Artykuły

Polsko-ukraińskie sprawy w teatrze. Czy nasze kobiety są świetne w sprzątaniu waszych domów?

"CBAPKA (swarka)" w reż. Katarzyny Szyngiery w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

W Teatrze Polskim w Bydgoszczy Katarzyna Szyngiera wystawiła spektakl "Cbapka/Swarka". Jego podstawą są opowieści uczestników rzezi wołyńskiej. Emocje wokół spektaklu to oczywistość. Zaskoczenie? Groza rozładowywana jest tu chwilami makabrycznym humorem.

Reżyserka Katarzyna Szyngiera i związany z "Dużym Formatem" reporter Mirosław Wlekły pojechali na tereny, gdzie ponad 70 lat temu miała miejsce rzeź wołyńska. Rozmawiali z uczestnikami tamtych wydarzeń. "Cbapka/Swarka" (premiera 5 września), zawierająca elementy filmu dokumentalnego, to odważna i nieoczywista wypowiedź, która nie da prostej satysfakcji żadnej ze stron wojny o polską pamięć zbiorową.

Zaczyna się od gry znanej z "Bękartów wojny" Tarantino. Zadając pytania i słysząc odpowiedzi "tak" lub "nie", trzeba odgadnąć postać z karteczki przyczepionej na własnym czole.

Do widzów wychodzi Grzegorz Artman, z długą brodą i płonącymi oczami. Za jego plecami wyświetlony jest napis "Ukrainiec". Najpierw typowe, ogólne pytania, np.: "Czy jestem Słowianinem?". Później mniej poprawne, w rodzaju: "Czy jestem dziki?", "Czy jesteśmy nacjonalistami?", "Czy nasze kobiety są świetne i tanie w sprzątaniu waszych domów?", "Czy powinniśmy za coś was przeprosić?". Bydgoska publiczność z rosnącą śmiałością powtarza: "Tak!".

Pojawiają się obrazy i słowa z Wołynia. Słyszymy Ukraińca, któremu UPA zamordowała babcię, bo babcia nie chciała oddać świni. I zaraz opowieść kobiety, która do UPA należała. Jest relacja o mieszanych wioskach, w których wszyscy mieszkańcy przed polskimi partyzantami podawali się za Polaków, a przed ukraińskimi - za Ukraińców, by ocaleć. O polskich żołnierzach grzebiących żywcem ukraińską kobietę i o palonych przez Ukraińców polskich domach. Jednocześnie mowa o brutalnej akcji polonizacyjnej w II RP i burzeniu cerkwi. Po premierze wyświetliła się plansza z szacowaną przez historyków liczbą ofiar po obu stronach, zapewne po to, by uniknąć zarzutów o fałszywą "symetrię".

Dawno na widowni teatru nie czułem takiego napięcia. "Swarka" to może najmocniejszy głos o polsko-ukraińskim konflikcie od czasu prozy Odojewskiego. Autor "Zasypie wszystko, zawieje", opisując makabrę, pokazywał skomplikowaną panoramę kresowych konfliktów, ale unikał prostych wyjaśnień i mityzacji. Szyngiera podobnie: mówi o zwyczajnych ludziach, którzy urządzili sobie piekło.

Temat budzi emocje i będą one rosły: zbliża się premiera "wołyńskiego" filmu Wojciecha Smarzowskiego, a nasz wschodni sąsiad wciąż ma poważne problemy. Oficjalnym deklaracjom poparcia Polski dla Ukrainy towarzyszy obecność Ukraińców w czołówkach rankingów najbardziej nielubianych przez Polaków narodowości. Na pretensjach i uprzedzeniach medialne kariery robią nawet niektórzy duchowni. Nie ma dziś w Polsce na szczęście głosów żądających "oddania Lwowa". Ale jest popularne, choć niewypowiadane głośno, przekonanie o cywilizacyjnej "gorszości" Ukraińców.

Zastrzeżenia budzi ukraińska polityka historyczna; mówi się, że poświęcamy pamięć ofiar w imię dyplomacji, że nasze państwo nie oczekuje od Ukraińców gestów pojednania. Pokazana w spektaklu tablica pamiątkowa w języku polskim mówi o Polakach "pomordowanych" w Ihrowicy, w ukraińskim - o "zmarłych".

By opowiadać o pamięci, Szyngiera zdecydowała się na ostentacyjnie sztuczną teatralną formę. Wykonawcy nie wcielają się w cytowane postaci, ogrywają je z dystansem. Świetny aktorski warsztat pokazują Artman, Beata Bandurska, Mirosław Guzowski, Michał Wanio. Są zaangażowani, precyzyjni, świadomi.

Nieraz zaskakują. Groza rozładowywana jest tu chwilami makabrycznym humorem. Długi spis ukraińskich tortur, wyliczonych i ponumerowanych przez polskiego historyka, Artman recytuje rytmicznie. Rozbija w ten sposób opis masakry. Po co? By nie dać się uwieść perwersyjnej fascynacji makabrą, złudnemu poczuciu, że oto obcujemy z historią w jej realnym, skończonym kształcie. W innym miejscu Guzowski "kłóci się" z mówiącą z ekranu byłą członkinią UPA, wskazując niekonsekwencje w jej opowieści.

Szyngiera traktuje nieufnie i relacje, i dokumenty. Jest w "Swarce" osobliwy wykład z archeologii obrazu - Bandurska mówi o fotografii dzieci powieszonych wokół drzewa, splątanych drutem kolczastym. To ilustracja obecna w wielu publikacjach o rzezi wołyńskiej. Widzimy kolejne odsłony mającej pochodzić spod Tarnopola fotografii, wreszcie okazuje się, że pokazuje ona makabryczną zbrodnię dokonaną przed wojną przez chorą psychicznie kobietę spod Radomia. "Swarka" ostrzega przed sytuacją, w której "za dobrze wiemy", za dobrze "ich" znamy, by dopuścić myśl, że patrzymy na coś zupełnie innego, niż sądzimy.

Ten mechanizm cały czas działa. Dopiero co internet obiegła podawana dalej tysiące razy "naoczna" (zdementowana przez włoską policję) relacja polskiego blogera, który miał widzieć na granicy austriacko-włoskiej dzikie hordy uchodźców atakujące autokary. Wysyp historycznych filmów, książek, spektakli wcale nie musi oznaczać, że uczymy się z historii. "To, co było, może przyjść" - chciałoby się powtórzyć za Wyspiańskim, patrząc na hejt przeciwko uchodźcom w sieci i jawne wzywanie do przemocy na ulicznych manifestacjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji