniowskiej nie służy wzmacnianiu teatralnej iluzji, przed­mioty są po prostu rekwizytami, a zza krajobrazu namalowanego na płótnie w tyle sceny prześwituje co i rusz bałagan zaplecza. To wszystko potrafił wykorzystać Igor Przegrodzki, dzięki któremu przedstawienie toczy się wartko, jest żywe i bezpre­tensjonalne. Reżyser skupił się na pracy aktorskiej ze śpiewakami, do­kładnie określając charaktery odtwa­rzanych przez nich postaci oraz wy­myślając wiele zabawnych sytuacji i dzięki temu odniósł sukces.

Atrakcyjna jest także muzyczna strona spektaklu. Precyzyjnie grają muzycy kierowani zza klawesynu przez Tadeusza Zatheya. Wyrówna­ny jest zestaw solistów ładnie śpie­wających w ansamblach kończących oba akty. Ponadto każdy z solistów dobrze sobie radzi w trudnych tech­nicznie ariach. Jolanta Żmurko jako słynna primadonna Fior di Spina, zaangażowana do podratowania podupadającego teatru, efektownie popisuje się koloraturą, atrakcyjnie brzmią glosy Ewy Czermak i Elżbiety Kaczmarzyk. Zabawne postaci tworzą Andrzej Kalinin jako liryczny ko­chanek, a zwłaszcza Maciej Krzysztyniak jako przeżywający męki twór­cze librecista oraz Radosław Żukow­ski w roli tytułowego impresaria.

Mimo konwencjonalnego gorsetu charakterystycznego dla XVIII-wiecznych oper ta opowieść o te­atrze, w którym nie ma pieniędzy dla aktorów, brzmi w naszych wa­runkach wyjątkowo aktualnie. Trze­ba oczywiście mieć nadzieję, że we Wrocławiu członkowie zespołu nie będą musieli tak jak w finale spekta­klu dzielić się dywanem i resztkami mebli, bo tyle tylko zostaje z teatru, który zbankrutował. Opera Wro­cławska ma zapewnione pieniądze na ten rok (ponad 5 mln zł dotacji), ale to nie za wiele w obliczu remon­tu. Przede wszystkim zaś dyrektor Ewa Michnik szuka we Wrocławiu miejsc, gdzie mogłyby się odbywać inne spektakle czy koncerty. Bo wbrew pozorom teatr, który nie ma gdzie grać, znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji od tego, któremu brakuje pieniędzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji