Artykuły

Dorosławski: Rutyna i odcinanie kuponów to chyba najgorsze, co może nas spotkać w teatralnej pracy

Władze Częstochowy zdecydowały, że nie chcą zmian personalnych w Tearze im. Mickiewicza. Dlatego to Robert Dorosławski - po dziewięciu latach szefowania miejskiej scenie - planuje kolejne trzy sezony. Rozmowa w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

Zuzanna Suliga: Pod pana kierownictwem przez dziewięć lat teatr dał 54 premiery. Jakieś szczególne powody do dumy?

Robert Dorosławski: Myślę, że naszym, jako teatru, największym sukcesem jest to, że na te 54 premiery, nie daliśmy za dużo takich zjawisk, które w slangu teatralnym nazywa się "pawiami artystycznymi". Ja sam wskazałbym tylko jednego takiego "pawia". To bardzo niewiele, jak się popatrzy na to, co wyprawiają niektóre teatry w Polsce. Oczywiście, można powiedzieć, że unikamy ryzyka artystycznego. Jednak "bawiąc się" publicznymi pieniędzmi, uważam, że powinniśmy go unikać. Dziewięć lat, to okres dyrekcji niemal najdłuższy w historii tego teatru. Tylko panowie Uramowicz, Kron i Bartosik byli dyrektorami przez dekadę. Zbliżam się do tej rekordowej granicy, a ponieważ podpisałem umowę na kolejne trzy sezony, wszystko wskazuje na to, że ją przekroczę. Ostatnio w wydziale kultury powiedziano mi, że nie wypłynął żaden anonim ze skargą na mnie, co w teatrze chyba jest ewenementem, bo generalnie ludzie donoszą, a na dyrektorów zwłaszcza. To powodzik do satysfakcji, że udało nam się stworzyć atmosferę bliską normalności, choć oczywiście kłócimy się i dochodzi do spięć.

Długo zastanawiał się pan czy przystąpić do konkursu?

- Toczyłem walkę w sobie, bo instytucje artystyczne wymagają nowej energii, wsadzania kija w mrowisko. Mimo 51-lat na karku, moje życie zawodowe tak się szczęśliwie układało, że nie musiałem dotąd startować w żadnym konkursie. Pracowałem w różnych miejscach, kończyłem jeden etap i natychmiast otwierała się nowa furtka. Nie byłem zmuszony z nikim się ścigać, z nikim rywalizować. Nie ukrywam, że trochę podnieciła mnie ta nowa perspektywa. Nawet gdybym przegrał, byłoby to ciekawe doświadczenie.

Wygrał pan. Rozmawialiśmy o sukcesach, pora na rzeczy, które się nie udały.

- Występuję w teatrze nie tylko jako zarządca i pracodawca bez mała setki osób, ale także jako producent, który przygląda się temu wszystkiemu od kuchni. Ja wiem gdzie daliśmy ciała, gdzie nie dopilnowaliśmy albo zbyt szybko doprowadziliśmy do premiery. Publiczność może mniej to zauważa, i bardzo dobrze, bo robimy wszystko, żeby skazy nie były widoczne. Mam niedosyt, że zbyt mało włączam się w działania promocyjne. Zdaję sobie sprawę, że powinniśmy mocniej zaprezentować się na zewnątrz, zwłaszcza z tymi spektaklami, z których naprawdę możemy być dumni. Lokalnie funkcjonujemy nie najgorzej, ale brakuje nam trochę oddechu zewnętrznego. Ze spektakli granych w Częstochowie tak naprawdę żyjemy. Za każdym razem podkreślam, że jesteśmy teatrem częstochowskim i gramy dla tutejszej publiczności. Jednak wyjazdy festiwalowe i te do dużych ośrodków, zderzanie się z nową krytyką, mogłoby nam przynieść splendor. Mam do siebie żal, że za mało włączyłem się w te działania. Za mało włączył się w nie - powiem to otwarcie - Piotr Machalica. Dokonaliśmy rachunku sumienia. W tej nowej kadencji będziemy robić wszystko, żeby zaistnieć w szerszej perspektywie. W tym kierunku pójdziemy i to będzie pewna nowość.

To znaczy, że funkcję dyrektora artystycznego nadal będzie pełnił Piotr Machalica?

- Tak. Kadencyjność dotyczy tylko dyrektora naczelnego.

Wróćmy do otwierania się na zewnętrzną publiczność. Pierwszy krok już zrobiliście, bo o ubiegłorocznym "Hamlecie" było dosyć głośno.

- W przypadku "Hamleta" też czujemy niedosyt jeśli chodzi o zaproszenia festiwalowe i nagrody. Jednak czynimy drugi krok w tym kierunku i to najbliższą premierą zaplanowaną na 19 września. To spektakl "W starych dekoracjach" Igora Gorzkowskiego z Henrykiem Talarem. Jego jubileusz 50-lecia pracy artystycznej spowoduje, że do Częstochowy przyjedzie mnóstwo gości z całej Polski i dziennikarzy, i przyjaciół pana Henryka. O tym przedstawieniu już się mówi w Polsce.

A skąd pomysł, żeby tę jubileuszową fetę zorganizować właśnie w Częstochowie?

- Pan Henryk Talar w ubiegłym roku zadzwonił do mnie mówiąc, że będzie obchodził jubileusz. A że czuje się z Częstochową emocjonalnie związany, to chciałby zrobić to w naszym teatrze. Zaprosiłem go na premierę "Hamleta", żeby obejrzał jak pracujemy i zdecydował, czy nadal chce. Chciał i to chyba dla nas najlepsza recenzja. Od tej pory zaczęliśmy myśleć konkretnie nad tym, jak ten jubileusz ma przebiegać. Ważne było dla nas, żeby reżyserem był twórca, z którym dotąd nie pracowaliśmy. Takie sytuacje nas rozwijają. Istotne było też to, żeby był to reżyser, którego Henryk Talar ceni i lubi z nim pracować. Byłem świadkiem w przeszłości jak pan Henryk potrafi zdominować reżysera i potem nie wiadomo czyje to dzieło. Nie ukrywam, że moim marzeniem było zaproszenie Igora Gorzkowskiego do Częstochowy. Razem z Talarem zrobili dwa świetne spektakle - "Polowanie na łosia" i "Burzę". We trójkę zaczęliśmy myśleć nad repertuarem. Propozycje padały różne, m.in. "Kartoteka". Igor Gorzkowski lubi jednak realizować przedstawienia oparte na własnej adaptacji jakiegoś wybitnego dzieła literackiego. Budulcem "W starych dekoracjach" stało się kilka opowiadań Różewicza. Poprosiliśmy panią Wiesławę, wdowę po poecie o zgodę. Łatwo nie było, ale się udało. Teraz prace są mocno zaawansowane i odliczamy dni do premiery.

Czy emocje i obawy przy takiej premierze są większe?

- To trudny do zrealizowania materiał i w sensie aktorskim, i inscenizacyjnym. Jednak gdy mówię trudny, publiczność nie powinna się martwić, bo obcowanie z prozą Różewicza na pewno nie będzie traumą. W tym tekście jest sporo zabawnych i zaskakujących i fragmentów. Myślę, że to będzie ważne przedstawienie dla częstochowskiego teatru. Nie tylko ze względu na udział Henryka Talara i sam jubileusz, ale ze względu na temat.

Ważny temat, głośna premiera, czyli teatr rusza naprzód. Jakie kolejne zmiany i wyzwania sobie stawiacie?

- Rutyna i odcinanie kuponów to chyba najgorsze, co może nas spotkać w teatralnej pracy. Trzeba ciągle dawać sobie kopa, mam nadzieję, że tak się stanie. I że przyczyni się do tego nowy zestaw twórców, których chcemy zaprosić do Częstochowy. Czeka nas nowa energia, nowe doświadczenia. Chciałbym, żebyśmy trochę namieszali artystycznie. Ciekaw jestem na ile, przez te dziewięć lat przygotowaliśmy naszą publiczność, do obioru bardziej ryzykownych rzeczy. Zaczynamy współpracą z Igorem Gorzkowskim. Potem będzie "Proca" Nikołaja Kolady w reżyserii André Hübnera- Ochodlo i to jedyny reżyser w tym sezonie, z którym dotąd współpracowaliśmy. Potem premiery, które będą z nami przygotowywać Adam Sajnuk, Marcin Hycnar i Małgorzata Bogajewska.

Co ciekawe, spektakle niemal wszystkich tych twórców zobaczymy podczas zbliżającego się Przeglądu Przedstawień Istotnych "Przez Dotyk".

- To nam wyszło trochę przypadkowo. Najpierw wybraliśmy hasło "Ofiara". Później okazało się, że przegląd scala nie tylko temat, ale też twórcy, których niebawem zaprosimy do współpracy. Pokażemy "Burzę" i "Idiotę" Igora Gorzkowskiego, "Ofiarę" Adama Sajnuka, "Jakobiego i Leidentala" Marcina Hycnara i "Ich czworo" Małgorzaty Bogajewskiej.

A czy na teatralny afisz powrócą w tym sezonie jakieś starsze propozycje. Na przykład. "Znikomość".

- Chcemy odgrzebać "Znikomość" i "Być jak Kazimierz Deyna". A na Sylwestra - "Miłość i politykę', nie jesteśmy jeszcze dogadani z Joanną Liszowską, ale na pewno ten tytuł powróci.

Przy okazji rozpoczęcia nowego sezonu, nie mogę nie zapytać o remont teatru. Mówi się o tym już od dawna.

- Mam nadzieję, że dojdzie do kapitalnego remontu albo chociaż prac w mniejszej skali. Niemniej prace inwestycyjne nas czekają, co powoduje duży dyskomfort logistyczny naszej pracy, ale też daje nowe szanse. Wytrąci nas z przyzwyczajeń i kolein. Będziemy musieli działać w zupełnie nowych warunkach. Być może przypomnimy mieszkańcom o pewnych obiektach, które niszczeją, a które są tak klimatyczne, że może tam funkcjonować świetny teatr. Nie będę zdradzać szczegółów, bo trwają jeszcze ustalenia w tym temacie. Decyzje dotyczące terminu rozpoczęcia remontu miały zapaść na początku roku, potem w trakcie wakacji. Teraz mówi się, że nastąpi to pod koniec roku. Zapadają one poza Częstochową, nie mamy na to wpływu.

Czyli przed jubileuszem 90-lecia teatru się nie uda?

- Można go obchodzić albo jesienią przyszłego roku, tak jak zawiązała się spółka teatralna przy ulicy Katedralnej. Można by to połączyć z okrągłą rocznicą nadania teatrowi imienia Adama Mickiewicza. Można też go obchodzić w marcu 2017 roku, kiedy dano pierwszą premierę. Bez względu na termin, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że teatr nie zostanie do tego czasu wyremontowany. Remont potrwa dwa lub trzy sezony. Jubileusz możemy świętować już "na wygnaniu".

Zostając przy temacie rocznic. To w listopadzie wypada 10 lat od śmierci Marka Perepeczki, byłego dyrektora częstochowskiego teatru. W ubiegłym roku ławeczką i koncertem Częstochowa fetowała dziewiątą rocznicę śmierci. Teraz też coś szykujecie?

- Teatr jest dziedziną efemeryczną, to my, przyjaciele podsycamy pamięć o tych, którzy odeszli. I to jest przypadłość teatru, bo nie zostawia on swoich tak trwałych śladów, jak inne wytwory sztuki. Szykujemy się do świętowania. Wszystko zależy od tego, kiedy pan Andrzej Kalinin wyda swoją książkę złożoną z rozmów z Markiem i ze wspomnień częstochowskich przyjaciół aktora. Sam pozwoliłem sobie napisać jedno z nich. Gdyby udało się wydać ją w listopadzie, połączylibyśmy promocję książki z pokazem filmu o Marku, który powstał w tym roku. Okrasilibyśmy to naszymi artystycznymi poczynaniami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji