Artykuły

Klata kontra Słowacki

"Fantasy" w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Monika Żółkoś w Didaskaliach.

"Fantasy" Jana Klaty rozbudził wielokrotnie podejmowaną dyskusję na temat współczesnych odczytań klasyki i granic reżyserskich operacji na tekście. Recenzenci prześcigają się w zapewnieniach, że gdańska inscenizacja wierna jest głębszej, nie dosłownej warstwie dramatu i że wszystkie zabiegi Jana Klaty mają na celu aktualizację tekstu, zakorzenienie go w dzisiejszych czasach. To twórcze zderzenie opisanych przez Słowackiego początków społeczeństwa pieniądza z rozpasanym kapitalizmem przełomu XX i XXI wieku ma podobno wydobywać współczesność "Fantazego", przeciwstawiając się z całą mocą "tradycyjnej inscenizacji lektury szkolnej" (którą ten dramat nigdy nie był). Trzeba więc na początku powiedzieć, że ów problem granic interpretacji jest źle postawiony. Cała frakcja obrońców tradycji i inscenizacji "po bożemu", która miałaby być zbulwersowana "Fantasym" Klaty, po prostu nie istnieje.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma chyba obecnie złudzeń, że teatr powinien być próbą dla klasycznego tekstu, że musi zderzać go ze współczesną mentalnością, z naszą wizją świata, z charakterem rzeczywistości, w której żyjemy. Dyskusja spod znaku "reżyser ma pomysły" zmieniła swoje oblicze. Kto dziś dopomina się o wierność didaskaliom i literze tekstu? Kogo bulwersuje współczesny kostium i obdarzenie postaci nowoczesną świadomością? Przedmiotem dyskusji nie jest to, czy reżyser przyłożył do dramatu kod współczesności, ale jak to zrobił, co przy pomocy klasycznego tekstu osiągnął, co ważnego o nas w ten sposób powiedział.

Jedno jest pewne. "Fantasy" Jana Klaty to spektakl do bólu współczesny, ale jednocześnie płytki i bardzo jednoznaczny. Reżyser przekłada na realia dzisiejszego blokowiska nie tylko główne relacje, ale nawet drobne zdarzenia, sporo zresztą dodając od siebie. Scenograf Mirek Karczmarek stworzył miniaturę Polski B. Postawił na scenie blok mieszkalny o prawie rzeczywistych rozmiarach. Na podwórku trzepak, śmietnik, za brudnymi oknami wisi pranie. Obraz biedy, bylejakości, bezguścia, który doskonale znamy z naszych podwórek. To beznadziejne polskie piekiełko, w którym obok znaku "K+M + B" widnieje inny znaczący skrót - "HWDP". Życie mieszkańców toczy się między stojącą po prawej stronie sceny kolekturą Lotto, a przeciwległym lombardem, między naiwną nadzieją na lepsze życie, a realnością zastawu i sprzedaży.

Jan Klata nie ufa teatralnym skrótom i abstrakcyjnym skojarzeniom. Nie rysuje świata kilkoma kreskami, lecz próbuje sugestywnie oddać jego, rozpisany na detale obraz. Realizm stworzony przez szczegóły scenograficzne wzmacniają działania aktorskie nasycające spektakl rodzajowością - mała Stelka wymienia obrączkę Jana (Marcin Czarnik) w lombardzie i kupuje ogromny lizak z napisem "love", piesek Fantazego naprawdę pojawia się na scenie (i aż do momentu zastrzelenia psiaka przez Idalię budzi niesłabnące zainteresowanie publiczności), zadłużony Respekt zostaje dwa razy napadnięty przez domagających się spłaty długu osiłków, którzy najpierw obcinają mu piłą elektryczną kilka palców, a w kolejnej scenie pakują go do śmietnika, w który walą kijami baseballowymi. Podobnych scen można wymienić jeszcze wiele, problem w tym, że większość z nich to zwykłe gagi - dowcipne, pomysłowe i na pewno efektowne, ale jednocześnie niebezpiecznie łatwe. Podobne zastrzeżenia budziła już "...córka Fizdejki" z Wałbrzycha. Tu także celną obserwację rzeczywistości od płytkiego, obliczonego na efekt pomysłu dzieliła bardzo cienka linia.

W gdańskim spektaklu Respektowie (Joanna Bogacka i Jerzy Gorzko) chcą oddać za pół miliona swoją córkę Fantazemu, gdyż mają dość długów, upokarzającego ubóstwa i życia, w którym jedyną szansą na odzyskanie dawnej pozycji społecznej jest trafienie w totolotka. Mieszkają w obskurnym bloku, otoczeni prymitywnymi sąsiadami, którzy wulgarnie się awanturują, puszczają muzykę na cały regulator, ostentacyjnie podglądają rodzinne sceny Respektów. Ci zaś, jako przedstawiciele zubożałych elit, śnią resztką sił swój sen o świetności, tonąc w hipokryzji i samooszustwie. Oboje zachowują się tak, jakby nie dostrzegali, jak nisko upadli. Z lepszego, dawno minionego życia zachowali eleganckie przyzwyczajenia i maniery. Respektowa urządza herbatkę w ogrodzie, za który służy blokowy trawnik. Diana (Eliza Borowska), ich córka na wydaniu, ćwiczy grę na wiolonczeli, a rodzice zasłuchują się w piękną muzykę, tak inną od rozbrzmiewających głośno na scenie hitów. Fakt, że Respektowie jawią się tu jako naiwne pięknoduchy, a jednocześnie ludzie boleśnie złamani, pozwala domyślić się stosunku Klaty do jego bohaterów.

W spektaklach tego reżysera świat jest spsiały, przeżarty małostkowością i hipokryzją, a żyjący w nim ludzie są zbyt słabi, by przeciwstawić się powszechnie obowiązującym regułom. Klata nie demonizuje swoich bohaterów, pokazuje ich jako wrzuconych w bezlitosny porządek, któremu muszą się poddać. Zawsze jednak zostawia im nadzieję - jakąś wartość, która pozwala choć częściowo ich zrozumieć i współczuć im, ale nie wystarcza, by ich ocalić. Dlatego w "Fantasym" nie ma szczęśliwego zakończenia. Fantazy (Cezary Rybiński) i Idalia (Marta Kalmus) próbują popełnić samobójstwo, sięgając po sposób zarazem teatralny i bardzo drastyczny - obwiązują sobie głowy foliowymi workami, uszczelnionymi plastrem. Jednocześnie w oknach blokowiska pojawiają się znaki żałoby po papieżu. Czy Klata piętnuje kicz religijny, który jest na stałe wpisany w polski krajobraz? A może chce zderzyć obliczone na efekt, steatralizowane samobójstwo Fantazego i Idalii z autentycznym przeżyciem śmierci?

Przychylam się raczej do pierwszej opcji. Za dużo w spektaklach Klaty ironii wynikającej z niezgody na polską rzeczywistość, zbyt wiele go we współczesnym świecie uwiera, by przystał na bezkrytyczną afirmację. Szanuję bunt tego reżysera, postawę sprzeciwu, jego rozdrażnienie polską małostkowością, prowincjonalizmem, ciemnotą - i podoba mi się, że z tej chęci walki rodzi się teatr. A jednak spektakle Jana Klaty często budzą we mnie opór z powodu efektownych pomysłów, które czasem prowadzą do oczywistych konstatacji, do drapieżnego przedstawienia prawd powszechnie znanych i niekwestionowanych. "Fantasy" jest tego dobitnym przykładem. Zderzenie dramatu Słowackiego z realiami Polski B zamienia się na gdańskiej scenie w prawdziwą społecznie, lecz banalną historię. Spektakl Jana Klaty mówi o międzyludzkich relacjach i hierarchiach socjalnych zdominowanych przez pieniądz, o zredukowaniu naszych marzeń do pogoni za kasą, wreszcie o tym, że żyjemy w strefie wpływów USA. Zastąpienie rosyjskich wojskowych z dramatu Słowackiego amerykańskimi żołnierzami walczącymi w Iraku to chwyt wyjątkowo płaski. Ich militarna akcja na podwórku Respektów pokazuje, że nasze wyobrażenia o wojnie zostały ukształtowane przez gry komputerowe, medialne spektakle i filmy akcji. To oczywiście prawda, ale czy do wypowiedzenia jej potrzeba teatralnej sprawności Jana Klaty?

Rapowanie kalekich żołnierzy na wózkach inwalidzkich to chwyt podobny do tego, który reżyser zastosował w "...córce Fizdejki", wprowadzając na scenę postaci w obozowych pasiakach. Mocny i bulwersujący obraz, który ma odebrać widzowi dobre samopoczucie i sprawić, by poczuł, że teatr nie jest od mówienia przyjemnych rzeczy ani zapewniania komfortowego oglądu. Mimo że takie myślenie jest mi bliskie, to wciąż uważam pomysły z pasiakami i żołnierzami na wózkach za łatwe, szantażujące widzów emocjonalnie i trochę niesmaczne. Jest jednak w gdańskim spektaklu scena, która wstrząsa odbiorcą dużo bardziej przewrotnie i skutecznie, niż kilkuminutowy rap kalekich żołnierzy.

Gdy żona Rzecznickiego (Kim) flirtuje i tańczy z amerykańskim wojskowym utwór "Czerwone maki na Monte Casino", od razu przypomina się pokoleniowy głos z "Popiołu i diamentu" Wajdy - tego się nie tańczy! Klata idzie jednak w swoim obrazoburstwie jeszcze dalej i pokazuje, że przy tym nie tylko się tańczy, ale nawet cynicznie uprawia seks. Reżyser "Fantazego" zagląda pod podszewkę narodowych i prywatnych emocji. Pokazuje, jak silnie tkwią w nas zdezaktualizowane już wzorce patriotyzmu, jak bardzo wrażliwi jesteśmy na polską mitologię, choć straciła ona aktualność. Nie jest to przypadek, że ta właśnie scena, jedna z najbardziej znaczących w spektaklu, została dopisana przez Jana Klatę, który dodaje do tekstu soczyste przekleństwa, a jednocześnie usuwa całe fragmenty dramatu. Fraza Słowackiego potrzebna jest reżyserowi niemal tylko po to, by zbudować dowcipne kontrapunkty, jak wówczas, kiedy Diana stwierdza, że może szczerze mówić z Fantazym, gdyż są sami, a w tej samej chwili z okien wychylają się głowy ciekawskich sąsiadów, lub gdy Idalia kwituje piosenkę rezerwistów "Godzina piąta, minut trzydzieści..." słowami: "Jaka cudowna pieśń!... Szczekają skały. / Jakby stu wilków otworzyło paszcze / I razem z głosem czarną krwią rzygały".

Oczywiście, wypada się zgodzić z sygnalizowanym przez reżysera w wywiadach rozejściem się pięknego słowa i nędznej rzeczywistości, z nieprzystawaniem mentalności Respektów do realiów brutalnego kapitalizmu, ale dlaczego efekt rozmijania się frazy Słowackiego z sytuacją teatralną dotyczy wszystkich postaci, nie zaś tylko tych, które żyją rojeniami o niegdysiejszej świetności? Trudno oprzeć się poczuciu, że Jan Klata opowiada swoją historię obok utworu Słowackiego, a publiczność czeka raczej na kolejny obraz, który jest głównym nośnikiem sensu, nie zaś na kolejną sekwencję dramatu.

W zderzeniu dwóch języków - idealnie rozpoznawalnego, eklektycznego, w którym łączą się najrozmaitsze ikony współczesności oraz języka dramatu - ten ostatni musi przegrać. Dlatego scena, w której Jan wypowiada za kulisami swój monolog wściekłości i niespełnionego uczucia, wydaje się reżyserską deklaracją, potwierdzeniem stosunku twórców spektaklu do dramatu Słowackiego. Otóż Marcin Czarnik mówi te słowa tak, by nie można było ich zrozumieć. Obawiam się, że ta znacząca nierozpoznawalność języka Słowackiego jest jednocześnie zgodą na jego unieważnienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji