Artykuły

"Rewizor" i nasiadówki

Mikołaj Gogol: "Rewizor". Przekład: Julian Tuwim. Reżyseria i scenografia: Józef Szajna. Premiera w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie.

Z wielkim zainteresowaniem oczekiwałem premiery "Rewizora" w Nowej Hucie. Miał to być przecież spektakl programowy, wytyczający dalszy kierunek rozwoju tej sceny. Przedstawiał się nim nowy dyrektor Teatru Ludowego, wybitny scenograf Józef Szajna, w podwójnej tym razem funkcji: jako dekorator i reżyser w jednej osobie. Dzieje teatru znają piękne przykłady sukcesów wielkich pisarzy, którzy podejmowali się kierownictwa swej sceny, sami reżyserowali swoje i cudze sztuki. Niekiedy stawali także na czele teatrów scenografowie. Silna indywidualność twórcza może narzucić swój styl, swoje widzenie świata, swoje pojmowanie sztuki całemu zespołowi. Tego pragnie Józef Szajna i dlatego pewno nie poprzestaje na scenografii, pragnie także reżyserować, być alfą i omegą całego przedstawienia, wypowiedzieć się najpełniej w swoim teatrze.

Przedstawienie "Rewizora" miało być manifestem artystycznym nowej dyrekcji. W programie pisze Szajna: "Chcę traktować Gogola tak jak np. Majakowskiego, a kształt sceniczny uzyskać wychodząc od spraw ku poetyce, a nie na odwrót. Dla wydobycia pełnego obrazu tych spraw realizacja nasza przebiega kilkoma "kanałami" równocześnie i widziana jest jak gdyby z różnych na raz perspektyw. Wspólnym ich mianownikiem jest nasze spojrzenie na etykę współżycia społecznego". Brzmi to wszystko dość mętnie. Ale nie słowa są w teatrze najważniejsze, lecz czyny. Spróbujmy więc skonfrontować te programowe wywody z tym, co dzieje się na scenie.

Dzieje się tam bardzo niedobrze. Z "Rewizora" prawie nic nie zostało. Genialna satyra Gogola, jego zjadliwy śmiech, gryząca ironia, pozbawione zostały oparcia i zawisły w próżni. Siłą "Rewizora" jest jego konkretność. Sztuka uderza w (określone zjawiska, określonych ludzi, określone czyny. Rozgrywa się w określonym świecie, na określonym tle. Tego wszystkiego nie ma w Nowej Hucie. Nie żeby Szajna usiłował aktualizować "Rewizora" i czynić z niego Majakowskiego, przenosząc akcję komedii w nasze czasy. Nic podobnego. Po prostu reżyser i scenograf wyabstrahował dzieło Gogola z jakiejkolwiek konkretności obyczajowej, społecznej, psychologicznej. Pozostały na scenie dziwne postaci, prawie kukły, na tle abstrakcyjnych kompozycji plastycznych, chwilami nawet bardzo pięknych. Pozostał popis malarza, który nie potrafi przetłumaczyć swych wizji na powszechnie zrozumiały język sceny.

Kiedy kurtyna idzie w górę, zwisają jakieś dziwne sienniki przedziurawione pośrodku. Aktorzy wchodzą w nie i z nich wychodzą, nie wiadomo po co i dlaczego. Wjeżdżają na scenę duże blaszane nasiadówki, w których siedzą bohaterowie "Rewizora", jak w fotelach. Horodniczy lata z gołym pępkiem, a jego córka nosi kostium złożony z dziesiątek pończoch pozawieszanych wokół jej ciała. Dlaczego? Żeby było trudniej zgadnąć. Nie jestem przeciwnikiem oryginalnych pomysłów scenografa, śmiałych rozwiązań plastycznych itp. Ale sądzę, że każdy pomysł plastyczny musi mieć w spektaklu swoją funkcję, musi być podporządkowany celowi nadrzędnemu i najważniejszemu: czytelności dzieła, lepszemu wyrażeniu myśli autora, precyzyjniejszemu przekazaniu jej widzom. Jeśli dzieje się inaczej, powstaje barok nowoczesności, teatr traci sens, publiczność niczego nie rozumie, a wysiłki najwybitniejszych nawet twórców idą na marne.

Jest w nowohuckim przedstawieniu "Rewizora" kompozycja malarska z kozą, jak z obrazów Chagalla, bardzo piękna i urzekająca. Jest kilka innych ładnych zestawów barw i kształtów. Ale cały spektakl jest martwy, statyczny, a co najważniejsze: nie ma w nim Gogola. I nie pomagają nawet wysiłki tak dobrych aktorów, jak Franciszek Pieczka (Horodniczy), Bronisława Gerson-Dobrowolska (jego żona) i Anna Lutosławska (jego córka). Muszą oni walczyć, podobnie jak cała reszta zespołu, z pomylonymi kostiumami, w jakie ubrał ich scenograf, i niemożliwymi, bezsensownymi sytuacjami, w jakich umieścił ich reżyser.

W programie "Rewizora" czytamy: "Teatr Ludowy chce być teatrem zgodnym ze swoim czasem, tak w sensie ideowym, jak artystycznym. Chce być teatrem współczesnym z powszedniej swojej praktyki". Niestety, nie jest takim teatrem w przedstawieniu genialnej komedii Gogola. Ani w sensie ideowym, ani i artystycznym. Publiczność siedzi na widowni, jak zamurowana, niewiele z tego wszystkiego rozumie, nawet się nie śmieje. Teatr współczesny jest teatrem myślącym. Spektakl "Rewizora" uczy bezmyślności, gdyż po kilku chwilach widz, zmęczony niezrozumiałością koncepcji wizualnych Szajny, przestaje się zastanawiać nad sensem sztuki, odbierając najwyżej wrażenia wzrokowe.

Trudno przewidzieć, jaka będzie dalsza droga Teatru Ludowego pod nową dyrekcją. Jedno jest pewne: droga zapoczątkowana spektaklem "Rewizora" prowadzi w ślepy zaułek abstrakcji, z którego nie ma wyjścia. Trzeba z niej czym prędzej zawrócić. Plany repertuarowe Teatru Ludowego zapowiadają się ciekawie. Jest w projekcie wystawienie "Śmierci na gruszy" Wandurskiego, sztuk Brandysa i Grochowiaka, dzieł klasyków i współczesnych pisarzy radzieckich. Byleby tylko realizacja nie odebrała im walorów. Byleby eksperymenty artystyczne służyły lepszemu wydobyciu treści i ułatwiały jej zrozumienie widzom, a nie niweczyły sensu dzieła, jak stało się niestety w wypadku "Rewizora".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji