Artykuły

Tak rozwijał się rozmaryn

Jeszcze brzmi w uszach starszego i średniego pokolenia butny tekst "My pierwsza brygada". Jeszcze dobrze pamiętają starsi spośród nas piewcę i herolda wojującej piłsudczyzny, Juliusza Kaden-Bandrowskiego, uchodzącego w latach międzywojennych za synonim serwilizmu i wierności "wodzowi". I oto ukazuje się na wspaniałej scenie Skuszanki polityczny pamflet będący próbą doczytania się w tekście najbardziej wiernopoddańczej powieści tego pisarza akcentów politycznego paszkwilu i drwiny.

Ha, już starzy Rzymianie mówili, że nawet książki mają swoją historię...

Nie będę się spierał z autorem "Radości z odzyskanego śmietnika" *) na temat racji czy braku racji w takim odczytaniu "Generała Barcza", wydaje mi się jednak, że dziś, po 20 latach od odejścia ostatnich władców sanacji, szkoda było tej pasji, jaką włożył on w zrobienie zjadliwej karykatury postaci tej powieści. Taka pośmiertna karykatura ma jednak inne znaczenie i powoduje inny oddźwięk od zamierzonego, bo zamiast godzić w określone jednostki lub grupę, godzi w ich ofiary. Przedstawienie międzywojennej kliki rządzącej jako bandy infantylnych łajdaków i durniów dziś, w zmienionych radykalnie warunkach politycznych i społecznych sprawia wrażenie pustej walki z cieniami.

Naturalną konsekwencją tej artystycznej strategii jest oczywiście ideologiczna próżnia i całkowite wyjałowienie postaci scenicznych z cech ludzkich. Dlatego też Jerzy Krasowski, reżyser widowiska, miał olbrzymie trudności z ustawieniem swoich bohaterów na scenie w sytuacjach, które w te bądź co bądź papierowe kukły miały tchnąć odrobinę życia. I tu Krasowski wykazał swój wysoki kunszt reżyserski: polityczne kukiełki nabrały rumieńców i zaczęły żyć. Jest to zresztą niemałą zasługą znakomitego zespołu aktorskiego, na którego czoło wybili się: Franciszek Pieczka (jako gen. Barcz), Tadeusz Szaniecki (gen. Krywult), Witold Pyrkosz (major Pyć). Edward Rączkowski pokazał literata Rasińskiego tak, jak by był sławnym Szwejkiem, a nie znakomitym propagandzistą i pisarzem. Panie, które miały w sztuce niewiele do powiedzenia, niewiele też z siebie dały: krążyły po scenie - szczerze mówiąc - drażniły swoimi strojami i barwnymi perukami.

Skoro już mowa o kostiumach warto zwrócić uwagę ich autora na popełnione anachronizmy: major Pyć chodził w mundurze oficera Milicji Obywatelskiej, generałowie nosili mundury nie przypominające zupełnie mundurów z owej epoki, szczytem zaś było pokazanie grupy żołnierzy z "pepeszami" (o których wówczas nie marzyli nawet najwybitniejsi konstruktorzy) w kosmonautycznych skafandrach.

Dekoracje odkrywcze, ciekawe, barwne znakomicie tworzyły nastroje od pełnych grozy po groteskę w scenie "uczty".

Aktorzy, przyzwyczajeni do innych rozmiarów sceny i widowni, w pierwszych dwóch aktach mówili zbyt cicho, wobec czego nie wszystkie kwestie i na pewno cięte dialogi dochodziły do świadomości widzów. Dopiero w trzecim akcie natężenie głosu pozwoliło na ocenę ich znakomitych walorów dykcyjnych.

Teatr Ludowy w Nowej Hucie obchodzi swoje pięciolecie - czy wybór sztuki na tę jubileuszową okazję był celowy, śmiem wątpić. Paszkwile i pamflety adresowane do zaświatów nie budzą sympatii.

*) Teatr Ludowy w Nowej Hucie. Teatr Polski, Warszawa. Jerzy Krasowski "Radość z odzyskanego śmietnika", według powieści J. Kaden-Bandrowskiego "Generał Barcz". Reżyser: Jerzy Krasowski. Scenograf: Józef Szajna. Muzyka: Jerzy Kaszycki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji