Artykuły

Litość i trwoga. MAJSTEREK W TEATRZE

W telewizji trwa od pewnego czasu ogólnopolski festiwal teatralny. Jest to, praktycznie biorąc, przeważnie festiwal sztuk Broszkiewicza i zdumiona publiczność dowiaduje się w ten sposób, ile zupełnie nieznanych sztuk będzie miał kiedyś w swoim dorobku ten utalentowany autor. Obok Broszkiewicza jednak mamy okazję podziwiać w ramach telewizyjnego festiwalu również i kilku innych autorów, a nade wszystko sporo zupełnie nieznanych teatrów. Przed każdym widowiskiem specjalny komentator wprowadza nas w arkana mającej nastąpić sztuki, po każdym widowisku pani Edyta Wojtczak stawia niedyskretne pytanie, jak się nam to podobało, domagając się odpowiedzi na piśmie. Ten ostatni warunek jest o tyle zrozumiały, że odpowiedzi udzielane ustnie mogłyby obrazić powszechne poczucie przyzwoitości.

Trudno natomiast opisać, co dzieje się w trakcie trwania widowisk festiwalowych, tak więc poprzestanę tylko na jednym z tych przedstawień, w czasie którego rozmaici znajomi dzwonili do mnie bez przerwy, jak do straży pożarnej, z czego z dumą wywnioskowałem o pewnej popularności "Szpilek" wśród ludzi inteligentnych.

Działo się to, oczywiście, w czasie przedstawienia "Rewizora" w inscenizacji, reżyserii i - jak się wydaje - z tekstem pana Józefa Szajny z Teatru Ludowego z Nowej Huty.

Pan Szajna zaprezentował się wielomilionowej publiczności telewizyjnej jako człowiek wszechstronnie utalentowany. Talent, posiadany w miarę, nie szkodzi nawet w największych ilościach, jednakże gdy się go przedawkuje działa zabójczo. Wystawiając "Rewizora" Szajna zdradził objawy nieuleczalnego zatrucia talentem. Od wielu lat oglądaliśmy na scenach jego dekoracje, których nowość polegała na tym, że przeważnie były takie same lub podobne, to znaczy zawsze coś bardzo brudnego i podartego zwisało nad sceną i szmaty te, w zależności od tekstu sztuki, raz wyobrażały pramroki słowiańszczyzny, raz rozkład sanacyjnej władzy, kiedy indziej znów niebo na Capri. Publiczność pogodziła się z tym niewinnym hobby artysty, zdając sobie sprawę jak trudno jest o własny styl w sytuacji, kiedy wszystko już zostało wynalezione.

Przedstawienie "Rewizora" jednak wskazuje, że sprawa się pogłębia. Wprawdzie szmaty zostały zastąpione przez deski, natomiast brudy i śmiecie dotarły już obecnie do podłogi sceny, na której przez cały czas trwania spektaklu walają się jakieś papiery, odpadki i farfocle, symbolizując, oczywiście, brud moralny czasów carskich. Zaśmiecenie sceny jednakże nie zaspokoiło widocznie żarłocznego talentu pana Szajny, który tym razem sięgnął po reżyserię, traktując ją w duchu eksperymentalnym.

Jestem wielkim zwolennikiem eksperymentów, wydaje mi się jednak, że da się tu rozróżnić co najmniej dwie kategorie działalności eksperymentalnej. Istnieją więc eksperymenty, mające na celu wynalezienie czegoś, czego jeszcze nie było albo też popsucie czegoś, co już istnieje i zupełnie nieźle funkcjonuje. Wydaje się, że warto eksperymentować nad wynalezieniem pojazdu szybszego od światła, natomiast nie rokuję wielkiej przyszłości eksperymentom, zmierzającym do wypróbowania możliwości poruszania się samochodu bez kół. Nie dlatego, oczywiście, by ta druga kategoria dociekań nie mogła nasunąć wielu arcyciekawych spostrzeżeń, tylko dlatego, że, jak dotychczas. Samochód na kołach zupełnie przyzwoicie odpowiada swemu przeznaczeniu. Odnosi się to również w całej rozciągłości do gogolowskiego "Rewizora", jednej z najświetniejszych w końcu sztuk w repertuarze światowym. "Rewizor" należy do tych utworów scenicznych, w których wszystko jest napisane a więc zarówno kiedy rzecz się dzieje, jak i po co się dzieje i kto w niej bierze udział. Niestety, właśnie takie utwory - podobnie jak precyzyjne zegarki, pudełka samogrające oraz wszelkie inne dobrze działające mechanizmy - powodują najczęściej niezdrową ciekawość i chęć majsterkowania wśród domorosłych eksperymentatorów. Efektem takich poczynań jest przeważnie popsucie mechanizmu, rozłożenie go na części składowe, które następnie odnosi się do mechanika.

Pan Szajna bardzo dokładnie rozebrał "Rewizora", rozebrał go do tego stopnia, że na scenie, jak się rzekło, pozostały jedynie śmiecie i deski, a Horodniczemu widać było pępek, zamiast jednak ze wstydem odnieść te żałosne szczątki do naprawy, odniósł je do teatru, a następnie do telewizji. Jest w tym, trzeba przyznać, pewna bezczelność. W końcu nie trzeba zapominać, że jesteśmy ludźmi zajętymi i nie do nas należy składanie tego, co pan Szajna, pod przemożnym ciśnieniem swego talentu, zdecydował się popsuć.

Zresztą inscenizator nowohuckiego "Rewizora" sam poczuł się chyba pod koniec lekko zawstydzony i w ostatniej scenie swego widowiska wprowadził wśród ogłuszających ryków gigantofonu - jakiegoś małego chłopca, starając się widać na niego zwalić winę za całe nieporozumienie. Jeśli jednak dzieci tak bezkarnie majstrują w teatrze, jest to również winą dyrekcji i proszę się tak głupio nie tłumaczyć.

PS. Uważam również, że w teatrze nowohuckim należy stanowczo naprawić maszynerię. Zgrzyty, chrzęsty i łomoty, dochodzące zza sceny, przeszkadzają słuchać tekstu Gogola. Tak jak przeszkodziły one panu Szajnie skupić się nad reżyserią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji